Rozwiązanie umowy o pracę bez wypowiedzenia to najbardziej drastyczna forma pożegnania z pracownikiem. Z całą pewnością nie powinno się tym środkiem szafować bez powodu. Czy jednak pracownikowi powinna grozić dyscyplinarka za jedzenie w pracy? W niektórych sytuacjach: owszem. Zwłaszcza, jeśli to jedzenie należy do pracodawcy.
Wyrzucenie pracownika za jedzenie w pracy jest uzasadnione, jeśli chodzi o towar przeznaczony do sprzedaży
Wbrew pozorom dyscyplinarka za jedzenie w pracy to nic ani niespotykanego, ani niespodziewanego. Nie chodzi oczywiście o pracodawców, którzy nie wyobrażają sobie, że ich pracownicy nie żyją wyłącznie pracą i muszą od czasu do czasu coś przekąsić. Najczęściej rozwiązanie stosunku pracy w ten sposób czeka te osoby, które posilają się jedzeniem należącym nie do nich. Chodzi o to będące własnością pracodawcy. Sytuacja teraz staje się absolutnie jednoznaczna? Nie zawsze. Jak podaje Dziennik Gazeta Prawna, można wskazać dwie branże, w których dyscyplinarka za jedzenie w pracy zdarza się często. Przede wszystkim chodzi o sieci handlowe, oraz o gastronomię. W obydwu przypadkach chodzi o jedzenie, z którym w trakcie wykonywania swoich obowiązków pracownicy mają styczność.
Dyscyplinarka za jedzenie w pracy towaru wynika z ciężkiego naruszenia podstawowych obowiązków pracowniczych
Najprościej zrozumieć posunięcia pracodawców w przypadku tych pracowników, którzy po prostu podjadają towar będący ciągle w sprzedaży. A to batonik, a to jakiś owoc, a to skrawki wędlin. Tak samo będzie w przypadku restauracji i przygotowywanych posiłków. Nie jest to oczywiście mienie dużej wartości, jednak dyscyplinarka za jedzenie w pracy jest tutaj w pełni uzasadniona. Art. 52 kodeksu pracy przewiduje dwie możliwości rozwiązania umowy z pracownikiem bez wypowiedzenia. Zgodnie z §1 tego przepisu, jest to możliwe, gdy pracownik dopuści się ciężkiego naruszenia podstawowych obowiązków pracowniczych. Z całą pewnością zjadanie własności pracodawcy, która powinna być przeznaczona do sprzedaży, jest takim właśnie naruszeniem.
Co ciekawe, w grę najczęściej nie będzie wchodził §2, dotyczący popełnienia przestępstwa przez pracownika. Do kradzieży, oczywiście, w takim przypadku dochodzi. Ze względu na niską wartość zjedzonych towarów, będziemy mieli do czynienia z wykroczeniem a nie przestępstwem. Co więcej, pracodawcy unikają co do zasady w takich sprawach zwracania się do wymiaru sprawiedliwości. Zastosowanie tego przepisu wymaga z kolei prawomocnego wyroku sądowego.
Dlaczego więc, choć strata wydaje się raczej niewielka, firmy decydują się na tak drastyczne rozwiązanie stosunku pracy? To prawda, że pojedynczy taki przypadek nie ma wielkiego znaczenia dla bilansu przedsiębiorstwa. Co innego, gdy przemnoży się tak powstałe straty przez większą ilość personelu. Biorąc pod uwagę, że w podobny sposób zachowują się także klienci, szkody stają się realne. Dyscyplinarka za jedzenie w pracy towaru z pewnością stanowi czynnik odstraszający.
Nawet przeterminowane jedzenie przeznaczone do utylizacji pozostaje własnością sklepu
Sytuacja komplikuje się nieco, gdy w grę wchodzi jedzenie przeznaczone do utylizacji. Sklepy bardzo rzadko są w stanie sprzedać cały towar. Część żywności prędzej czy później przekracza datę przydatności do spożycia wciąż będąc własnością sklepu. Albo przynajmniej się do tego terminu zbliża. Niedługo wchodzi w życie ustawa o przeciwdziałaniu marnowaniu żywności, która nakłada na sklepy wielkopowierzchniowe szereg obowiązków dotyczących przeciwdziałaniu marnowaniu żywności. Na razie domyślnym sposobem pozbywania się takiego towaru jest utylizacja.
Na pierwszy rzut oka, sklepy nie powinny mieć nic przeciwko zabieraniu przez pracownika produktów, które miałyby po prostu trafić do śmieci. Ważny jest oczywiście moment przejęcia takiego produktu. Zgodnie z art. 180 kodeksu cywilnego, właściciel może zrezygnować z własności rzeczy ruchomej po prostu porzucając ją w tym zamiarze. Rzecz staje się wówczas niczyja. Art. 181 kc przewiduje z kolei nabycie jej własności przez objęcie w posiadanie. To by znaczyło, że zwolnienie dyscyplinarne pracownika w takim przypadku nie jest uzasadnione. Tyle tylko, że sklepy niekoniecznie działają w taki właśnie sposób.
Najczęściej niesprzedana żywność w praktyce trafia na wysypisko, za pośrednictwem firmy która odbiera od sklepu śmieci. Stają się one w takim wypadku przedmiotem rozliczeń pomiędzy przedsiębiorcami. W takim wypadku wrzucenie przeterminowanej żywności do kontenera, wbrew pozorom, niekoniecznie oznacza zamiar wyzbycia się jej własności – a przekazania jej dalej.
Sieci handlowe nie są w stanie wyjaśnić, dlaczego właściwie pracownicy zabierający jedzenie przeznaczone do utylizacji stanowią dla nich problem
Warto także wspomnieć, że sieci handlowe nie potrafią przekonująco wyjaśnić, dlaczego w takich przypadkach wyrzucają pracowników. I tak na przykład w pewnej Biedronce w Bartoszycach zwolniono w wakacje 11 osób. W innych pobliskich sklepach tej sieci kolejne trzy. Wszystko dlatego, że „zjadły towar, za który nie zapłaciły”. Typowa dyscyplinarka za jedzenie w pracy towaru? Przedstawiciele tamtejszej „Solidarności” przekonują, że chodzi właśnie o towary przeterminowane, za które zwyczajnie nie było żadnej możliwości zapłacić.
Kolejnym spotykanym wyjaśnieniem jest niewiele mówiąca „praktyka korporacyjna”. Z czego ta może wynikać? Przyczyna wydaje się dość prozaiczna. Grzebanie w firmowych śmieciach, czy to przez pracowników czy nawet osoby postronne, nie wygląda zbyt dobrze. A to oznacza, że może hipotetycznie źle wpływać na reputację przedsiębiorstwa. Co ciekawe, oskarżenie o marnowanie żywności nie wzbudza najwyraźniej aż takich obaw ze strony kierownictwa poszczególnych sieci.