Przemysł futrzarski w Polsce nie ma już żadnej przyszłości. Zakazu hodowli zwierząt na futra chcą już chyba wszystkie główne siły polityczne w kraju. Pozostaje kwestia wypracowania jakiegoś kompromisu co do tego, kiedy i na jakich warunkach miałoby się to odbyć. Nawet jeśli teraz nie uda się uchwalić stosownej ustawy, to temat szybko wróci.
Przemysł futrzarski w Polsce bez ostatnich protektorów politycznych przetrwa tyle, ile trwa droga legislacyjna ustawy
Hodowla zwierząt na futra od dawna wywołuje w naszym kraju emocji. Sam pomysł trzymania tysięcy zwierząt po to, by je zabić i obedrzeć ze skóry, nie każdemu odpowiada pod względem moralnym. Nie mówimy w końcu o produktach pierwszej potrzeby, a raczej o kojarzonych z luksusem dodatkach do ubrań.
Co jakiś czas opinią publiczną wstrząsają przypadki domniemanych nadużyć, do których miałoby dochodzić na takich farmach właśnie wobec zwierząt. Dodajmy do tego naprawdę fatalny wpływ na środowisko naturalne porównywalny z fast fashion oraz nieuchronne immisje względem sąsiedzkich posesji. Nic dziwnego, że od czasu do czasu pojawiały się w Sejmie inicjatywy dążące do tego, by przemysł futrzarski w Polsce wyeliminować w całości.
Wygląda na to, że zbliżamy się do momentu, w którym można z całą pewnością stwierdzić, że hodowla zwierząt na futra jest już skończona. Nie jest oczywiście tak, że już teraz posłowie uchwalą ustawę, która wprowadzi zakaz. Mamy za to do czynienia z dwoma projektami obydwu stronnictw naszej sceny politycznej.
Jeden z nich złożyła grupa posłanek Koalicji Obywatelskiej. Zgodnie z jego założeniami, przemysł futrzarski w Polsce zniknąłby w 2029 r. Od 2025 r. obowiązywałby zakaz zakładania nowych ferm. Są w nim także zapisy o odszkodowaniach dla właścicieli oraz o odprawach dla zwalnianych pracowników. Koszt dla budżetu szacuje się na 140 mln zł przez 5 lat, czyli praktycznie tyle, co nic.
Drugi projekt złożyli posłowie Prawa i Sprawiedliwości, którzy zyskali podpisy dwóch posłów Kukiz’15 oraz ku zaskoczeniu chyba wszystkich aż sześciu z Konfederacji. Nie powinno nikogo dziwić, że ten projekt zbiega się w dużej mierze z oczekiwaniami samych przedsiębiorców. Zakaz ma obowiązywać dopiero po 15 latach. Ma to dać im czas nie tylko na domknięcie działalności, ale także na przebranżowienie się.
Wygaszanie całej branży powinno uwzględniać interes prywatnych przedsiębiorców, ale też bez przesady
Można się spodziewać, że rozbieżność pomiędzy tymi dwoma projektami utrudni wypracowanie kompromisu. Całkiem możliwe, że nie znajdzie się większość dla żadnego z nich. Opozycja bez wsparcia przynajmniej części posłów obozu rządowego nie ma szans na przegłosowanie ustawy w Sejmie, nie wspominając nawet o Senacie. Koalicja również może mieć problemy, bo na przeszkodzie prawdopodobnie stanie PSL. Tym samym bez wsparcia części opozycji z ustawy nic nie wyjdzie. Warto także uwzględnić prezydenta, który może ją po prostu skorzystać z prawa weta.
W tym momencie istotniejsze jest coś innego. Przemysł futrzarski w Polsce stracił realną możliwość utrzymania swojej egzystencji dzięki politycznym protektorom. Dotyczy to przede wszystkim dłuższego okresu. Nie ma się co oszukiwać: jeśli teraz obydwa projekty ustawy upadną, to prawdopodobnie za jakiś czas pojawi się ponownie. Nie byłby to zresztą pierwszy raz. Ostatnią głośną próbą pozbycia się z Polski hodowli zwierząt futerkowych była słynna „Piątka dla zwierząt” Jarosława Kaczyńskiego.
Optymalnym scenariuszem dla branży futrzarskiej wydaje się rzecz jasna przyjęcie projektu opozycji. Mieliby dzięki niemu naprawdę sporo czasu na przebranżowienie. Siłą rzeczy, organizacje prozwierzęce nie chcą tyle czekać. Stąd 5 lat na wprowadzenie pełnego zakazu i raptem niecałe pół roku na zakaz otwierania nowych farm. To zresztą kluczowy element. Naprawdę trudno byłoby zrozumieć przedsiębiorcę, który widząc, co się dzieje dookoła, postanowiłby otworzyć teraz nowy obiekt. Podobnie irracjonalne byłoby posunięcie na przykład banku, który takie posunięcie by kredytował.
Które podejście jest lepsze? Trudno tak naprawdę powiedzieć. Jakby nie patrzeć, mamy do czynienia z prywatnym biznesem, który pozostaje w pełni legalny. Jego likwidacja nie powinna być przeprowadzana na wyścigi. Z drugiej strony, kłamstwem byłoby stwierdzenie, że mamy do czynienia z jakąś istotną gałęzią gospodarki. Jej wpływ na PKB Polski jest dosłownie pomijalny. Futra tracą zresztą na popularności w całej cywilizowanej części Europy. Na Unię Europejską od lat wywierana jest taka sama presja na wprowadzenie jakiegoś zakazu.
W tej sytuacji stopniowe wygaszanie przemysłu futrzarskiego z możliwie szybkim odcięciem branży od nowych inwestycji wydaje się optymalnym rozwiązaniem.