Bilety bez gwarancji miejsca sposobem na zwiększenie liczby pasażerów?
Wpisy internautów mnie nie dziwią, gdyż sama często korzystam z oferty PKP Intercity i doskonale wiem, o jakim problemie piszą. Na niektórych trasach pociągi są bowiem faktycznie często przeładowane i to nawet poza sezonem turystycznym. Ludzie tłoczą się w nich w przejściach między wagonami, siedzą na walizkach w ciasnych korytarzach lub zajmują przestrzeń koło toalety, utrudniając do niej dojście innym pasażerom. Wbrew pozorom takie obrazki można zobaczyć nie tylko w najtańszych pociągach TLK, ale także wielu pociągach IC o podobno wyższej klasie, jeżdżących choćby na trasie z Warszawy do Przemyśla, czy też z Krakowa do Wrocławia.
Z czego wynika ten problem? Otóż rok temu spółka PKP Intercity postanowiła zlikwidować w niektórych pociągach obowiązkową rezerwację miejsc. Oznacza to natomiast, że może sprzedawać na dane połączenia więcej biletów, niż dla danego pociągu przewidziana jest liczba miejsc siedzących. Po wyczerpaniu puli „miejscówek” sprzedaje zatem tzw. bilety bez gwarancji miejsca. Na podstawie takich biletów pasażerowie mogą odbyć podróż na stojąco lub zajmować wolne siedzenia, gdy ktoś inny z wykupioną miejscówką zrezygnuje z podróży.
Kilkugodzinna podróż koło toalety to dla pasażerów nie wybór, lecz smutna konieczność
Bilety bez gwarancji miejsca dostępne są niestety w pociągach jeżdżących na wyjątkowo popularnych trasach, na których często nie ma innej alternatywy komunikacyjnej. Z powodu wysokiego obłożenia zakup standardowego biletu z miejscem siedzącym na takie połączenia jest też zatem sporym wyzwaniem. Pula miejscówek nierzadko bowiem wyczerpuje się nawet na tydzień przed terminem przejazdu. Nie mając innego wyjścia, ludzie zatem kupują te bilety bez gwarancji miejsc, świadomie godząc się na kilkugodzinną podróż w fatalnych warunkach. Kilkugodzinną, ponieważ mówimy tutaj o pociągach dalekobieżnych, a nie regionalnych jeżdżących na krótkich odcinkach.
Dlaczego na takich trasach PKP Intercity po prostu nie doczepia dodatkowych wagonów lub nie oferuje dodatkowych połączeń? Jest to dla mnie od dawna sporą zagadką, bo przecież to by w prosty sposób rozwiązało problem. Pewna nadzieja na zmianę tej sytuacji jawi się jednak na horyzoncie.
Czy nowy rozkład jazdy PKP Intercity rozwiąże problem zatłoczonych pociągów?
W dniu 12 października br. PKP Intercity opublikowało nowy rozkład jazdy 2025/2026, który będzie obowiązywał od 14 grudnia 2025 roku. Wynika z niego, że wzrośnie liczba połączeń – poza sezonem o 56 (z obecnych 471 do 527), a w sezonie letnim o 41 (z 514 do 555). Co więcej, na najpopularniejszych trasach pociągi będą kursowały częściej i w stałych odstępach czasu np.:
- co 1 godzinę – między Trójmiastem a Warszawą oraz między Krakowem a Wrocławiem;
- co 2 godziny – m.in. między Zieloną Górą i Przemyślem (przez Kraków), Poznaniem i Krakowem oraz Gdynią i Wrocławiem.
W nowym rozkładzie jazdy pojawią się też zupełnie nowe połączenia krajowe (np. z Gdyni do Gorzowa Wlkp., czy też z Giżycka do Krakowa i Wrocławia) oraz więcej pociągów jeżdżących na trasach międzynarodowych (m.in. do Niemiec, Austrii, Ukrainy i Czech).
Zwiększenie liczby połączeń kolejowych może zatem faktycznie, choć częściowo zlikwidować problem z zatłoczonymi pociągami. Spółce PKP Intercity powinno zresztą zależeć na jego rozwiązaniu, ponieważ sfrustrowani podróżni zyskali możliwość skorzystania na niektórych trasach z oferty konkurencyjnych przewoźników. Takim konkurentem jest choćby czeski RegioJet, który już jeździ po polskich torach, a od grudnia zaproponuje nowe połączenia m.in. z Warszawy do Gdyni.