Dyskusja o „generacji Piotrusia Pana” trwa od lat. Teraz nieoczekiwanie głos w tej sprawie postanowiła zabrać… ambasada w Chorwacji. – Jak ktoś ma problem i jest pełnoletni, niech sam się zgłosi do konsula – taki przekaz komunikuje placówka. Wygląda na to, że sporo rodziców 30-latków bombarduje telefonami dyplomatów w Zagrzebiu…
Swój najnowszy wpis ambasada w Chorwacji zaczyna dość niewinnie.
Osoby przebywające w Chorwacji, chcąc otrzymać jakiekolwiek informacje, proszone są o bezpośredni kontakt z konsulem. Ułatwi to i przyśpieszy pozytywne rozwiązanie sprawy! – pisze placówka na swoim facebookowym koncie.
Oczywista oczywistość – chciałoby się zacytować klasyka. Ale dalej już jest znacznie ciekawiej.
Referat Konsularny Ambasady RP w Zagrzebiu nie będzie udzielał żadnych informacji rodzicom dorosłych (20, 30 lub 50-letnich) dzieci, które podczas wakacji w Chorwacji zgubiły dokumenty, otrzymały mandaty, są niezadowolone z kwater, jakości posiłków, wdały się w kłopoty pod wpływem alkoholu/środków odurzających etc. Referat nie będzie też udzielał informacji dzwoniącym z Polski krewnym, przyjaciołom, sąsiadom i innym osobom trzecim, które często nie mają pełnej wiedzy nt. problemu będącego przedmiotem rozmowy.
Auć. Ktoś tu się naprawdę zdenerwował.
Ambasada w Chorwacji. „Dlaczego mandaty nie są po polsku?!”
Co tak wyprowadziło (spokojny z zasady w końcu) z równowagi wydział konsularny w Zagrzebiu? Konkretów ambasada nie zdradziła. Ale w dyskusji pod postem trochę uchyliła rąbka tajemnicy;
Nawet Pan sobie nie jest w stanie wyobrazić jakie pytania słyszą konsulowie… i o jakiej porze… bo przecież jest telefon dyżurny i zawsze o 3 rano można zadzwonić i zapytać czy w środę będą pożary, albo dlaczego mandaty nie są wypisane po polsku… – taka odpowiedź pojawiła się z oficjalnego konta ambasady w trakcie dyskusji pod postem.
Tekst jest złośliwy, zwłaszcza biorąc pod uwagę fragment o 50-letnich dzieciach. Nie jest też zbyt, hm, dyplomatyczny. Na pewno jednak można powiedzieć, że apel spodobał się użytkownikom Facebooka. Pojawiły się już setki polubień, udostępnień oraz komentarzy. Zdecydowanie dominują te podkreślające wagę problemu, ale i doceniające gorzki humor ambasady.
Najciekawsze jest oczywiście to, czy apel odniesie jakikolwiek skutek. Fakt, roszczeniowość co poniektórych turystów znad Wisły tajemnicą nie jest. W Polsce pogardliwie nazywani są oni „Januszami” czy „Grażynami” (na Bezprawniku staramy się tak nie pisać, to nie fair wobec tych, którzy się tak nazywają). Jak są nazywani za granicą? Boimy się o tym nawet myśleć. Ale po wpisie jesteśmy niemal pewni, że i w ambasadach mają oni ciekawe ksywki…
Apel ambasady oczywiście nie dotyczy tylko turystów, którzy wykłócają się o to, że „mandat nie jest po polsku”. To też ciekawy wątek w dyskusji o millenialsach. Zdaniem niektórych (zwłaszcza tych starszych), umieją oni się bawić i być roszczeniowi. Jednak gdy pojawiają się kłopoty, sami nie bardzo potrafią stawić im czoła. Skoro rodzice nie potrafili jednak tego zmienić, wątpliwe, żeby nauczyła ich tego ambasada w Chorwacji. No ale w końcu próbować zawsze warto.