Europa naprawdę wydaje się zdeterminowana, by uwolnić się od rosyjskich surowców energetycznych
Uniezależnienie się Europy od rosyjskich surowców energetycznych to nie jest coś, co można przeprowadzić natychmiast, czy nawet w ciągu kilku miesięcy. Nie oznacza to jednak, że kraje Unii Europejskie chcą się ograniczyć jedynie do pozorowanych działań i szybkiego powrotu do "business as usual" z reżimem Władimira Putina. Wygląda na to, że przygotowania do tegorocznej zimy i działania zmierzające do ograniczenia importu z Rosji już się rozpoczęły.
W piątek poznaliśmy pierwsze konkrety współpracy gazowej pomiędzy Unią Europejską a Stanami Zjednoczonymi. Amerykanie mają do końca roku dostarczyć na Stary Kontynent dodatkowe 15 miliardów metrów sześciennych gazu. Dla porównania: Polska rocznie importowała ok. 9,7 miliardów metrów sześciennych tego surowca, cała Unia Europejska ok. 155 miliardów. Dodatkowe amerykańskie dostawy wydają się więc dość znaczące.
O tej formule współpracy poinformowali na wspólnej konferencji prasowej w Brukseli prezydent USA Joe Biden i przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. Jasno określili przy tym dodatkowe dostawy skroplonego gazu LNG jako pierwszy krok, do tego rozłożony na lata. Drugim z kolei miałoby być odejście od gazu i węgla na rzecz odnawialnych źródeł energii. Co jak co, ale transformacja energetyczna dość mocno uderza w perspektywy rosyjskiego eksportu.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
To jednak nie koniec. Docelowo do 2030 r. Amerykanie mają dostarczać do Europy aż 50 miliardów metrów sześciennych gazu. To prawie jedna trzecia surowca sprowadzanego z Rosji. Oczywiście jest drobny problem: żeby plan się powiódł, konieczne są inwestycje w gazoporty, dzięki którym państwa europejskie będą w stanie w ogóle amerykański gaz odbierać. Warto przypomnieć, że Polska o swój zadbała już lata temu. Właśnie po to, by nie być skazanym na interesy z Gazpromem. Dzięki temu gaz z Rosji przestanie płynąć do naszego kraju z końcem tego roku.
Wspólny zakup gazu przez kraje UE to bardzo bolesne uderzenie w geopolityczne gierki Kremla
Okazuje się także, że odżywa koncepcja europejskiej unii energetycznej. Jak podaje agencja Reutersa, przywódcy państw członkowskich mają się zgodzić na wspólny zakup gazu, LNG i wodoru. To posunięcie byłoby niezwykle bolesnym uderzeniem w rosyjskie gazowe gierki. Nie da się bowiem ukryć, że różnicowanie warunków sprzedaży surowca poszczególnym państwom służyło do ich rozgrywania. Najlepiej widać to na przykładzie Węgier, które kupują rekordowo tani gaz z Rosji, w zamian za życzliwość Viktora Orbana.
Co więcej, wspólny zakup gazu oznacza, że Unia Europejska byłaby w stanie negocjować z Gazpromem z dużo lepszej pozycji. Europa wciąż pozostanie głównym odbiorcą rosyjskiego gazu. Chiny kupują go niewiele, raptem 5 miliardów metrów sześciennych w 2020 r. Na rynkach azjatyckich Rosja ma kilku poważnych konkurentów.
W międzyczasie Niemcy zapowiedziały rezygnację z rosyjskiego węgla do jesieni. Równocześnie Berlin zamierza zmniejszyć import tamtejszej ropy o połowę do czerwca. Co z gazem? Minister gospodarki i klimatu Robert Habeck stwierdził, że w przypadku tego surowca odstawienie rosyjskich dostaw będzie możliwe dopiero w 2024 r. To ważna wypowiedź, bo świadczy o istnieniu zamiaru - jak to ujął Habeck - uwolnienia się z uścisku rosyjskiego importu. Klimat polityczny się zmienił, co widać nawet w samym języku niemieckich polityków.
Warto także wspomnieć, że zapowiedź Władimira Putina o przyjmowaniu zapłaty za gaz w rublach została w Europie zgodnie wyśmiana. Nikogo nie dziwi, że polskie PGNiG i polski rząd uznają takie żądanie za naruszenie zawartego z Gazpromem kontraktu. W taki sam sposób wypowiada się jednak także kanclerz Niemiec Olaf Scholz, czy włoski premier Mario Draghi. Ursula von der Leyen stwierdziła zaś, że czasy wykorzystywania energii do szantażu się skończyły.