Stan zdrowia, który nie budzi wątpliwości… medycznych
To nie jest publicystyczna przesada. To sedno argumentacji przedstawionej w jednej z niedawnych spraw, którą ostatecznie rozstrzygnął Sąd Najwyższy. W swojej analizie SN nie zakwestionował ustaleń, z których wynikało, że wykształcenie i kwalifikacje zawodowe mogą świadczyć o zachowanej zdolności do pracy — nawet jeśli schorzenia są przewlekłe, a rokowania nie zawsze pomyślne. A cała sprawa zaczęła się od stanu zdrowia, który — patrząc na opis biegłych — bez wątpienia mógłby sugerować długotrwałą niezdolność do wykonywania jakiejkolwiek pracy zarobkowej. Zgodnie z opisem zawartym w wyroku SN (wyrok Sądu Najwyższego z 23.09.2025 r., II USKP 43/25):
Rozpoznano u odwołującej się: przebyty zabieg nefrektomii lewostronnej z powodu wady wrodzonej nerki, infekcje dróg moczowych oraz przerost kompensacyjny nerki prawej - bez zaburzeń jej funkcji. Z powodu schorzeń urologicznych ubezpieczona nie jest całkowicie ani częściowo niezdolna do pracy. U ubezpieczonej rozpoznano również: padaczkę lekooporną, organiczne zaburzenia nastroju, organiczne uwarunkowane zaburzenia funkcji poznawczych. Stan jej zdrowia powoduje całkowitą niezdolność do pracy okresowo do dnia 31 grudnia 2023 r. Przebieg zaburzeń ma charakter przewlekły, w czasie ulegało zmianie nasilenie poszczególnych objawów. Biorąc pod uwagę obraz kliniczny zaburzeń - nasilenie i częstość objawów, dotychczasowy przebieg choroby, obecny stan zdrowia - mimo systematycznego leczenia, biegły stwierdził brak istotnej poprawy funkcjonowania. Ubezpieczona od dzieciństwa jest leczona z powodu padaczki. Padaczka stanowi przeciwwskazanie do pracy na wysokości, przy obsłudze maszyn niebezpiecznych, pracy zmianowej, przy źródłach ciepła.
Na pierwszy rzut oka opis ten prowadziłby do wniosku, że kobieta nie powinna pracować — a przynajmniej nie w zwykłych warunkach rynku pracy. Jednak od lat jednym z kluczowych elementów stosowanych przez ZUS i sądy przy ocenie niezdolności do pracy jest nie tylko stan zdrowia, ale również dotychczasowe doświadczenie, możliwości przekwalifikowania oraz… wykształcenie.
Wykształcenie jako dowód na pełnosprawność?
Biegły neurolog i psychiatra uznali, że mimo przewlekłych problemów zdrowotnych kobieta nie ma znaczących deficytów poznawczych. Co więcej, wskazali, że jej osiągnięcia edukacyjne przeczą twierdzeniom o obniżonej sprawności intelektualnej. Jak czytamy w uzasadnieniu przytoczonego wyżej wyroku:
Zdaniem biegłego, opinia psychiatry i psychologa nie dowodzi, iż ubezpieczona ma znaczące obniżenie funkcji poznawczych. Nie wykazano cech otępienia ani upośledzenia umysłowego. Przeczy temu uzyskanie przez ubezpieczoną wykształcenia średniego z maturą i licencjatu z zakresu administracji publicznej, mimo przebycia w dzieciństwie poszczepiennego zapalenia mózgu. Istniejący poziom sprawności poznawczej nie wyklucza także możliwości przekwalifikowania zawodowego ubezpieczonej czy przeszkolenia stanowiskowego.
Te dwa zdania są kwintesencją konfliktu, który często pojawia się w sporach z ZUS: osoba z chorobą, która wpływa na jej życie codzienne, zostaje uznana za zdolną do pracy, ponieważ… kiedyś skończyła szkołę. A to, jak wiadomo, nie zawsze oddaje aktualną zdolność do radzenia sobie na konkurencyjnym rynku pracy. Biegły więc uznał, że jako tako niezdolność do pracy nie występuje.
Niezdolność do pracy nie występuje, bo chora ma wykształcenie
W sprawie kluczowe znaczenie miała opinia biegłego, który uznał, że mimo przewlekłych zaburzeń zdrowotnych i chorób sięgających dzieciństwa ubezpieczona nie spełnia kryteriów całkowitej niezdolności do jakiejkolwiek pracy. Zdaniem specjalisty jej ogólny stan pozwala na wykonywanie obowiązków zawodowych, choćby w warunkach pracy chronionej, a posiadany umiarkowany stopień niepełnosprawności może stanowić podstawę do dopasowania odpowiedniego stanowiska. To właśnie ta opinia, a nie sam opis chorób, okazała się dla rozstrzygnięcia decydująca. Jak czytamy w uzasadnieniu:
Biorąc pod uwagę wiek ubezpieczonej, uzyskane wykształcenie i kwalifikacje zawodowe oraz holistyczną ocenę sprawności ustroju, ubezpieczona, według biegłego, nie odpowiada kryteriom całkowitej niezdolności do jakiejkolwiek pracy, mimo stanów chorobowych powstałych przed ukończeniem 18 roku życia czy edukacji do ukończenia 25 roku życia. Zdaniem biegłego, odwołująca się może podjąć pracę zarówno na otwartym rynku zatrudnienia, jak i na umiarkowanych stanowiskach pracy chronionej, wykorzystując posiadane orzeczenie o umiarkowanym stopniu niepełnosprawności.
W rezultacie zestawiono dwa zupełnie różne obrazy: medyczny, wskazujący na schorzenia przewlekłe i trudne w leczeniu, oraz prawny, który uznał, że w świetle przepisów kobieta mimo to powinna podjąć zatrudnienie. Wykształcenie — zamiast stać się dowodem jej determinacji i życiowego wysiłku — zostało potraktowane jako argument, że jej ograniczenia nie są tak poważne, jak twierdziła.
Sąd oddalił skargę kasacyjną, ostatnia nadzieja upadła
Rozstrzygnięcie Sądu Najwyższego nie przyniosło odwołującej się ulgi. SN nie zakwestionował ani opinii biegłych, ani ustaleń sądów niższej instancji. Utrzymano w mocy ocenę, zgodnie z którą kobieta pozostaje zdolna do pracy. Jej sytuacja zdrowotna, choć niewątpliwie trudna, nie spełnia według sądu przesłanek wymaganych do przyznania renty. W efekcie osoba z padaczką lekooporną, organicznymi zaburzeniami nastroju i przebytą nefrektomią została uznana za zdolną do podjęcia zatrudnienia, również poza rynkiem chronionym, jeśli pozwoli na to odpowiednie dopasowanie stanowiska.
Ta sprawa dobitnie pokazuje, jak bardzo system rentowy uwikłany jest w sprzeczności. Osoby, które — mimo chorób — walczą o edukację, kończą szkoły i zdobywają zawód, często robią to ogromnym wysiłkiem, ale to właśnie ich osiągnięcia bywają później interpretowane jako dowód na pełną sprawność. W tle pojawia się niewygodne pytanie: czy zdobycie matury i dyplomu nie staje się w praktyce obciążeniem przy ubieganiu się o świadczenia? Czy ktoś, kto wymiękłby wcześniej, poddając się chorobie jeszcze przed ukończeniem szkoły średniej, miałby realnie większą szansę na rentę?