Taki wynik plasuje ją obok absolutnych gigantów: Nvidii (4,2 bln USD), Microsoftu (3,8 bln USD) i Apple (3,5 bln USD). W praktyce oznacza to, że na Wall Street Alphabet awansował do grona strategicznych aktywów, które fundusze i inwestorzy traktują jako obowiązkową pozycję w portfelu.
Skąd ten wzrost?
Wrześniowa euforia inwestorów to efekt przede wszystkim korzystnego wyroku w sprawie antymonopolowej. Amerykański Departament Sprawiedliwości przez lata próbował wymusić na Google sprzedaż przeglądarki Chrome, a w dalszej perspektywie nawet systemu Android. To uderzyłoby w samo serce imperium, bo Chrome i Android są głównymi „kanałami dostępowymi” do wyszukiwarki – a ta odpowiada za ponad połowę przychodów firmy. Sąd ostatecznie stwierdził, że Alphabet nie musi sprzedawać swoich kluczowych aktywów (redaktor naczelny się tą wieścią nawet podekscytował). Ma wprawdzie dzielić się częścią danych z konkurencją, ale to drobiazg w porównaniu z groźbą rozbicia spółki.
Drugi czynnik to sztuczna inteligencja. Alphabet przez lata uchodził za firmę, która „przespała” boom AI, oddając pole OpenAI czy Nvidii. Tymczasem najnowsze wyniki kwartalne pokazują, że produkty AI zaczynają realnie podbijać sprzedaż – przychody wzrosły o 15% rok do roku, lepiej niż oczekiwali analitycy. A rynek kocha historie o „drugiej młodości” dużych spółek technologicznych.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 20,77%
Czy Alphabet jest już przewartościowany?
Trzy biliony dolarów brzmią jak kosmos, ale wskaźnik cena/zysk (P/E), który mówi ile inwestorzy płacą za jednego dolara zysku, nie wskazuje jeszcze na bańkę. Alphabet notowany jest poniżej ekstremów charakterystycznych dla przegrzanych spółek. Dla porównania – Nvidia handluje dziś przy P/E rzędu 60-70, a Alphabet plasuje się sporo niżej, w okolicach 25-27. To poziom, który wielu analityków uznaje za „zdrowy” w przypadku firmy rosnącej dwucyfrowo rocznie. W praktyce oznacza to, że inwestorzy nie kupują akcji wyłącznie z nadzieją na przyszłe cuda, ale płacą za realny i przewidywalny biznes.
Z jednej strony Alphabet wygrał jedną z najważniejszych bitew regulacyjnych i ma przed sobą lata spokojniejszego rozwoju. Z drugiej – regulatorzy w Europie czy Azji nadal przyglądają się jego praktykom, a AI to rynek, na którym konkurencja nie śpi. Microsoft, korzystając z OpenAI, ma dziś przewagę w integracji AI z produktami biurowymi, a Nvidia rozdaje karty w sprzęcie i infrastrukturze. Alphabet musi więc udowodnić, że Gemini i inne projekty nie są tylko pokazówką, ale prawdziwym źródłem zysków.
Czytaj też: Nvidia w końcu leci w dół. To może być pęknięcie bańki AI lub równie dobrze przygotowanie pod atak na 800 dolarów za akcję. Cieszę się, że mogłem pomóc
W krótkim terminie akcje mogą kontynuować rajd – inwestorzy, którzy przegapili wzrost od początku roku (ponad 30%), często dołączają późno, napędzając jeszcze większe wzrosty. W długim terminie spółka będzie musiała balansować między regulacjami, inwestycjami w AI i utrzymaniem dominacji w wyszukiwarce. Historia uczy jednak, że Alphabet wielokrotnie wychodził cało z podobnych kryzysów – czy to po karach od Komisji Europejskiej, czy po rewolucjach technologicznych.
Czytaj też: Apple staje się jak BlackBerry. Jak dłużej będzie się tak zachowywać, to podzieli los BlackBerry
Można więc zakładać, że 3 biliony dolarów nie są jeszcze szczytem możliwości. Ale żeby dojść do poziomu Nvidii czy przebić Apple, Alphabet musi pokazać coś więcej niż obronę status quo. Kluczowe będą kolejne kwartały i to, czy AI rzeczywiście zamieni się w maszynkę do drukowania pieniędzy na miarę wyszukiwarki.