Możliwe, że jednak czeka nas zakaz parkowania na chodniku

Moto Państwo Dołącz do dyskusji
Możliwe, że jednak czeka nas zakaz parkowania na chodniku

Interwencja Rzecznika Praw Obywatelskich powoli przynosi rezultaty. Departament Transportu Drogowego w Ministerstwie Infrastruktury zastanawia się, czy wprowadzić zakaz parkowania na chodniku. Argumentów „za” jest całkiem sporo. Pytanie jednak brzmi, czy politycy są gotowi mocno podpaść kierowcom. Wypchnięcie samochodów z powrotem na jezdnię byłoby tym samym bardzo odważnym posunięciem.

Zakaz parkowania na chodniku to pomysł, który ma pewne uzasadnienie w paskudnych zwyczajach części kierowców

Konflikt pomiędzy pieszymi i kierowcami o improwizowane miejsca parkingowe na chodniku najwyraźniej nie umknął organom państwa. Jak podaje Radio ZET, Rzecznik Praw Obywatelskich wsparł inicjatywę ruchu społecznego „Miejska Agenda Parkingowa”. Chodzi o wypchnięcie samochodów z powrotem na jezdnię. Skąd taka chęć uprzykrzenia życia kierowcom? Wszystko przez paskudny i powszechny nawyk parkowania na chodniku w sposób nieliczący się z potrzebami innych uczestników ruchu, w tym wypadku pieszych.

„Miejska Agenda Parkingowa” zauważa, że kierowcy nie przestrzegają wymagań określonych w art. 47 ust. 1 prawa o ruchu drogowym.

1. Dopuszcza się zatrzymanie lub postój na drodze dla pieszych kołami jednego boku lub przedniej osi pojazdu samochodowego o dopuszczalnej masie całkowitej nieprzekraczającej 2,5 t, pod warunkiem że:
1) na danym odcinku jezdni nie obowiązuje zakaz zatrzymania lub postoju;
2) szerokość chodnika jest nie mniejsza niż 1,5 m i nie utrudni ruchu pieszych;
3) pojazd umieszczony przednią osią na drodze dla pieszych nie tamuje ruchu pojazdów na jezdni.

Siłą rzeczy chodzi przede wszystkim o punkt 2). Kierujący samochodami nie pamiętają, albo nie chcą pamiętać, o tym, by nie utrudniać pieszym ruchu. Niektórzy ignorują także konieczność wybrania parkowania na chodniku mającym co najmniej 1,5 m szerokości. Co gorsza, problem dotyczy także kierowców parkujących swoje auta na chodniku całym pojazdem. Nie ma się co dziwić, że pieszym taki stan rzeczy się nie podoba. Przeciskanie się między samochodami a ścianą budynku nie jest specjalnie komfortowe. Staje się kłopotliwe, gdy na przykład prowadzi się wózek dziecięcy. Istnieje także ryzyko nieumyślnego zadrapania karoserii.

Spór pomiędzy pieszymi i kierowcami o auta blokujące chodniki to jedynie odprysk dużo poważniejszego konfliktu

Zakaz parkowania na chodniku sprowadzałby się do tego, by granicą dopuszczalnego miejsca do parkowania samochodów stał się krawężnik. Pomysł wspiera warszawski Zarząd Dróg Miejskich. Koszt takiego rozwiązania dla zarządców dróg byłby żaden. Nie musieliby też stawiać nie do końca estetycznych słupków i innego rodzaju zapór, które uniemożliwiają kierowcom pchanie swoich aut na chodnik.

Departament Transportu Drogowego w Ministerstwie Infrastruktury tymczasem musi jakoś odpowiedzieć na zapytanie Rzecznika Praw Obywatelskich. Sprawa nie jest łatwa, bo przecież druga strona sporu również ma swoje argumenty. Zakaz parkowania na chodniku najzwyczajniej w świecie utrudniłby znalezienie jakiegokolwiek miejsca parkingowego w miastach. Można śmiało zaryzykować stwierdzenie, że jest ich często mniej, niż aut poruszających się po mieście. Nie sposób także zauważyć, że zepchnięcie samochodów na jezdnię sprawiłoby, że zaparkowane auta zaczną przeszkadzać tym kierowcom, którzy akurat jadą daną ulicą.

Prawdę mówiąc, problem stanowi jedynie wypadkową toczącego się w międzyczasie szerszego sporu o kształt naszych miast. Nie da się ukryć, że przez ostatnie dekady oddaliśmy tkankę miejską samochodom. Niestety szersze ulice, więcej miejsc parkingowych i pogoń za coraz większą przepustowością skutecznie pogorszyły codzienność pieszych. W skrajnych przypadkach stali się oni niemalże intruzami we własnych miastach. Wielu z nich zaadaptowała się do nowych warunków poprzez dołączenie do grona kierowców.

Ostatnie lata przyniosły odwrócenie tego trendu. Samorządy ze wsparciem władz centralnych starają się raczej wypychać samochody z centrów miast. W grę wchodzą nie tylko względy społeczne, ale także czysto środowiskowe. Powiedzieć, że kierowcy nie przyjęli tych wysiłków dobrze, to jak nic nie powiedzieć. Radykałowie z tego obozu potrafią agresywnie reagować na samą wzmiankę o na przykład buspasach. Można się spodziewać, że ewentualny zakaz parkowania na chodniku zostałby przyjęty z dużą dozą wrogości. Należy przy tym podkreślić, że kierowcy to grupa mająca w Polsce znaczenie polityczne.

Czy można ten większy konflikt jakoś rozwiązać? Najlepiej byłoby unikać radykalizmu. Owszem, komfort pieszych powinien stanowić priorytet dla miast. Nie chcemy także w Polsce komunikacyjnych koszmarków w rodzaju amerykańskich miast czy ich arabskich imitacji. Z drugiej jednak strony trzeba pamiętać, że zwalczanie indywidualnego transportu samochodowego stanowi drogę donikąd. Nie ma się co łudzić, że kierowcy masowo przerzucą się na dojazd do pracy autobusami czy tramwajami.