Reforma sądownictwa – to będzie główne zadanie Ministerstwa Sprawiedliwości na najbliższy rok. A plany są ambitne: „demokratyzacja” Krajowej Rady Sądownictwa, nowa ścieżka dojścia do zawodu sędziego faworyzująca absolwentów Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury, zmiana zasad orzekania… Czy rewolucja reforma sądownictwa wyjdzie nam na dobre?
Zeszły rok w sądownictwie (nie tylko konstytucyjnym) był czasem wielu zmian. Jedne, jak reforma kodeksu postępowania cywilnego (głównie w zakresie postępowania egzekucyjnego), były stosunkowo niewielkie i społecznie niezauważalne. Inne, jak likwidacja przez rząd Prawa i Sprawiedliwości tzw. procesu kontradyktoryjnego w prawie karnym niedługo po jego wprowadzeniu, były przedmiotem wielu kontrowersji w gronie prawników, ale koniec końców i tak poza nimi nikt o tym nie wie lub nie pamięta.
Ta amnezja nie powinna jednak dziwić, bo kolejne nowelizacje kodeksów (zwłaszcza tych opisujących procedury postępowania, czy to cywilnego, czy karnego) mają największy wpływ na codzienną pracę sędziów, prokuratorów i profesjonalnych pełnomocników (adwokatów, radców prawnych), którzy muszą te coraz mniej czytelne akty prawne stosować w codziennej pracy.
Najgłośniejszy spór o rolę sędziów i sądów dotyczył oczywiście Trybunału Konstytucyjnego, ale on umarł śmiercią naturalną. Wygasła kadencja prezesa TK prof. Andrzeja Rzeplińskiego, jego miejsce zajęła sędzia Julia Przyłębska, a sama działalność Trybunału, sądząc po terminach rozpraw, zapadła w sen zimowy, z którego prędko się nie obudzi.
Ale na horyzoncie czekają nas kolejne zmiany, które dotkną cały wymiar sprawiedliwości. A z przedstawionych projektów ustaw różnej wagi wynika jedno: cała władza w ręce ministra sprawiedliwości.
Reforma sądownictwa 2017 – co nas czeka?
Na początek: „nowa droga do stanowiska sędziego”. Cel: poprawa zaufania do zawodu sędziego. Jak wskazuje Minister Sprawiedliwości Zbigniew Ziobro:
Nasz cel to poprawienie efektywności działania sądów. Ale ściśle z tym związanym, równorzędnym, zadaniem jest odbudowa zaufania do sądów i sędziów w Polsce. Wiemy, że niestety nie jest z tym najlepiej. Wszystkie badania opinii publicznej wskazują na poważny kryzys zaufania, związany niejednokrotnie z nieprofesjonalnymi i nieetycznymi postawami niektórych przedstawicieli trzeciej władzy w Polsce. Chcemy to zmienić.
Przedstawiony projekt ustawy o zmianie ustawy o Krajowej Szkole Sądownictwa i Prokuratury, ustawy – Prawo o ustroju sądów powszechnych oraz niektórych innych ustaw przede wszystkim wprowadza – a dokładnie rzecz ujmując: przywraca – instytucję asesora sądowego, czyli „sędziego na próbę”. Absolwenci powołanej niemal dekadę temu Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury mają mieć pierwszeństwo w powołaniu na stanowisko najpierw asesora, a po odbyciu asesury: sędziego. Dzięki temu ministerstwo chce mieć pewność, że absolwenci KSSiP – a to niezwykle wymagająca uczelnia – będą świetnie wykształconym elementem wymiaru sprawiedliwości.
Oznacza to, że rząd, po latach dyskusji, zdecydował się na jeden z dwóch modeli dochodzenia do stanowiska sędziego. Pierwszy z nich, typowy zwłaszcza dla krajów anglosaskich, to zawód sędziego jako „korona zawodów prawniczych” – co oznacza, że na takie stanowisko powoływani są doświadczeni w innych zawodach prawnicy. Druga droga, typowa zwłaszcza dla krajów Europy kontynentalnej, to sędzia od początku kariery prawniczej kształcony na sędziego. W Polsce do tej pory droga do stanowiska sędziego zdecydowanie przypominała ten drugi wariant, choć w nieco (jak to często u nas bywa) amatorskiej formie. Rzadko sędziami zostają adwokaci czy radcowie prawni.
Ta ścieżka kariery, choć nie będzie zamknięta dla chętnych członków palestry, będzie jednak tylko dodatkiem dla preferowanej przez rząd kariery sędziego jako absolwenta elitarnej, państwowej uczelni. I samo w sobie nie byłoby to niczym złym, skoro takie państwa jak Francja czy Hiszpania w ten właśnie sposób rekrutują swoich sędziów. Niepokój budzą jednak niektóre zapisy, które sugerują, że to politycznie zaangażowany minister sprawiedliwości będzie decydował o kształcie wymiaru sprawiedliwości.
Wykładowcy i sędziowie powoływani tylko za zgodą polityków
Przykładowo, to minister sprawiedliwości będzie decydował o tym, kto zostanie wykładowcą KSSiP – może bowiem zgłosić wiążący sprzeciw wobec kandydatury. Istnieje zatem obawa o to, czy wykładowcy zapewnią odpowiedni obiektywizm poglądów, czy może będą prezentować poglądy aktualnie urzędującego ministra.
Zresztą, nie tylko na wybór wykładowców Krajowej Szkoły będzie miała wpływ aktualnie rządząca władza. Zmiany czekają również Krajową Radę Sądownictwa, która wybiera kandydatów na sędziów. Wprowadzone mają być dwie Izby KRS, jedna złożona z sędziów, druga z sędziów (2 osoby) oraz 7 polityków (minister sprawiedliwości, czterech posłów i dwóch senatorów). Pozytywne opinie dwóch izb będą wymogiem dla zgłoszenia prezydentowi kandydata na sędziego (a jak wiemy z doświadczenia, kandydaci mogą być przez głowę państwa niepowołani na urząd nawet mimo pozytywnej opinii KRS).
Co z trójpodziałem władzy, zapytacie? Wyjaśni to Wam Jarosław Kaczyński:
Przecież trójpodział władzy nie polega na tym, że jakiejś grupie ludzi przyznaje się dożywotnio – bo na zasadzie kooptacji, że oni kooptują nowych członków – prawo do zarządzania ogromną częścią życia publicznego. Sądy to ostatnia barykada w państwie. Jak administracja czegoś nie rozstrzygnie, to ostatecznie rozstrzyga sąd. (…) To ma być oddane w pakt pewnej grupie ludzi bez żadnej kontroli? To koncepcja, proszę wybaczyć, śmiechu warta.
Ministerstwo w komunikacie podaje przykład różnych europejskich państw, których procedury mają sugerować, że zmiany w polskim prawie w gruncie rzeczy to przeniesienie dobrze sprawdzonych rozwiązań. Przykładowo, „w Szwecji sędziowie powoływani są przez ministra sprawiedliwości na wniosek Rady ds. Nominacji Sędziów. Rada składa się z 9 członków i 9 zastępców członków, wybieranych m.in. przez rząd i parlament„.
Istotne znaczenie ma tu jednak kultura prawna. W Szwecji minister podaje się do dymisji po przyłapaniu na jeździe pod wpływem alkoholu; w Polsce wiceminister infrastruktury odpowiedzialnym za transport drogowy zostaje człowiek, który dwukrotnie (!) tracił prawo jazdy z uwagi na przekroczenie liczby punktów karnych. Nietrudno zatem mieć obawy, że decyzje polityków o nominowaniu kandydata na stanowisko sędziowie lub asesorskie mogą mieć podłoże polityczne, a nie merytoryczne.
Wykształceni, sprawni, ale czy na pewno sprawiedliwi?
Najlepsza jednak ustawa nie zapewni tego, co jest (przynajmniej oficjalnie) celem proponowanych zmian: zapewnienie wysokiej jakości orzecznictwa. Ta zależy bowiem z jednej strony od dobrze napisanych przepisów prawnych, w tym regulujących procedurę sądową, z drugiej zaś: osobistych przymiotów sędziego.
W teorii prawa spotkać można się z pojęciem tzw. „sprawiedliwości proceduralnej”: podejmowane przez organy władzy publicznej i sądy decyzje są bezstronne, oparte na obiektywnych przesłankach, rzetelnie uzasadnione po wnikliwej analizie stanu faktycznego i prawnego. Czy polskie sądy obecnie kierują się tymi zasadami? Czy będą się nimi kierować po postulowanych przez ministerstwo zmianach?
Wydaje się, że nie jest w tym zakresie dobrze, a i lepiej nie będzie. O ile bowiem z pewnością KSSiP świetnie przygotuje kandydatów merytorycznie, o tyle trudno sobie wyobrazić, że młody człowiek, który swoje życie spędził przygotowując się do kolejnych, niezwykle trudnych egzaminów, będzie w stanie stosować nie tylko literę, ale i ducha prawa. Dostrzegają to zresztą sami autorzy projektu:
Czy w konsekwencji planowanych zmian polscy sędziowie będą świetnie wykształceni i sprawni w działaniach, ale pozbawieni społecznej wrażliwości, niezbędnej w codziennej pracy orzeczniczej? Projekt tych wątpliwości, niestety, nie rozwiewa.
Reforma sądownictwa w obecnym kształcie to tylko średnio udany makijaż na niezbyt urodziwym, polskim wymiarze sprawiedliwości.