Informacje o cenie towaru w sklepach znanych sieci handlowych stały się przesadnie skomplikowane i wręcz ukryte przed konsumentem. Zamiast tego eksponuje się sprzedaż pakietową albo rabaty dla użytkowników firmowej aplikacji. Ekonomista Rafał Mundry zwraca uwagę na Biedronkę, ale problem stał się powszechny. Jak właściwie powinna wyglądać poprawna informacja o cenie? Wszystko jest w przepisach.
Ekonomista Rafał Mundry zarzuca Biedronce wprowadzanie swoich kupujących w błąd
Wydawać by się mogło, że nie ma nic prostszego, niż przekazać konsumentom informację o cenie towaru na sklepowej półce. Wystarczy zapisać ją na kartce i wywiesić pod towarem. Problem w tym, że duże sieci handlowe na wszystkie możliwe strony starają się skomplikować ten proces. Zamiast właściwej ceny możemy zobaczyć pięknie wyeksponowaną cenę w sprzedaży pakietowej albo dostępną tylko dla użytkowników aplikacji danej sieci.
Normalna cena, która interesuje nas najbardziej, w teorii powinna gdzieś tam być. Może jednak zostać zapisana małym druczkiem gdzieś na peryferiach kartki. Są także wyjątkowo perfidne sieci, które rezygnują z jej wskazania. Na przykład Biedronki i przekroczenia przez nią granicy wprowadzania konsumentów w błąd zwrócił uwagę ekonomista Rafał Mundry.
Starsza pani
-Rzeczywiście ta margaryna kosztuje 4,49 zł?
-Tak, jak się weźmie dwie – mówię
-O! I tyle zapłacę?
-Nie, 2x tyle
-A gdzie cena za 1 szt?
-Na dole
-Ale tego już nie widaćJak coś jest sprzedawane w komplecie/zestawie 2 szt to powinna być cena za cały zestaw a nie pół https://t.co/pPnyp3SwiD pic.twitter.com/lhwtlHUQ3a
— Rafał Mundry (@RafalMundry) December 17, 2023
Biedronka sprzedawała opakowania 450 g margaryny w pakiecie dwóch sztuk w cenie 4,49 zł za każdą z nich. To jedyna dostatecznie wyeksponowana kwota. Pikanterii sprawie dodaje dodana małym druczkiem cena za kilogram wynosząca 9,98 zł. Pojawia się tutaj kolejny problem: dwa opakowania margaryny nie sumują się do kilograma dzięki downsizingowi uskutecznionemu przez jej producenta. Prawdę mówiąc, dopiero pisząc niniejszy tekst, dostrzegłem, że naprawdę mikroskopijną czcionką w lewym dolnym rogu podano cenę regularną. Wynosi 5,76 zł, a więc 12,80 zł za kilogram.
Mundry poinformował o sprawie UOKiK, który to zdecydował się zbadać sprawę. Pozostaje trzymać kciuki, bo sprawa wcale nie jest błaha. Łatwo sobie wyobrazić klienta, który nie zwróci uwagę na wyraźnie mniejszy zapis „cena za 1 szt przy zakupie 2 szt”. O swojej nieuwadze taka osoba może się dowiedzieć przy kasie, co już samo w sobie zwiastuje spore ryzyko niepotrzebnego stresu i awantury. Być może wypatrzenie „haczyka” ukrytego przez sieć nastąpi dopiero przy sprawdzaniu paragonu w domu. Istnieje ryzyko, że klient w ogóle nie zauważy, że został oskubany na ponad złotówkę.
Zmanipulowane informacje o cenie są po prostu niezgodne z obowiązującym prawem
Zmanipulowane informacje o cenie nie są oczywiście domeną jedynie Biedronki. Sieć w rozmowie z dziennikiem „Fakt” zapewniała zresztą, że promocje pakietowe są wyraźnie oznakowane. Zastosowanie małych czcionek każe wątpić w szczerość odpowiedzi ze strony sieci. Trudno oprzeć się wrażeniu, że tutaj wręcz chodzi o wywoływanie wspomnianych wyżej pomyłek. Równocześnie problemu łatwo byłoby ominąć. Wystarczy trzymać się litery prawa. Właściwe przepisy znajdziemy w ustawie o informowaniu o cenach towarów i usług. W szczególności chodzi o art. 4 ust. 1 przywołanego aktu prawnego.
W miejscu sprzedaży detalicznej i świadczenia usług uwidacznia się cenę oraz cenę jednostkową towaru lub usługi w sposób jednoznaczny, niebudzący wątpliwości oraz umożliwiający porównanie cen.
Przede wszystkim zwróćmy uwagę na słowo „uwidacznia”. Jego słownikowe znaczenie to albo „przedstawić w sposób widoczny, wyrazisty”, albo „uczynić oczywistym”. Można śmiało zaryzykować stwierdzenie, że ukrycie faktycznej ceny towaru gdzieś na obrzeżach etykiety i zapisanie jej najdrobniejszą możliwą czcionką już samo w sobie kłóci się z sensem tego przepisu. Warto także wskazać na słowa „jednoznaczny” oraz „niebudzący wątpliwości”.
Kolejnym istotnym wymaganiem, które znajdziemy w przepisach ustawy, jest oczywiście uwzględnienie informacji o najniższej cenie z ostatnich 30 dni. Wymóg ten wprowadziła ustawa implementująca unijną dyrektywę Omnibus. Teoretycznie sposób uwidaczniania informacji o obniżonej cenie powinno określać rozporządzenie ministra właściwego do spraw gospodarki. Taki akt prawny rzeczywiście obowiązuje. Tyle tylko, że jest kompletnie bezwartościowy dla naszych rozważań. W ogóle nie odnosi się do kwestii obniżania cen towarów. W tej sytuacji nie pozostaje nic innego jak tylko dosłowne rozumienie przepisów ustawy.
Możliwe, że UOKiK po raz kolejny nałoży na Biedronkę karę. Pozostałe sieci niech lepiej mają się na baczności
Ustawodawca przewidział także kary za niewłaściwe informacje o cenie. Niespełnienie wymogu określonego w art. 4 ust. 1 może się skończyć nałożeniu takowej przez wojewódzkiego inspektora Inspekcji Handlowej. Jeżeli mamy do czynienia z jednostkowym przypadkiem, to wysokość kary może wynieść 20 000 zł. Jeżeli przedsiębiorca zignorował przepisy trzy razy w ciągu roku, kara ulega podwojeniu.
Prawdziwy problem dla sklepu zaczyna się w momencie, gdy do akcji wkroczy UOKiK. Kara za stosowanie praktyki naruszającej zbiorowe interesy konsumentów może wynieść nawet 10 proc. rocznego obrotu przedsiębiorstwa.