Ujawniając informacje o zaszczepieniu polityków Onet otworzył puszkę Pandory. Można by długo dyskutować o etycznych aspektach piętnowania hipokryzji dygnitarzy w taki sposób. Część danych portal pozyskał jednak z państwowych bazach EWP oraz SEPIS. Wrażliwe dane medyczne polityków nie stanowią informacji publicznej. Jak to się więc stało, że ujrzały światło dzienne?
Nad moralnymi implikacjami ujawniania hipokryzji przedstawicieli politycznej kasty można by się zastanawiać bardzo długo
We wtorek Onet postanowił ujawnić informacje o zaszczepieniu polityków różnych opcji politycznych. Można by się długo rozwodzić nad tym, kto się nie zaszczepił wbrew stanowisku swojej partii. Można równie dobrze piętnować antyszczepionkowo nastawionych polityków, którzy po cichu wzięli udział w „eksperymencie medycznym”. Tak naprawdę jednak w całej sprawie poszczególne przypadki nie są wcale ważne.
Rozważania moralne nad kwestią piętnowania hipokryzji ze strony decydentów są sprawą skomplikowaną i w zasadzie nieodłącznie związane ze współczesną polityką. Czy wolno bowiem „wyoutować” geja, który na aktywnym prześladowaniu innych osób nieheteroseksualnych buduje swoją karierę? Trudno jednoznacznie i bez cienia wątpliwości rozstrzygnąć tego typu dylematy.
O wiele ważniejsze jest to, skąd właściwie informacje o zaszczepieniu polityków wzięły się w rękach Onetu. Sprawa jest czysta w sytuacji, gdy dziennikarze po prostu zapytali daną osobę o to, czy się zaszczepiła i uzyskali od niej odpowiedź. Niestety, Onet poszedł o krok dalej.
Ponieważ część nie odpowiedziała na nasze pytania, zweryfikowaliśmy ich szczepienia w państwowych bazach znanych jako EWP oraz SEPIS
System Ewidencji Państwowej Inspekcji Sanitarnej zawiera w jednym miejscu wszystkie informacje od obywateli trafiające do Sanepidu. Niezależnie od tego, czy ci wybrali drogę elektroniczną, czy telefonicznie. Jest szczególnie ważny w kwestii obsługi każdej choroby zakaźnej i jej kwarantannowania. EWP to z kolei skrót od „Ewidencja Wjazdu do Polski”. Mowa o bazie danych zawierających informacje adresowe i kontaktowe osób powracających do kraju z zagranicy, objętych obowiązkową kwarantanną.
Już na pierwszy rzut oka możemy dostrzec istotę problemu. Mamy bowiem do czynienia z udostępnieniem informacji medycznych, które należą do szczególnie wrażliwego rodzaju danych. Jak to w ogóle możliwe?
Informacje o zaszczepieniu polityków nie stanowią informacji publicznej. Co do zasady nie powinno się ich ujawniać
Nie da się ukryć, że informacje zawarte w SEPIS, EWP i pozostałych specjalistycznych bazach danych nie stanowią informacji powszechnie dostępnych. Inaczej nie byłoby większego problemu z weryfikacją zaszczepienia pracowników, prawda? Podobnie zresztą wygląda sprawa przedsiębiorców próbujących realizować rządowe wytyczne w kwestii limitów dla niezaszczepionych. A jednak toczymy obecnie jako państwo wielomiesięczny polityczny bój o to, w jaki sposób takie dane przedsiębiorcy mogą uzyskiwać. O ile w ogóle taka możliwość będzie im dana.
Można oczywiście wyjść z założenia, że przecież każdy ma prawo dostępu do informacji publicznej. Zgodnie z ustawą regulującą to zagadnienie „Każda informacja o sprawach publicznych stanowi informację
publiczną w rozumieniu ustawy i podlega udostępnieniu”. Pytanie jednak, czy informacje o zaszczepieniu polityków piastujących ważne państwowe funkcje w ogóle stanowi informację o sprawach publicznych.
Jeżeli odpowiemy na to pytanie twierdząco, to automatycznie musimy się zastanowić także nad tym, gdzie postawić granicę. Prezydent? Premier? Poseł? Kurator oświaty? Prezes TVP? Szeregowy pracownik Krajowej Administracji Skarbowej? Bardzo łatwo dojść w tym myśleniu do granicy absurdu. Jeżeli możemy ujawnić dane o zaszczepieniu dygnitarzy, to dlaczego nie o dowolnym przebytym zabiegu medycznym. Może o chorobach psychicznych, albo problemach alkoholowych?
Warto pamiętać, że szczepienia cały czas pozostają w Polsce w pełni dobrowolne
W orzecznictwie sądów administracyjnych przyjmuje się zwykle, że indywidualne sprawy danej osoby, zwłaszcza o charakterze prywatnym, nie stanowią „sprawy publicznej” w rozumieniu ustaw o dostępie do informacji publicznej. Co więcej, także dygnitarze są objęci konstytucyjnym prawem do prywatności, będącym zresztą jednym z praw człowieka. Informacja o zaszczepieniu danej osoby przeciw covid-19 w obecnym stanie prawnym wręcz nie może być uznana za informację publiczną. Chociażby ze względu na wciąż dobrowolny charakter danego szczepienia.
Załóżmy jednak, że Onet uzyskał informacje z EWP i SEPIS w sposób zgodny z prawem, albo że wina za ewentualne naruszenia przepisów leży po stronie osób i organów, które je udostępniły. To przecież możliwe. Wciąż trudno byłoby jednak nie dostrzec czegoś z natury szkodliwego w ujawnianiu tak wrażliwych danych pochodzących z takich właśnie źródeł. Zwłaszcza w sytuacji, w której nasze życie publiczne od lat kręci się dookoła podsłuchów, oraz wykradania i upubliczniania kompromitujących treści. Często także w sposób budzący uzasadnione podejrzenie aktywności tajnych służb wrogich Polsce państw.
Politycy oszukują swoich wyborców nie od dzisiaj – to żadne odkrycie. Im bardziej nasze życie polityczne zbliża się do realiów marketingu czy social media, tym bardziej rysy na wizerunkach dygnitarzy łatwiej dostrzec. Nie oznacza to jednak, że każde wywlekanie brudów polityków na światło dzienne stanowi rzeczywistą troskę o dobro wspólne. Ujawnianie informacji z urzędowych rejestrów zawierających dane wszystkich Polaków robi więcej szkody, niż pożytku.