Ochrona dóbr osobistych idzie w Polsce zbyt daleko. Powinniśmy ją ograniczyć

Państwo Prawo Dołącz do dyskusji
Ochrona dóbr osobistych idzie w Polsce zbyt daleko. Powinniśmy ją ograniczyć

Na pierwszy rzut oka ochrona dóbr osobistych wydaje się czymś nie tylko pożytecznym, ale wręcz niezbędnym. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że w Polsce idzie ona o kilka kroków za daleko. Dzięki otwartemu katalogowi naruszeń można wyczarować pozew właściwie z niczego. Dostępne w kodeksie cywilnym formy zadośćuczynienia pozwalają zaś skutecznie uprzykrzyć komuś życie.

Obecne rozwiązania prawne przyciągają niczym magnes absurdalne pozwy, które niestety sądy czasem uwzględniają

Ochrona dóbr osobistych w Polsce stanowi jedną z wielu ważnych składowych kodeksu cywilnego. W teorii stanowi ona dodatkową gwarancję ochrony mieszkańców naszego kraju przed różnego rodzaju nie do końca pożądanym zachowaniem ze strony innych osób. Równocześnie jednak stanowi istną fabrykę pozwów wnoszonych tylko dlatego, że komuś coś się po prostu nie spodobało. Powody takiego stanu rzeczy są dwa. Przede wszystkim, katalog dóbr chronionych jest otwarty. Zawsze więc można wymyślić jakieś nowe dobro osobiste. Co więcej, ustawodawca pozwolił domagać się od pozwanego naprawdę wiele.

Kluczowym przepisem w pierwszym przypadku jest art. 23 przywołanej wyżej ustawy. Ochrona dóbr osobistych ma dzięki jego treści niezwykle szeroki zakres zastosowania.

Dobra osobiste człowieka, jak w szczególności zdrowie, wolność, cześć, swoboda sumienia, nazwisko lub pseudonim, wizerunek, tajemnica korespondencji, nietykalność mieszkania, twórczość naukowa, artystyczna, wynalazcza i racjonalizatorska, pozostają pod ochroną prawa cywilnego niezależnie od ochrony przewidzianej w innych przepisach.

W praktyce polskiego wymiaru sprawiedliwości każde ze wskazanych wprost przez ustawodawcę dóbr podlega interpretacji. Ma ona zwykle charakter rozszerzający. Z jednego dobra można stworzyć następne. Dobrym przykładem może być koncepcja wywodzenia z nietykalności mieszkania prawnej ochrony przed hałasem za oknem. Warto dodać: taka obrona byłaby kompletnie niezależna od immisji sąsiedzkich. To właśnie dlatego niektóre sądy wpadają na jakże „genialny” pomysł nakazywania zamykania boisk, bo miłośnikom ruchu NIMBY przeszkadzają grające w piłkę dzieci.

Prawdę mówiąc, nie może być inaczej, właśnie przez przywołany już otwarty charakter katalogu dóbr osobistych. Takie rozwiązanie wręcz sprzyja kreatywnym interpretacjom przepisów o rozszerzającym charakterze. Zawsze można wymyślić jakieś nowe, nieujęte wprost przez ustawodawcę. Skoro tak, to można też kogoś pozwać za ich naruszenie. Niektóre ze wskazanych w art. 23 dóbr same w sobie są dość kłopotliwe w dzisiejszych czasach. Przykładem może być cześć oraz wizerunek. Na pewno nie pomaga też ignorowanie przez część sędziów art. 5 k.c.

Ochrona dóbr osobistych nie może być batem na osoby, które zrobiły coś, co nam się nie podoba

Nie ma się co oszukiwać: politycy uwielbiają pozywać siebie nawzajem i dziennikarzy właśnie z powodu naruszenia tego czy tamtego dobra osobistego. Sama taka możliwość nie sprzyja budowaniu zdrowej debaty publicznej w Polsce. Trudno oprzeć się też wrażeniu, że ochrona dóbr osobistych w jakimś stopniu utrudnia patrzenie „przedstawicielom narodu” na ręce. Nie sposób także nie wspomnieć o paskudnym zwyczaju straszenia klientów pozwem za negatywną opinię w internecie, który z jakichś powodów wciąż praktykuje część sprzedawców.

Pomijając nawet kontekst polityczny i handlowy, ochrona czci za pomocą sądów jest możliwa bez rozwiązań cywilnoprawnych. Mowa oczywiście o art. 212 i 216 kodeksu karnego, a więc odpowiednio przestępstwie zniesławienia i zniewagi. Różnica jest taka, że w przypadku procesu karnego konsekwencje teoretycznie są surowsze, za to oskarżonego chronią wszystkie typowe dla tej gałęzi prawa domniemania i gwarancje. W przypadku bardziej kontradyktoryjnego postępowania cywilnego szanse na udowodnienie swojej de facto niewinności są ograniczone.

Konsekwencje przegrania procesu wciąż mogą być opłakane. W końcu powodowi przysługuje całkiem spore spektrum środków, które może uruchomić przeciwko pozwanemu w razie wygranej. Znajdziemy je w art. 24 §1 k.c.

Ten, czyje dobro osobiste zostaje zagrożone cudzym działaniem, może żądać zaniechania tego działania, chyba że nie jest ono bezprawne. W razie dokonanego naruszenia może on także żądać, ażeby osoba, która dopuściła się naruszenia, dopełniła czynności potrzebnych do usunięcia jego skutków, w szczególności ażeby złożyła oświadczenie odpowiedniej treści i w odpowiedniej formie. Na zasadach przewidzianych w kodeksie może on również żądać zadośćuczynienia pieniężnego albo zapłaty odpowiedniej sumy pieniężnej na wskazany cel społeczny.

Paradoksalnie najbardziej bolesne może się okazać „złożenie oświadczenia odpowiedniej treści i w odpowiedniej formie”. Wykupywanie platformy w mediach tradycyjnych potrafi być upiornie drogie. Zadośćuczynienie pieniężne również może stanowić obciążenie nieproporcjonalne do rzeczywistej wagi sprawy. Jeśli zaś chodzi o absurdy usuwania skutków naruszenia, to możemy ponownie przywołać przykład likwidowanych boisk.

Czy ochrona dóbr osobistych może w ogóle być rozwiązana inaczej? Z pewnością pomogłoby ograniczenie rozszerzania jej zakresu, na przykład poprzez zamknięcie katalogu samych dóbr osobistych. Nie wydaje się też, by dublowanie rozwiązań prawnokarnych miało większą rację bytu. Kolejną możliwością jest ograniczenie kosztów ponoszonych przez pozwanego w razie przegranej do rozsądnego poziomu.