Ktoś w Biedronce po prostu musiał przeczytać na Bezprawniku o „organizowaniu Kangura w każdej gminie” i potraktować ten przytyk jako wyzwanie. Jeżeli ktoś myśli, że ta popularna sieć dała sobie spokój z coraz dziwniejszymi sposobami na podanie ceny, to jest błędzie. Tym razem padło na progi cenowe w Biedronce.
Progi cenowe w Biedronce są jeszcze gorsze niż ich wizja sprzedaży pakietowej
Sposób prezentacji cen w polskich dyskontach od jakiegoś czasu woła o pomstę do nieba. Prawdę mówiąc, ledwo zdążymy wytknąć którejś sieci jakiś głupi pomysł, to zaraz pojawia się kolejny. Na głównego winowajcę wyrosła nam Biedronka, choć oczywiście swoje za uszami mają Lidl, Kaufland, Dino, czy nawet Żabka. UOKiK wszczął w tej sprawie postępowanie, tymczasem popularna sieć należąca do Jeronimo Martins wpadła na kolejny pomysł.
Prawdę mówiąc, progi cenowe w Biedronce nie wydają mi się aż tak bezczelnym pomysłem, jak podawanie ceny opakowania papieru toaletowego w przeliczeniu na jedną rolkę. O co chodzi tym razem? Weźmy taki Olej Kujawski, rzepakowy w litrowej butelce. Ile ona może właściwie kosztować? Wielkie cyfry na pomarańczowej kartce z ceną sugerują, że jedynie 4,89 zł. Tylko dlaczego ta kartka wygląda, jakby była formatu A4? W Biedronce nie może być prosto. Tym razem cena butelki Kujawskiego była uzależniona od wartości naszych zakupów oraz od posiadania firmowej karty lub aplikacji.
Jeżeli łącznie wydamy 299 zł i mamy aplikację albo kartę, to rzeczywiście litr oleju kupimy za 4,89 zł. Jeżeli kupimy towaru za jedynie 149 zł, to cena butelki rośnie do 5,49 zł. Jeśli nasze zakupy nie są dostatecznie imponujące i wydamy raptem 99 zł, to zapłacimy 5,99 zł. Jeżeli nie mamy aplikacji, a nasze zakupy nie są godne uwagi Biedronki, to cena promocyjna Kujawskiego dla nas wynosi 6,79 zł.
Czy progi cenowe w Biedronce mogą być jeszcze bardziej skomplikowane? Poczekajcie, bo to nie koniec niespodzianek. Maciupka czcionka na samym dole ma nam do przekazania coś jeszcze. Otóż, żeby ustalić nasz próg, musimy odjąć ceny produktów, których nie wolno łączyć z tą promocją. Odpada nam cena samego oleju, dowolny alkohol i papierosy, preparaty do żywienia początkowego, doładowanie telefonów, koszt jakiejkolwiek innej usługi oraz karty podarunkowe. Czy to już wszystko? Prawie. W promocji możemy kupić jedną butelkę oleju.
Jak tak dalej pójdzie, to Prezes UOKiK nie będzie miał czasu na cokolwiek innego, niż ceny w dyskontach
Powyższy przykład opisał też portal ddwloclawek.pl, który opisał historię pewnej Włocławianki, która na swoje nieszczęście próbowała kupić olej. Jej komentarz jest właściwie tożsamy z tym, co my pisaliśmy na łamach Bezprawnika praktycznie przy wszystkich poprzednich perypetiach cenowych z Biedronką.
Idę do Biedronki po olej, a oni każą mi rozwiązywać jakiś quiz.
Właściwie nie ma się co dziwić, że kobieta postanowiła złożyć skargę do UOKiK. Progi cenowe w Biedronce są po prostu nieczytelne. Konsument nie jest w stanie szybko i łatwo ustalić kwoty, jaką zapłaci za dany produkt. Nie jestem nawet pewien, czy w tym wypadku pomogłoby jakoś bardzo nieukrywanie kluczowych informacji za pomocą możliwie małych rozmiarów czcionki. Sama konieczność wzięcia udziału w biedronkowym Kangurze Matematycznym to jednak jedynie połowa problemu.
Drugą stanowi to, że w sumie klient dyskontu nie zawsze wie, nawet w przybliżeniu, ile zapłaci przy kasie. Są oczywiście osoby, które podliczają sobie ceny poszczególnych towarów na bieżąco. W dzisiejszych czasach to bardzo rozsądny pomysł. Są jednak także osoby, które podejmują dużo bardziej spontaniczne decyzje zakupowe. Co gorsza, może się tak zdarzyć, że przybliżona wartość towarów w koszyku będzie oscylowała w okolicach któregoś z progów. Zaczynam dostrzegać marketingowy sens takiego komplikowania życia konsumentów. Chodzi o to, by ci dla pewności wzięli jeszcze kilka produktów, prawda?
Jeżeli chodzi o konstruowanie promocji w sposób niedoprowadzający klienta do szału, to punkt dla Lidla
Tymczasem w Lidlu zorganizowano podobną promocję. Jeżeli kupiło się towarów za ponad 200 zł, to można było kupić czekoladki za symboliczną złotówkę. Owszem, też był haczyk w postaci wykluczenia z promocji między innymi alkoholu. W praktyce by z niej skorzystać musiałem jedynie zostać uświadomiony przez domowników, że taka promocja w ogóle istnieje. Żadnych zadań matematycznych do rozwiązania, żadnych nieczystych intencji, nie trzeba nawet było korzystać z lidlowej aplikacji. Wygląda na to, że właśnie opowiedziałem się po jednej ze stron wojny dyskontów, ale Biedronka jest sama sobie winna.
Na takich uparciuszków nie pomoże żaden poradnik jak prawidłowo pokazywać ceny. Z drugiej strony wydaje mi się, że niespełnieni matematycy z tej sieci muszą mieć niezły ubaw przy wymyślaniu tych wszystkich promocji. Radość z wykonywanej pracy to bardzo ważna i bardzo pozytywna sprawa. Dlatego pozostaje mi mieć nadzieję, że będzie nam wszystkim równie wesoło, gdy swoją decyzję w sprawie prezentacji cen podejmie Prezes UOKiK.