Od 21 listopada 2024 roku na premierze Izraela, Benjaminie Netanjahu, ciąży nakaz aresztowania wydany przez Międzynarodowy Trybunał Karny.
Zapewne wszyscy kojarzycie atak terrorystyczny na Izrael, który doprowadził do tego, że w chwili obecnej Izrael stara się po prostu wymazać naród palestyński i całą Palestynę z mapy świata. W doktrynie polityki międzynarodowej pewnej szkoły można wręcz powiedzieć, że taki pretekst to wręcz marzenie.
Islamski terroryzm, którego coraz częściej doświadczamy też niestety w Europie, jest oczywiście zły i należy z nim walczyć, natomiast metody przyjęte przez Izrael to już nawet nie jest przekroczenie granic obrony koniecznej, tylko po prostu coś, co należałoby wprost nazwać formą czystek etnicznych dokonywanych na Palestyńczykach.
Nie dziwi więc, że Międzynarodowy Trybunał Karny zdecydował się ścigać przywódcę Izraela, który za tego typu działania odpowiada. Stanowisko między innymi Unii Europejskiej jest jasne: jeśli noga Netanjahu postanie na naszej ziemi, należy go schwytać i doprowadzić przed oblicze trybunału.
Z Polskiej perspektywy tak niskie globalnie notowania Netanjahu to zresztą nie dramat, a raczej szansa. Pomimo licznych wysiłków, by pudrować obraz sytuacji, Izrael jest krajem wrogim Polsce (za tym, że nie jest wrogim świadczą głosy wielu publicystów, za to za tym, że jest wrogim, świadczą wszystkie inne okoliczności i czyny), zaś sam Netanjahu wielokrotnie podejmował działania przeciwko naszemu państwu. Być może pamiętacie, co wyprawiał w lutym 2019 roku w Warszawie, próbując wmanewrować Polskę w centralną rolę w holokauście.
Andrzej Duda, a teraz też rząd, rozwijają premierowi Izraela czerwone dywany
Czy Polska zaprosiłaby dziś, po ataku na Ukrainę, Władimira Putina na obchody na przykład wybuchu II Wojny Światowej, w którym Rosja odegrała przecież swoją rolę? Wydaje się to niemożliwe.
Dziwi mnie zatem, dlaczego ponad wszelkimi politycznymi podziałami Andrzej Duda prosi Donalda Tuska o to, by nie respektować listu gończego Międzynarodowego Trybunału Karnego i pozwolić Benjaminowi Netanjahu wjechać do Polski na obchody 80 rocznicy wyzwolenia niemieckiego obozu koncentracyjnego w Auschwitz, który znajduje się na terytorium naszego kraju. Od kilkunastu godzin czytamy w sieci głosy zwolenników rządu, że prezydent zwariował. Problem w tym, że zgodnie z informacjami Kancelarii Premiera, rząd się do prośby przychylił.
W związku z planowanymi 27 stycznia 2025 roku uroczystościami 80-tej rocznicy wyzwolenia Byłego Niemieckiego Nazistowskiego Obozu Koncentracyjnego i Zagłady Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu, polski rząd deklaruje, że zapewni wolny i bezpieczny udział w tych obchodach najwyższym przedstawicielom Izraela.
„Zapewnienie bezpiecznego udziału przywódcom Izraela w uroczystościach 27 stycznia 2025 roku, polski rząd traktuje jako wpisujące się w oddanie hołdu narodowi żydowskiemu, którego miliony Córek i Synów stało się ofiarami Zagłady dokonanej przez III Rzeszę” – czytamy w uchwale przyjętej dzisiaj przez rząd.
I przyznam szczerze, że nic z tego nie rozumiem, bo chyba tylko teorie zwolenników spiskowych teorii potrafiłyby wyjaśnić czemu wzajemnie się nienawidzący i zwalczający politycy PiS i PO, nagle po raz pierwszy od dawna pojednali się w celu wpuszczenia na terytorium naszego kraju ściganego potencjalnego zbrodniarza wojennego, który na dodatek regularnie nasze państwo obraża.
Jest to oczywiście duży błąd w oczach opinii publicznej w kraju, ale też za granicą, który powoduje między innymi spadek zaufania do naszej klasy politycznej. Nie ma czegoś takiego jak „wyjątkowe sytuacje”, gdy chodzi o ściganie potencjalnych zbrodniarzy wojennych.