Jaki jest właściwie sens immunitetów? Wcale nie chodzi o to, by dygnitarze pozostawali bezkarni. Po prostu w teorii nikt nie powinien móc wywierać na nich nacisku poprzez groźbę wszczęcia wobec nich postępowania karnego. Dlatego dziwi, że immunitety w Polsce chronią także przed karami za wykroczenia. Nie dajmy się zwariować, mandat za nieobyczajny wybryk to nie koniec świata.
Wbrew pozorom immunitety osób piastujących kluczowe funkcje w państwie służą czemuś ważnemu
Immunitety poselskie od dawna przewijają się w debacie publicznej. Co jakiś czas jakieś stronnictwo polityczne stara się zyskać krótkotrwały skok popularności poprzez domaganie się likwidacji tego przywileju. Czasem trafi się także zamieszanie związane jego uchylaniem. Gdzieś w cieniu immunitetów posłów i senatorów kryją się te przysługujące sędziom oraz prokuratorom. Słyszymy o nich głównie wtedy, gdy któryś z ich beneficjentów popełni głośne przestępstwo albo wykroczenie. Siłą rzeczy bezkarność dygnitarzy budzi sprzeciw społeczny. Nie sposób więc nie zastanowić się nad tym, jaki jest sens immunitetów.
Wbrew pozorom pełnią one bardzo ważną funkcję w systemie prawnym. Osoby tworzące prawo oraz czuwający nad wymiarem sprawiedliwości pod żadnym pozorem nie powinni padać ofiarą nacisków z zewnątrz. Te mogą mieć różne postaci. Nie zawsze przecież w grę wchodzą łapówki. Groźba wszczęcia przeciwko posłowi, sędziemu czy prokuratorowi postępowania również może całkiem skutecznie skłonić daną osobę, by zrobiła coś, na czym akurat zależy szantażyście. Immunitety stanowią więc formę zabezpieczenia, na którym w teorii korzysta i państwo i społeczeństwo.
Równocześnie nie sposób nie zauważyć, że są pewne sprawy, w których sens immunitetów jest bardzo łatwy do zakwestionowania. Wystarczy w końcu, że dygnitarza dysponującego takim immunitetem złapie fotoradar. Co w takiej sytuacji? Do 2015 r. mieliśmy dość kłopotliwy stan prawny. Posłów i senatorów z powodu takiego drobiazgu trzeba było pozbawiać immunitetu. W przypadku sędziów i prokuratorów było jeszcze gorzej, bo mogli odpowiadać w takiej sytuacji jedynie dyscyplinarnie.
Wbrew pozorom nie była to komfortowa sytuacja także dla samych zainteresowanych. Bezkarność wynikająca z przepisów sprawiała, że używanie miała prasa i na przykład polityczni rywale danej osoby. Z drugiej strony nie można było po prostu zapłacić mandatu i mieć problem z głowy. Dlatego przyjęto szereg przepisów, które ograniczyły stosowanie wobec poszczególnych grup dygnitarzy przepisów rozdziału XI kodeksu wykroczeń. Czy to oznacza, że ustawodawca rozwiązał problem? Ależ skąd.
Jakoś można było umożliwić karanie posłów mandatami za wykroczenia drogowe
Rzeczywiście, przyjęte w 2015 r. przepisy pozwoliły dygnitarzom na przyjęcie i zapłacenia kary za wykroczenia drogowe. Wszystkie mają praktycznie identyczną konstrukcję i różnią się jedynie nazwą piastowanego stanowiska. Za przykład posłuży nam art. 10b ust. 2 ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora.
W przypadku popełnienia przez posła lub senatora wykroczenia, o którym mowa w rozdziale XI ustawy z dnia 20 maja 1971 r. – Kodeks wykroczeń (Dz. U. z 2023 r. poz. 2119), przyjęcie przez posła lub senatora mandatu karnego albo uiszczenie grzywny, w przypadku ukarania mandatem karnym zaocznym, o którym mowa w art. 98 § 1 pkt 3 ustawy z dnia 24 sierpnia 2001 r. – Kodeks postępowania w sprawach o wykroczenia (Dz. U. z 2022 r. poz. 1124 oraz z 2023 r. poz. 1963), stanowi oświadczenie o wyrażeniu przez niego zgody na pociągnięcie go do odpowiedzialności w tej formie.
Powyższy przepis należy interpretować w taki sposób, że jeśli poseł albo senator przyjmie mandat, albo zapłaci grzywnę, to nie trzeba go pozbawiać immunitetu i sprawa jest zamknięta. Prokuratorom i sędziom dodano jeszcze dodatkowe ustępy, w myśl których taki gest kooperacji wyklucza odpowiedzialność dyscyplinarną. Dlaczego jednak poprzestaliśmy na wykroczeniach drogowych? Sens immunitetów niknie przecież także w przypadku pozostałych rozdziałów tego kodeksu oraz wykroczeń rozsianych po innych ustawach.
Sens immunitetów znika, gdy w grę wchodzi bezkarność dygnitarzy w sprawach o niewielkim znaczeniu
Nie da się ukryć, że wykroczenia to sprawy mniejszej wagi. W ich przypadku kara ma charakter bardziej porządkowy. Dotyczy także spraw zauważalnie mniejszej wagi. Tym samym możemy w ich przypadku zastosować dokładnie tę samą logikę, którą ustawodawca zastosował do wykroczeń drogowych. W końcu dygnitarze również takie czyny zabronione popełniają. Nieobyczajne wybryki posłów to w zasadzie nic nadzwyczajnego. Ostatnio głośna była sprawa prokuratura, który mści się na policjantach za to, że skontrolowali go alkomatem. W przypadku sędziów szerokim echem odbiły się przypadki drobnych kradzieży.
O ile prościej by było, gdybyśmy nie musieli zawracać sobie głowy całą procedurą pozbawiania immunitetu przy sprawach w gruncie rzeczy błahych. Kary za wykroczenia są relatywnie niskie w porównaniu do tych za pełnoprawne przestępstwa. Trudno byłoby traktować je jak sposób nacisku względem kogokolwiek. To zaś oznacza, że sens immunitetu dygnitarzy w sprawach o wykroczenia rzeczywiście sprowadza się do zapewnienia im bezkarności.
Nic nie stoi na przeszkodzie, by ukarać posła czy prokuratora mandatem za nieobyczajny wybryk, przechodzenie przez jezdnię w niedozwolonym miejscu, czy kradzież batonika ze sklepu albo drewna z lasu. Jeśli już koniecznie ustawodawca chce im oszczędzić szczególnie dolegliwych kar, to niech wykluczy stosowanie aresztu albo ograniczenia wolności. Możemy im nawet odpuścić wykroczenia skarbowe, które stanowią jednak osobną kategorię czynów zabronionych ze swoją unikalną specyfiką. Grzywny w zupełności nam wystarczą do zachowania elementarnej sprawiedliwości społecznej. Immunitety nie mają być w końcu przywilejem tylko zabezpieczeniem.