Autobusy nieprzyjeżdżające na czas to właściwie norma, szczególnie w godzinach szczytu. Wtedy na rozkładzie nie ma co polegać, a nieraz, by dotrzeć gdzieś na czas, trzeba skorzystać z innych środków transportu. Wydawać by się mogło, że pasażerowie komunikacji miejskiej muszą przywyknąć do takiego stanu rzeczy i nic się w tej sprawie nie zmieni. Sąd wydał jednak właśnie przełomowy wyrok. Zgodnie z nim przewoźnik zapłaci za Ubera zamówionego ze względu na spóźniający się autobus.
Niezadowolony pasażer pozwał przewoźnika
Sprawa stała się głośna ze względu na Tymona P. Radzika– dawnego doradcy byłej minister cyfryzacji Anny Streżyńskiej. 6 września 2017 roku wybierał się on na spotkanie, ale autobusy nie przyjeżdżały przez kilkadziesiąt minut. By móc dotrzeć na czas, zamówił Ubera, a następnie postanowił ubiegać się o zwrot kosztów od przewoźnika.. Jak nie trudno się spodziewać, Arriva Bus Polska obsługującą linie na zlecenie ZTM odmówiła zapłacenia za Ubera. Według niej pasażerowie powinni liczyć się z tym, że autobusy nie jeżdżą punktualnie chociażby ze względu na korki. Sprawa ostatecznie trafiła do sądu.
Przewoźnik zapłaci za Ubera – dbanie o terminowość odjazdów to jego obowiązek
Sąd przychylił się do stanowiska Tymona P. Radzika. W orzeczeniu stwierdził, że przewoźnicy komunikacji miejskiej są odpowiedzialni za terminowość odjazdów środków transportu publicznego. Pasażer ma prawo polegać na rozkładzie, a korki nie mogą być przesłanką usprawiedliwiającą opóźnienie autobusów. Zdaniem sądu przewidzenie zatorów na drodze jest stosunkowo łatwe do przewidzenia. Przewoźnik powinien więc uwzględnić korki w rozkładzie tak, by widniejące na nim godziny odpowiadały rzeczywistości.
ZTM planuje rozkład, Arriva Bus Polska płaci
Powodowi zapłaci jednak nie ZTM odpowiedzialny za rozkład jazdy, ale Arriva Bus Polska, czyli przewoźnik. Zdaniem sądu jako podmiot profesjonalny, który zgodził się na warunki umowy z ZTM, w tym na rozkład jazdy, nie może on uniknąć odpowiedzialności wobec osób trzecich. Kwota, o którą toczył się cały spór, nie jest wysoka. To około 80 złotych, na które składają się koszty przejazdu Uberem oraz koszty sądowe. Powód chciał jednak nie tyle odzyskać pieniądze, co skończyć z przyzwyczajeniem pasażerów do niskiej jakości usług komunikacji miejskiej i rozkładów jazdy niezgodnych z rzeczywistością. Nie wiadomo jeszcze czy zostanie złożona apelacja. Jeśli nie, przewoźnik zapłaci za Ubera. I może to być początek dużych zmian. W końcu zatory na drodze każdego dnia mogą wyglądać inaczej. Trudno więc stworzyć rozkład odpowiadający rzeczywistości. To orzeczenie może więc sprawić, że niezadowoleni pasażerowie pójdą za przykładem Tymona P. Radzika i w razie jakichkolwiek opóźnień również będą domagać się zwrotu kosztów za przejazd Uberem.