Najpierw przedsiębiorców postraszono testem przedsiębiorcy, a teraz fiskus przytakuje, że samozatrudniony, związany ściśle z jednym kontrahentem, może rozliczać się na zasadach takich samych jak przedsiębiorcy i płacić liniowy PIT. Nawet, jeżeli umowa o współpracę z danym kontrahentem (dyspozycyjność w określonych godzinach, prawo do urlopu) ma pewne znamiona umowy o pracę. Słowem – nie przesadzałabym z tym optymizmem.
Samozatrudniony może mieć przywileje godne pracownika? Skarbówka twierdzi, że to żaden problem
Całkiem niedawno rządzący planowali uruchomić tzw. test przedsiębiorcy. Jego celem było wskazanie osób, które są „udawanymi” przedsiębiorcami, czyli w rzeczywistości są właściwie w całości uzależnieni od jednego kontrahenta, a ich działalność raczej przypomina pracę etatowca. O teście pisaliśmy na łamach Bezprawnika sporo (i krytycznie), podobnie do sprawy odnosiło się wiele innych mediów i naturalnie – sami przedsiębiorcy. Rządzący ostatecznie wycofali się z testu przedsiębiorcy (a przynajmniej z oficjalnego mechanizmu – kontrole mogą odbywać się przecież cały czas). Teraz okazuje się, że skarbówka jeszcze przyklaskuje samozatrudnionym, których uzależnienie od danej firmy jest bardzo wyraźne. Tak wyraźne, że obejmuje urlop czy dyspozycyjność w określonych godzinach. W takiej sytuacji samozatrudniony ma przywileje godne pracownika.
W interpretacji indywidualnej fiskus nagle okazał się niezwykle przychylny samozatrudnionym
Jak opisuje „Rzeczpospolita”, pewien mężczyzna wystąpił o wydanie indywidualnej interpretacji podatkowej. Zajmuje się wykonywaniem raportów finansowych, analizą zyskowności projektów czy opracowywaniem procedur rachunkowości. Chce założyć własną działalność gospodarczą, ale jednocześnie związać się z jedną ze spółek umową o współpracę. Zgodnie z tą umową miałby być np. dyspozycyjny w godzinach 9-17 czy mieć prawo do urlopu. Mało tego – mężczyzna ma nawet otrzymać zwrot wydatków poniesionych w trakcie współpracy np. Internetu, samochodu czy zwrot wydatków za podróż. Takie warunki mogą kojarzyć się raczej z umową o pracę.
Zdaniem skarbówki jednak w niczym to nie przeszkadza, by mężczyzna mógł rozliczać się na takich zasadach jak przedsiębiorcy i płacić liniowy PIT. Fiskus stwierdził (interpretacja nr 0114-KDIP3-1.4011.239. 2019.2.MJ), że mężczyzna będzie ponosić bowiem ryzyko gospodarcze. Dlaczego? Mężczyzna twierdził, że za działalność „po godzinach” nie będzie otrzymywać dodatkowego wynagrodzenia, odpowiada też za jego rozliczenie. Fiskus zwrócił też uwagę na fakt, że mężczyzna może wykonywać usługi w dowolnym miejscu. To zdaniem skarbówki wystarczyło by przesądzić o podejmowanym ryzyku. A to właśnie ryzyko jest jednym z trzech czynników – zgodnie z ustawą o PIT – który przesądza, że ktoś faktycznie prowadzi działalność gospodarczą.
Czy to oznacza, że samozatrudnieni mogą odetchnąć z ulgą?
Można byłoby zatem stwierdzić, że skoro skarbówka po raz kolejny przychyliła się do tego, by w takiej sytuacji osoba prowadząca działalność gospodarczą jak najbardziej mogła rozliczać się jak przedsiębiorca i płacić liniowy PIT, to żadnego ścigania samozatrudnionych nie będzie. Problemy jednak są dwa. Po pierwsze – o czym zresztą pisaliśmy już niejednokrotnie na Bezprawniku – interpretacja skarbówki jeszcze o niczym nie przesądza, a fiskus w podobnej sytuacji może zareagować kompletnie inaczej, bo respektowanie interpretacji podatkowych wygląda w praktyce różnie. Po drugie – niełatwo uwierzyć w tym momencie, że najpierw rządzący do spółki ze skarbówką chcą sprawdzać, kto jest przedsiębiorcą, a kto nie, a teraz okazuje się, że samozatrudnieni mogą zawrzeć umowę o współpracę z kontrahentem, przypominającą pod wieloma względami umowę o pracę bez żadnych konsekwencji. Mimo, że są dodatkowo wyraźnie uzależnieni od tego kontrahenta. Tym samym samozatrudniony miałby przywileje pod wieloma względami podobne do przywilejów pracownika.
Inna sprawa, że w takich sytuacjach przedsiębiorcy mają prawo zastanawiać się, jak to w końcu jest – można wierzyć organom podatkowym? I której wersji się trzymać? Podejście zarówno państwa jak i skarbówki potrafi bowiem zmieniać się na tyle często, że łatwo stracić wyczucie, jak obecnie interpretowane są dane przepisy. A to niestety nie sprzyja podejmowaniu wielu działań.