Żadne „rządowe kafejki internetowe”, tylko bardzo sensowny pomysł. Czym będą Kluby Rozwoju Cyfrowego?

Prywatność i bezpieczeństwo Społeczeństwo Technologie Dołącz do dyskusji (35)
Żadne „rządowe kafejki internetowe”, tylko bardzo sensowny pomysł. Czym będą Kluby Rozwoju Cyfrowego?

Niektóre media już okrzyknęły je chwytliwym określeniem „rządowe kafejki internetowe”. Ale to określenie krzywdzące, bo Kluby Rozwoju Cyfrowego z takimi kawiarenkami nie będą miały wiele wspólnego. Nie chodzi tu bowiem o miejsce, w którym można sobie posiedzieć w internecie albo pograć w CS-a. Kluby mają być narzędziem walki z wykluczeniem cyfrowym u seniorów, głównie z mniejszych miejscowości. A to wciąż poważny problem.

Kluby Rozwoju Cyfrowego

Mogę się domyślić dlaczego część mediów w kpiącym tonie opisała pomysł założenia w Polsce sieci Klubów Rozwoju Cyfrowego. Otóż ogłosił go wiceminister Andruszkiewicz, znany chyba wszystkim narodowiec z Podlasia, którego znalezienie się w rządzie jest jedną z większych tajemnic XXI wieku. Ale pamiętajmy, że pan Adam wykonuje polecenia swoich zwierzchników. A dziś za cyfryzację odpowiada Janusz Cieszyński. Tak, wiem, facet od respiratorów. Ale jednocześnie człowiek z dużymi zasługami dla cyfryzacji systemu polskiej ochrony zdrowia. W tej dziedzinie warto więc mu zaufać.

Czym więc zatem będą Kluby Rozwoju Cyfrowego? Ma to być sieć 2500 miejsc ulokowanych w istniejących bibliotekach, domach kultury czy Uniwersytetach Trzeciego Wieku. Kluby mają zostać przede wszystkim zorganizowane na wsiach i w małych miejscowościach, szczególnie tam gdzie wykluczenie cyfrowe jest największe. Z danych KPRM wynika, że takie potrzeby są przede wszystkim w województwach podlaskim, lubelskim czy świętokrzyskim. W każdym klubie ma działać po dwóch edukatorów, przeszkolonych do tego, by nauczyć chętnych (nie tylko seniorów) korzystania z internetu. Chodzi zarówno o obsługę mediów społecznościowych, jak i komunikatorów typu Skype czy e-usług publicznych, takich jak Internetowe Konto Pacjenta. W końcu po coś stworzono możliwość użycia aplikacji mObywatel w przychodni, prawda?

To bardzo dobry pomysł

I co, nie brzmi wcale tak źle, prawda? I wcale nie wygląda to na internetowe kafejki, co nie? Niestety, ludzie żyjący w dużych miastach, funkcjonujący swobodnie w sieci, rzadko zdają sobie sprawę z tego jakim problemem jest najprostsza e-czynność dla osoby żyjącej na prowincji. Weźmy na przykład taki samospis internetowy, dzięki któremu wielu z nas już dawno zapomniało, że było coś takiego jak spis powszechny. Osoby bez komputera albo bez umiejętności posługiwania się nim musiały albo wykonywać telefony do rachmistrzów albo stać w kolejkach, by spisać się osobiście. Druga rzecz: oszustwa internetowe. Mamy ich przecież całą plagę: oszustwo na wnuczka, oszustwo na Netflixa, oszustwo na PKO BP czy na odłączenie prądu. Wiele osób sprawnych cyfrowo się na to nabiera, a co dopiero ci, dla których każdy odebrany e-mail to miła niespodzianka?

Dlatego pozostaje mi tylko trzymać kciuki za to, by Kluby Rozwoju Cyfrowego powstały jak najszybciej i by działały skutecznie. Przy wielu bardzo złych rzeczach, jakich dokonała obecna władza, akurat cyfryzacja państwa poszła rządzącym bardzo dobrze. Z tym, że jeśli tworzymy e-państwo, to musimy w nim też mieć e-obywateli. A dopóki wykluczonych cyfrowo będą miliony (dokładnie 3,8 – dane KPRM z 2020 roku), to trudno będzie mówić o sprawiedliwym traktowaniu każdego Polaka.