W czasie wyborów parlamentarnych w 2015 r. politycy różnych opcji prześcigali się w obietnicach ulżenia frankowiczom. Po wyborach zarówno Andrzej Duda, jak i ugrupowanie Kukiz’15 przedstawili własne projekty ustaw, które miały pomóc obywatelom, którzy zdecydowali wziąć kredyt walutowy. I co? I nic – żadnej pomocy dla frankowiczów nie będzie.
Pomoc frankowiczom była do tej pory raczej ogólnym hasłem, niż konkretnym pomysłem z szansami na realizację. Dość powiedzieć, że prezydencki projekt ustawy od roku leży w sejmowej zamrażarce, zaś pomysł klubu Kukiz’15 byłby tak absurdalnie drogi, że jego wejście w życie było mrzonką, w którą wierzyli chyba tylko jego wnioskodawcy (bo wierzyli, prawda?).
Pomoc frankowiczom? To zbyt drogi pomysł, na który nas po prostu nie stać
Oba projekty spotkały się z krytyką. Projekt Andrzeja Dudy był okrojowy w stosunku do wyborczych obietnic, zaś Kukiz’15 kosztowałby banki – wg ostrożnych wyliczeń – około 40 miliardów złotych, co mogłoby rozłożyć system bankowy na łopatki. A kryzys bankowy, jak pokazują liczne przykłady (jak USA czy Islandia), jest bolesne na tyle, że nie warto go ryzykować.
Zapewne to właśnie skłoniło najważniejszego prawnika w kraju, czyli Jarosława Kaczyńskiego, do wypowiedzenia takich oto słów:
(…) frankowicze powinni wziąć sprawy we własne ręce i walczyć w sądach. Nie dlatego, żeby nie ufać prezydentowi czy rządowi, ale dlatego że prezydent i rząd są w sytuacji, która jest zdeterminowana uwarunkowaniami ekonomicznymi. Rząd nie może podejmować działań, które doprowadzą do zachwiania systemu bankowego (…)
A skoro tak mówi Jarosław Kaczyński, a czemu chwilę później nie zaprzeczył wicepremier Mateusz Morawiecki, to jedno jest pewne: tak właśnie będzie, a frankowicze mogą zapomnieć o znaczącej pomocy ze strony obecnego rządu. Akcjonariusze banków mogą natomiast odetchnąć z ulgą, co zresztą widać po wykresie indeksu spółek tego sektora na warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych:
Pomoc frankowiczom – na ratunek sądy?
Frankowicze powinni zatem – o ile w ogóle chcą „walczyć” z kredytodawcami – iść walczyć o swoje interesy do sądów. Co zresztą ma miejsce coraz częściej, o czym świadczą kolejne orzeczenia sądów, które uznają umowy kredytowe kolejnych banków (m.in. mBank, Millennium, BPH) za nieważne. Po stronie klientów staje również Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który przedstawie tzw. istotne poglądy w sprawie, czyli własną ocenę prawną konkretnej sytuacji.
Nieważność umów o kredyt walutowy wynika z tego, że sądy uznają za nieważne podstawowy element tych umów, czyli tzw. klauzule waloryzacyjne – określające sposób ustalenia wysokości raty kredytu. Ale nieważność umowy rodzi za sobą poważne konsekwencje prawne, o czym pisałem jakiś czas temu:
Nieważność kredytów frankowych- choć wydaje się być wspaniałym rozwiązaniem dla frankowiczów – wywołuje lawinę konsekwencji o niekoniecznie pozytywnych dla kredytobiorców skutkach.
Przede wszystkim oznacza to, że w grę wchodzą wzajemne rozliczenia na gruncie tzw. bezpodstawnego wzbogacenia (…) W skrócie oznacza to, że bank powinien zwrócić klientowi spłacone raty kredytu, a klient bankowi: kwotę otrzymanego kredytu. Jest to zatem opłacalne dla tych klientów, których łączna suma spłaconych rat przewyższa wartość otrzymanego kredytu. W większości wypadków to jednak nie ma miejsca. W przypadku analogicznego rozstrzygnięcia sądu – taki frankowicz będzie musiałby bankowi dopłacić nieraz znaczną sumę pieniędzy.
Między innymi dlatego UOKiK wprost pisze na swojej stronie internetowej, że „orzeczenie o nieważności umowy powinno nastąpić jedynie w sytuacji, gdy konsument w pełni zaakceptuje takie rozwiązanie„.
Wygląda zatem na to, że frankowiczom pomoże nie rząd, ale sądy i UOKiK. Tylko czemu nie można tego było powiedzieć wprost w czasie wyborów? To byłoby uczciwe wobec wyborców.