Znacie Paulinę Rubio? Ja nie, ale okazuje się, że to całkiem znana piosenkarka. W każdym razie jest na tyle znana, że jej życiem prywatnym interesowały się hiszpańskie media. Długa batalia sądowa zakończyła się przez strasburskim trybunałem, który potwierdził: sprawy prywatne są prywatne, nawet jeśli to sprawy osoby sławnej.
Pamiętając, że muzyka łagodzi obyczaje: to jest Paulina Rubio:
A właściwie: Paulina Rubio Dosamantes. W 2005 roku (tak, tyle czasu nieraz trzeba czekać na sprawiedliwość) trzydziestoparoletnią piosenkarkę obsmarował w prywatnej telewizji jej były menedżer. Czego w tej opowieści nie było: seks (rzekomo homoseksualne skłonności pani Rubio), narkotyki, przemoc (przynajmniej tę psychiczną)… Jakby to powiedział, oczywiście przed sprawdzeniem wiarygodności informacji, pewien polski dziennikarz: taka historia sama się robi:
Piosenkarka pozwała telewizję, zarzucając jej, że publikowanie takich materiałów narusza jej prawo do prywatności. Hiszpańskie sądy uznały jednak, że osoba sławna musi liczyć się i godzić z tym, że szczegóły jej życia prywatnego mogą być upublicznione.
Prawo do prywatności celebrytów
Paulina Rubio postanowiła zatem zrobić to, co robi wiele innych, niekoniecznie znanych, osób: „poszła do Strasburga”. W skardze do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (ETPC) zarzuciła Hiszpanii naruszenie art. 8 Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności, który brzmi:
1. Każdy ma prawo do poszanowania swojego życia prywatnego i rodzinnego, swojego mieszkania i swojej korespondencji.
2. Niedopuszczalna jest ingerencja władzy publicznej w korzystanie z tego prawa, z wyjątkiem przypadków przewidzianych przez ustawę i koniecznych w demokratycznym społeczeństwie z uwagi na bezpieczeństwo państwowe, bezpieczeństwo publiczne lub dobrobyt gospodarczy kraju, ochronę porządku i zapobieganie przestępstwom, ochronę zdrowia i moralności lub ochronę praw i wolności innych osób.
ETPC powiedział to, co w gruncie rzeczy wydaje się oczywistą oczywistością dla każdego, kto nie pełni funkcji redaktora naczelnego tabloidu: osoby sławne również mają prawo do życia prywatnego, a zainteresowanie mediów celebrytami nie wynika z najszerzej nawet rozumianego „interesu publicznego”, lecz z chęci zysku.
Sąd wskazał również, że dziennikarze muszą wykazywać szczególną ostrożność przy opisywaniu życia prywatnego osób publicznie znanych. To, że celebryci mają prawo do życia prywatnego – o czym zresztą niejednokrotnie pisaliśmy na Bezprawniku – nie oznacza, że media nie mogą tego życia opisywać. Ale lepiej (choćby z uwagi na własny, partykularny interes finansowy przejawiający się w niechęci do zapłaty sowitych odszkodowań), jeśli będą to robić powściągliwie.
Prawo do prywatności celebrytów nie ma zatem charakteru absolutnego. Wynika to zresztą nawet z przywołanego przez mnie przepisu Konwencji o prawa człowieka, która, w uzasadnionych przypadkach, pozwala na ingerencję w prywatność. Wydaje się natomiast, że ostatnimi czasy sądy – w Polsce, w Europie, nawet w USA – coraz silniej akcentują prawo do ochrony własnego życia przed wścibskimi obserwatorami (i paparazzi), czego głośnym dowodem był upadek Gawkera po aferze z seks-taśmą Hulka Hogana.
Ale jeśli nie na opisywaniu pikantnych szczegółów z życia gwiazd, to na czym zatem będą teraz zarabiać tabloidy?