Katastrofa ekologiczna na Odrze przyniosła i cały czas będzie przynosić ogromne straty. Wiele wskazuje na to, że poszkodowane podmioty nie uzyskają żadnej rekompensaty. Odszkodowania za zatrutą Odrę wymagałyby bowiem znalezienia sprawców. Nawet ogłoszenie stanu klęski żywiołowej niewiele by pomogło.
Pokrzywdzonym z powodu zatrucia Odry będzie bardzo trudno uzyskać odszkodowania
Tak naprawdę w dalszym ciągu nie wiemy, co spowodowało masowe zatrucie wszelkiego życia w Odrze. Najpierw miał to być mezytylen, później wskazywano na wysokie stężenie rtęci w rzece. Obydwie hipotezy na ten moment wydają się obalone. Aktualną wskazówką co do przyczyny katastrofy jest obecność w wodzie złotych alg, których zakwit może zabijać ryby i małże. Badania potwierdzają także wysokie zasolenie Odry.
Problem w tym, że eksperci z Instytutu Rybactwa Śródlądowego, na których badania powołuje się minister Anna Moskwa, sami przyznają, że mowa o organizmach słonolubnych i ciepłolubnych. Naturalnie występują w Morzu Bałtyckim. Teoretycznie nie powinny rozwijać się w takim stopniu w słodkiej wodzie rzeki.
Alternatywne wyjaśnienie, również sugerowane przez naukowców z IRŚ, to splot szeregu niekorzystnych okoliczności. Możliwe jest również, że do katastrofy nie przyczynił się jeden konkretny truciciel a cały dotychczasowy sposób obchodzenia się z rzeką. Ten mógł się okazać tragiczny w skutkach wówczas, gdy pojawiły się określone warunki hydrologiczne i odpowiednio niski stan wody.
Dokładne wyjaśnienie przyczyn katastrofy jest bardzo istotne z wielu powodów. Chodzi przede wszystkim o zapobieżenie podobnym tragediom w przyszłości oraz ukaranie winnych ewentualnych przestępstw i zaniedbań. Jest jednak jeszcze jeden powód. To od faktu ustalenia ewentualnych sprawców zależą odszkodowania za zatrutą Odrę dla pokrzywdzonych podmiotów. Tych będzie naprawdę sporo.
Zatruta Odra oznacza poważne straty między innymi dla przedsiębiorstw, których działalność była mniej lub bardziej związana z rzeką. Mało kto chciałby wypożyczyć kajak, by pływać po rzece cuchnącej rozkładem pływających w niej śniętych ryb. Na pewno nikt nie będzie chciał jeść ryby prosto z Odry przez długi czas. Klienci już uciekają nie tylko od rekreacji i gastronomii, ale też nadodrzańskiej turystyki. Pieniądze wielu samorządów wydane na zarybianie rzeki można śmiało uznać za zmarnowane. Straty śmiało można szacować w milionach, jeśli nie miliardach złotych.
Rządzący nie ogłaszają stanu klęski żywiołowej właśnie dlatego, że nie chcą płacić odszkodowań
Tylko kto właściwie miałby wypłacić odszkodowanie za zatrutą Odrę? Skarb Państwa byłby zobowiązany do zrekompensowania strat tylko w jednym przypadku. Gdyby rządzący ogłosili stan klęski żywiołowej w związku z katastrofą ekologiczną na Odrze, to poszkodowani mieliby rzeczywiście prawo do odszkodowań.
Jest tylko jeden haczyk: obejmowałyby one wyrównanie strat związanych z wprowadzeniem stanu wyjątkowego. Ustawa regulująca to zagadnienie wyklucza rekompensatę z tytułu utraconych korzyści. Co więcej, odszkodowanie nie przysługuje wówczas, gdy strata powstała z winy osoby trzeciej.
Jakby tego było mało, rządzący nie kwapią się zwykle do ogłaszania stanu klęski żywiołowej właśnie dlatego, by nie narażać Skarbu Państwa na konieczność wypłaty odszkodowań. Dokładnie taką argumentację usłyszeliśmy w przypadku epidemii koronawirusa. Zamiast tego mieliśmy stan epidemii, który nie jest konstytucyjnym stanem nadzwyczajnym i nie pociąga za sobą tak kosztownych dla władzy skutków.
Istnieje oczywiście możliwość, że rządzący będą chcieli w jakiś sposób pochylić się nad krzywdą mieszkańców nadodrzańskich województw. Mogą wymyślić jakąś specjalną formę pomocy, na przykład zapomogę, tanią linię kredytową albo kolejną specjalną „tarczę”. Nie będą to jednak odszkodowania za zatrutą Odrę. Trudno jednak powiedzieć, czy zdecydują się na coś takiego. Budżet państwa nie jest z gumy, a rządzący już wydają pieniądze na gaszenie innych wcześniejszych kryzysów.
Odszkodowania za zatrutą Odrę mogą teoretycznie zostać wypłacone z powodu zaniechań ze strony instytucji naszego państwa
Jeżeli szkód nie zrekompensuje rząd, to może należałoby szukać sprawiedliwości w sądzie? Istnieje oczywiście możliwość domagania się odszkodowań od tego, kto spowodował całą katastrofę. Zatrucie rzeki prowadzi do szkody, a jej sprawca zgodnie z przepisami kodeksu cywilnego ma obowiązek jej naprawienia. O takie odszkodowania za zatrutą Odrę mogą wystąpić zarówno osoby fizyczne, jak i instytucje. W tym przypadku obowiązek naprawy szkody obejmuje także korzyści utracone przez poszkodowanych.
Tyle tylko, że wracamy tutaj do kwestii ustalenia winowajcy. Bez spełnienia tego warunku nie da się wystąpić z powództwem o odszkodowanie. Jeżeli więc organy ścigania nie ustalą, czy jest ktoś, kto rzeczywiście odpowiada za katastrofę, to uzyskanie odszkodowania staje się niemożliwe.
Teoretycznie można by próbować wykazać, że w grę wchodzi zaniechanie przy wykonywaniu władzy publicznej. W tym przypadku najmocniejszą podstawą wydaje się opieszałość w reakcji ze strony właściwych organów państwa. Co więcej, w grę wchodzi również brak należytego nadzoru nad stanem Odry. Inspekcja Ochrony Środowiska powinna w końcu pilnować, by żadne szkodliwe i toksyczne substancje nie trafiały do rzeki. Gospodarka wodna spada z kolei na Wody Polskie. O śniętych rybach w Odrze przynajmniej część właściwych instytucji mogła wiedzieć już od końca lipca.
Odpowiedzialność odszkodowawcza Skarbu Państwa, samorządu i innych instytucji z powodu zaniechań nie zniknie nawet wówczas, gdyby okazało się, że katastrofa w Odrze jednak ma naturalne przyczyny. Pod warunkiem oczywiście, że istnieje związek pomiędzy zaniechaniem a powstaniem szkody.