Ja wiem, że problem ten może być uważany za zmartwienie pierwszego świata, ale nie tylko mi on przeszkadza
Słuchają niedawno emitowanej audycji „Co Państwo na to?” w Radiu 357, której tematem był hałas w przestrzeni publicznej, naszła mnie pewna myśl. Otóż słuchacze celnie zwracali uwagę na problem, który jest zbyt mało poruszany, a dotyczy mianowicie jazgotu kas samoobsługowych w marketach. Nie wiem, czy tylko ja na to zwracam uwagę, ale problem ten dotyczy wielu sklepów. Na pierwszy plan w tym niechlubnym rankingu wysuwa się u mnie Biedronka.
Czasami naprawdę człowiek może odejść od zmysłów, gdy wszystkie cztery czy pięć kas zacznie wydawać komunikaty w stylu „Proszę odłożyć produkt do strefy pakowania!”, „Proszę poczekać na pomoc obsługi!” czy „Nie zapomnij zabrać paragonu!”.
Ja wiem, że te kasy drą się wniebogłosy po to, aby klienci dokładnie usłyszeli komunikaty, które są do nich kierowane. W tym samym czasie jednak innym klientom już puchną uszy od tego jazgotu.
Drodzy właściciele marketów – hałas w sklepach to realny czynnik wpływający na stres, zmęczenie i komfort zakupów i to nie tylko u osób wrażliwych na niego. Więc warto dążyć za wszelką cenę do tego, aby nie wzmagać go, ale eliminować z przestrzeni publicznej.
Czy osoby odpowiadające za dźwięki w sklepach nie wiedzą, że niektórym klientom to przeszkadza?
O tym, że sklepy zwracają uwagę na to, jak źle wpływa hałas na niektórych klientów, wiemy np. dlatego, że w wielu marketach (np. w Lidlu) wprowadzono „ciche godziny”, w trakcie których klienci nadwrażliwi na hałas, mogą swobodnie zrobić zakupy.
Zdaję sobie sprawę także z tego, że o problemach osób wrażliwych sensorycznie i neuroatypowych nadal niewiele się mówi, ale one naprawdę istnieją i robią zakupy, a świdrujący hałas w sklepie tylko ich od tego odstrasza. Ja już naprawdę czasami wolę zrobić zakupy w lokalnym sklepiku lub w Dino, niż słuchać tych świdrujących dźwięków (do których dochodzi często muzyka w sklepie), które wydobywają się z kas samoobsługowych.
Sklepy ponadto powinny wiedzieć, że wielu klientów nie tylko rezygnuje z zakupów w punktach, w których panuje nieokiełznany hałas, ale także spędza w nich mniej czasu, co automatycznie przekłada się na mniejsze zyski konkretnej sieci marketów.
Zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że całkowite wyciszenie komunikatów kas samoobsługowych nie wchodzi w grę, jednak można chyba położyć nacisk na bardziej wizualne generowanie komunikatów, które nie świdrowałyby tak uszu klientów? Już ściszenie kas o 20 proc. na pewno poprawiłoby komfort robienia zakupów.
Apeluję do właścicieli marketów – technologia ma ułatwiać zakupy, a nie wprowadzać chaos. Cichsza, bardziej przyjazna sensorycznie kasa na pewno przyczyniłaby się do tego, że do sklepu z miłą chęcią chodziliby nie tylko starzy, ale i nowi klienci.