Mieszkańców województw dolnośląskiego, opolskiego i śląskiego czekają trudne chwile. Wszystko przez niż Boris, który ma przynieść ogromne ulewy na południu Polski. Zagrożenie porównuje się dość powszechnie z Powodzią Tysiąclecia z 1997 r. Czy zasłużenie? Wojewoda śląski oraz synoptycy nieco studzą emocje.
Niż Boris przyniesie w ciągu czterech dni ok. 350 mm deszczu na metr kwadratowy
Nad Polskę nadciąga niż genueński ochrzczony imieniem „Boris”. Nie brzmi to może jakoś przesadnie strasznie, a jednak duża część kraju została właśnie postawiona na nogi. Wszystko przez spodziewane skutki, o których ostrzega Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej.
W swoim niedawnym komunikacie instytucja ta wystosowała ostrzeżenia trzeciego stopnia przed opadami dla trzech województw: śląskiego, dolnośląskiego i opolskiego. Ostrzeżenia drugiego stopnia obowiązują w części województwa wielkopolskiego oraz łódzkiego. Prognozowana suma opadów ma wynosić nawet 150 litrów wody na metr sześcienny jednego dnia. Ściślej mówiąc:
od godz. 20 w czwartek do godz. 7 w piątek ma spaść 40-70 mm deszczu,
od godz. 7 w piątek do godz. 7 w sobotę: 80-120 mm,
od godz. 7 w sobotę do godz. 7 w niedzielę: 70-110 mm, lokalnie do 150 mm,
od godz. 7 w niedzielę do godz. 7 w poniedziałek: 20-40 mm.
Jakby tego było mało, splot okoliczności mocno przypomina Powódź Tysiąclecia z 1997 r. Mowa o chyba największym kataklizmie naturalnym, który przetoczył się przez III Rzeczpospolitą. Pod wodą znalazły się nawet 2 proc. powierzchni kraju. Powódź zabiła 56 osób, pozbawiła dachu nad głową nawet 7000 mieszkańców naszego kraju. Zniszczone zostało wiele mostów, szkół, pól uprawnych i majątków różnego rodzaju przedsiębiorstw. Spowodowała straty materialne na kwotę 12 mld zł.
Powódź Tysiąclecia wryła się w pamięć mieszkańców przede wszystkim tych trzech województw, które teraz są szczególnie narażone na szkody wywołane przez Borisa. Nic dziwnego. Do dzisiaj wrażenie robią fotografię z 1997 r. przedstawiające zalany Wrocław, Opole oraz wiele mniejszych miejscowości. Pytanie brzmi: czy grozi nam powtórka z rozrywki? Na szczęście prawdopodobnie nie będzie aż tak źle. Owszem, czekają nas z pewnością szkody oraz lokalne podtopienia. Dzisiejsze ulewy na południu różnią się jednak zauważalnie od tych z 1997 r.
Ulewy na południu najprawdopodobniej przyniosą poważne problemy, ale nie ogromny kataklizm na miarę 1997 roku
Różnica polega przede wszystkim na tym, że w 1997 r. ulewy na południu były po prostu jeszcze bardziej intensywne. Zwracał na nią uwagę wojewoda dolnośląski Maciej Awiżeń w rozmowie z PAP.
Ale wówczas ten opad był w dużo krótszym okresie czasu, to była wówczas jedna doba – spadło 200-300 litrów na metr kwadratowy. W tej chwili mamy to rozłożone na trzy, cztery dni, a więc wydaje się, że zagrożenie jest dużo mniejsze.
Jeśli nie mamy zaufania do słów wojewody, to być może przekonają nas synoptycy. W podobnym tonie wypowiadał się na antenie Polsat News Grzegorz Walijewski.
To była inna Polska i inne opady. Wtedy sumy przekraczały w krótkim czasie 500, nawet miejscami 600 milimetrów. Były też troszeczkę inne warunki wyjściowe niż mamy teraz, inne nawilgotnienie gleby itd.
Siłą rzeczy urzędnicy wszystkich możliwych szczebli zapewniają także o rozbudowie po 1997 r. systemów ochrony przeciwpowodziowej. Mowa przede wszystkim o różnego rodzaju wałach oraz zbiornikach retencyjnych. W ostatnich latach oddano do użytku na przykład cztery suche zbiorniki na Ziemi Kłodzkiej – w Boboszowie, Kosnowicach, Szalejowie i Roztokach. Wałami przeciwpowodziowymi obwarowano między innymi Wrocław.
Co więc nas czeka? Ulewy na południu Polski w najbliższych dniach z pewnością przyniosą jakieś szkody, prawdopodobnie także lokalne podtopienia. Ogólnopolski kataklizm na miarę 2010 czy nawet 1997 r. raczej nam nie grozi. Przy czym IMGW ostrzega: uważać powinni zwłaszcza mieszkańcy zagrożonych województw mieszkający w pobliżu dopływów Odry oraz Warty, na przykład Wałbrzycha, okolic Zielonej Góry, Leszna.