Prognozy, które brzmią jak bajka
Duże instytucje przewidują, że złoto może pobić wszystkie dotychczasowe rekordy cen. Analitycy Goldman Sachs podtrzymują prognozę, że do końca 2026 roku kurs żółtego metalu może osiągnąć 4900 dolarów za uncję. Cytując wypowiedź ekspertów z tego amerykańskiego banku przytoczoną przez money.pl:
Uważamy, że strukturalne zakupy złota będą kontynuowane i nadal dostrzegamy ryzyko wzrostu naszej prognozy na poziomie 4900 dol. na koniec 2026 roku ze względu na rosnące zainteresowanie złotem jako strategicznym narzędziem dywersyfikacji portfela.
W praktyce więc skoro banki centralne i duże fundusze kupują złoto tonami, cena powinna rosnąć.
W ostatnich miesiącach kruszec kręci się w okolicy 4100 dolarów, po tym jak jesienią ustanowił rekord na poziomie 4378 dolarów. Nie tylko Goldman wierzy we wzrosty. JP Morgan mówi już o średniej 5055 dolarów w 2026 roku, a UBS w wariancie optymistycznym też widzi potencjał dojścia do około 4900 dolarów. I nagle złota euforia przestaje być domeną internetowych proroków od końca świata, a zaczyna wyglądać jak prognoza z prezentacji dla zarządów funduszy inwestycyjnych.
PROGNOZY CENY ZŁOTA NA KONIEC 2026 ROKU
| Goldman Sachs | 4900 USD |
|
| JP Morgan (średnia Q4) | 5055 USD |
|
| UBS (optymistyczny) | 4900 USD |
|
| LBMA (średnia ekspertów) | 4980 USD |
|
| HSBC / BofA | ~5000 USD |
|
| ANZ | 4600 USD |
|
| Bank Światowy | 3575 USD |
|
| Natixis (pesymistyczny) | 2000 USD |
Aktualna cena (listopad 2025):
~4100 USD
Rekord (październik 2025):
4378 USD
Kto da więcej? 5000, 6000, a może 10 000
To nie żart, niektórzy analitycy ciągną tę licytację jeszcze wyżej. HSBC i Bank of America sugerują, że poziom 5000 dolarów jest bardziej prawdopodobny niż się wydaje. Podczas dorocznej konferencji LBMA (London Bullion Market Association) średnia prognoza ekspertów na 2026 rok wyniosła około 4980 dolarów – dla porównania, rok wcześniej delegaci LBMA wyznaczali cenę na poziomie niespełna 3000 dolarów. To niebotyczny wzrost oczekiwań.
W tle słychać też odważniejsze głosy. Jamie Dimon, prezes JP Morgan, zasugerował podczas konferencji Fortune's Most Powerful Women, że w obecnych warunkach złoto mogłoby z łatwością osiągnąć 5000, a nawet 10000 dolarów za uncję. A kontrakty terminowe z dostawą w okolicach 2031 roku wyceniane są już na mniej więcej 5000 dolarów. Wszystko wygląda tak, jakby rynek był gotowy zapłacić dużo za samą obietnicę, że „złote czasy" dopiero nadejdą.
Warto jednak dodać, że według listopadowej ankiety Bank of America Global Fund Manager Survey, która bada nastroje profesjonalnych zarządzających funduszami, sytuacja wygląda nieco inaczej. Większość ankietowanych (61%) wierzy, że złoto utrzyma się powyżej 4000 dolarów do końca 2026 roku, przy czym 27% celuje w przedział 4500-5000 dolarów. Jednocześnie tylko około 5% ankietowanych zakłada cenę powyżej 5000 dolarów do końca 2026 roku, a dokładnie 0% przewiduje przekroczenie 6000 dolarów. Nawet optymiści włączają więc hamulec ręczny, zanim rozpędzą się jak na rynku krypto.
Zimny prysznic, czyli prognozy dla dorosłych
Gdy wszyscy wieszczą złoty raj, pojawia się ktoś, kto jednak przypomina o grawitacji. Tym kimś jest m.in. Natixis, który pokazuje scenariusz „kontrujący". W wersji pesymistycznej cena złota mogłaby spaść… do około 2000 dolarów za uncję. Tak, o połowę. A w bardziej umiarkowanej wizji stabilizować się gdzieś pomiędzy 3450 a 3800 dolarów.
Bank Światowy też schładza emocje. Jego ekonomiści prognozują średnią cenę złota w 2026 roku na poziomie około 3575 dolarów za uncję, co oznaczałoby wzrost jedynie o około 5% w porównaniu do ich prognoz bazowych. W 2027 roku przewidują nawet niewielki spadek do około 3375 dolarów. I dodają, że nie ma co liczyć na powtórkę hossy z lat 70., bo wtedy pęd napędzała szokowa inflacja i zawirowania energetyczne, a dziś sytuacja jest stabilniejsza, choć geopolityka swoje dokłada.
Niektóre banki również zdejmują nogę z gazu. ANZ widzi pułap raczej na poziomie 4600 dolarów, a część instytucji przypomina, że 120% wzrostu w pięć lat to i tak bardzo dużo, jak na metal, który z natury nie płonie jak tokeny z memami.
Kowalski i magiczne 4000 dolarów
Patrząc na prognozy, można by pomyśleć, że przeciętny inwestor analizuje je wieczorami przy herbacie. Rzeczywistość jest prostsza: większość ludzi nie wierzy w żadne prognozy, dopóki cena naprawdę nie zacznie wariować.
Tak było i teraz. Ludzie ustawiali się w kolejkach po sztabki dopiero wtedy, gdy złoto zaczęło bić rekordy. Mennica Skarbowa – największy w Polsce dystrybutor złota inwestycyjnego – przyznała, że zanotowali ogromny wzrost zainteresowania klientów indywidualnych na fizyczne złoto w małych gramaturach. Jak poinformował prezes Jarosław Żołędowski dla „Parkietu" i innych mediów, do końca września 2025 roku sprzedali prawie 2,1 tony produktów ze złota. Szacują, że w całym 2025 roku sprzedaż dla klientów indywidualnych w Polsce może przekroczyć 20 ton – co byłoby historycznym rekordem.
Realia wyglądają tak, że hipotetyczny Pan Kowalski, który przez kilka lat powtarzał najpewniej, że „na złocie to już nie da się zarobić", kupuje pierwszą sztabkę dopiero wtedy, gdy zobaczył nagłówki: „Złoto najdroższe w historii".
NBP, czyli inwestor, który nie musi mieć racji – wystarczy, że ma rezerwy
W przeciwieństwie do Kowalskiego, Narodowy Bank Polski kupuje złoto nie dlatego, że rośnie, a tylko dlatego, że ma to w strategii. NBP od lat konsekwentnie zwiększa swoje rezerwy. W 2024 roku dokupił 89,5 tony, podnosząc całkowity poziom na koniec roku do 448,2 tony. W 2025 roku zakupy były kontynuowane i według najnowszych danych (październik 2025) NBP posiada już ponad 515 ton złota, co stanowi około 22% rezerw. Dzięki temu Polska wjechała do światowej czołówki posiadaczy złota.
Co zabawne, ten sam trend bankowych zakupów jest później używany przez analityków do uzasadnienia kolejnych rekordowych prognoz. I tak koło się domyka.
Zachowajmy ostrożność
Po pierwsze, nie należy kupować złota dlatego, że ktoś obiecuje 4900 dolarów. Po drugie, nie należy też sprzedawać, jeśli ktoś straszy 2000. A po trzecie złoto jest właśnie od tego, żeby nie wariować, gdy świat wariuje.
Dla Kowalskiego złoto to bardziej parasol niż loteria. Chroni przed zawirowaniami, ale nie robi z nikogo milionera w tydzień. Cała reszta to marketing, wróżenie i powerpointy bankowych analityków.
Co jest pewne?
Za pięć lat prawdopodobnie nikt nie będzie pamiętał tych prognoz. Ale jeśli złoto faktycznie dobije do 4900 dolarów, to na pewno pojawią się eksperci, którzy twierdzili, że „przecież od początku mówili, że tak będzie". I wszyscy im uwierzymy, bo tak działa rynek – najpierw ignoruje prognozy, a potem udaje, że one zawsze były oczywiste.