Mieszkania Warszawskie? Nie jestem jakimś gorącym przeciwnikiem wybudowania kilku bloków przez samorządy w Warszawie.
Stać nas na to – zbudujmy i zobaczmy jak to będzie działać. Oczywiście jest to bardzo nieuczciwe, że ty kupiłeś dwa lata temu mieszkanie na kredyt, który będziesz spłacał do końca życia, a ktoś dostanie za darmo. Ale jak już pewnie wiesz za sprawą frankowiczów lub beneficjentów Bezpiecznego Kredytu, życie generalnie nie jest uczciwe, a już najbardziej się w naszym kraju nie opłaca być odpowiedzialnym i zapobiegliwym.
Pewnie lewica nie ma racji i to będzie katastrofa. Ale zbudujmy kilka bloków, poobserwujmy 5 czy 10 lat. To nie musi być od razu ogólnomiastowy program wielkiego budownictwa socjalnego, małymi kroczkami sprawdźmy sobie czy to w ogóle się spina, daje pożądane efekty i nie przynosi szkód, których wcześniej nie potrafiliśmy przewidzieć.
Na odpowiedzialność polskiej lewicy, postawmy kilka takich bloków w całej Warszawie. Tylko, kurczę, może nie od razu na najdroższej działce w kraju!
Na rogu Marszałkowskiej i Próżnej zakwitną Mieszkania Warszawskie
Magdalena Biejat, kandydatka lewicy na prezydenta Warszawy, zapowiedziała swój program Mieszkania Warszawskie. Chce w 2 kadencje zbudować 20 000 mieszkań, w których zamieszka tyle ludzi, ile dziś mieszka na całym Żoliborzu (niecałe 60 000, to mała dzielnica). Nowe osiedla ulokowane byłyby w kilku miejscach Warszawy – nie wdając się w głębsze szczegóły, są to co do zasady dobre lokalizacje. Nie podoba mi się tylko flagowy projekt na rogu Marszałkowskiej i Próżnej. To jest dosłownie jedna z najdroższych obecnie działek w całym kraju, które raczej powinno się zagospodarowywać usługowo.
Do tej pory miasto sprzedawało takie działki deweloperom, my zbudujemy tu miejskie mieszkania z niskimi czynszami. W Nowej MDM na rogu Marszałkowskiej i Próżnej będziecie mogli wynająć za 1500 zł miesięcznie za dwupokojowe mieszkanie. Mieszkalibyście? 1/3 pic.twitter.com/wAArW9iVuM
— Magda Biejat (@MagdaBiejat) March 16, 2024
Gdzieś nawet zwróciłem na to uwagę, to zakrzyczano mnie, że liberał odmawia ubogim ludziom mieszkania w świetnej lokalizacji. Muszę przyznać, że było to bardzo szybkie przejście od „ratujcie, nie mam gdzie mieszkać” do „działka w ścisłym centrum Warszawy mi się po prostu należy” w wykonaniu młodego wyborcy lewicy. Przyjmijmy jednak, że jakieś umiarkowanie w roszczeniach nigdy nie było przesadną cnotą lewicowego elektoratu.
Z drugiej strony, od lat w tym miejscu mieściły się tylko wątpliwej jakości kebaby i wątpliwej reputacji sex shopy, więc wszystko będzie lepsze…
Tanie mieszkania na wynajem w Warszawie
Projekt Biejat argumentowany jest tym, że coraz więcej osób ma problem nie tylko z zakupem mieszkania w Warszawie, ale nawet z opłaceniem czynszu najmu. Choć akurat właśnie obserwujemy studzenie rynku najmu i kto wie, czy rynek sam nie wyreguluje tej kwestii po kilku latach wzmożonej imigracji ze wschodu.
To nie jest tak, że problemu nie dostrzegają też osoby o bardziej centrowych czy prawicowych podglądach gospodarczych. Wielu osób wykonujących ważne, ale niezbyt lukratywne zawody (dziwnym zbiegiem okoliczności zatrudniającym jest tam zawsze umiłowane przez lewicę państwo), nie stać już na zakup własnego mieszkania w Warszawie. Jeśli na dodatek weźmiemy pod uwagę prognozy kurczących się emerytur w relacji do kosztów życia, to jest to grupa osób będących bombą z opóźnionym zapłonem. Mówiąc bardziej obrazowo: małżeństwo pielęgniarzy, którzy teraz coś wynajmują, ratując nam przy tym życie w Warszawie, na emeryturze być może wyląduje na ulicy, o ile niczego oczywiście nie odziedziczy. Biejat podpiera się zresztą analogicznym przykładem nauczycieli.
Nowy program mieszkaniowy miałby być adresowany do osób, które nie łapią się na mieszkania komunalne czy socjalne. Ale też takich, które z różnych powodów są odrzucane przez rynek najmu. O ile jestem w stanie wyobrazić sobie „samotne matki” czy „osoby z niepełnosprawnościami”, tak kompletnie nie czuję jak w sposób, który nie będzie absurdalny, lewica chce uregulować „właścicieli czworonogów”. Poza tym pomysł finansowania przez ogół społeczeństwa mieszkań dla kogoś kto ma problem ze znalezieniem lokum, bo ma pieska, to już jest abstrakcja i jedno z ideologicznych zagrożeń, których się obawiam.
Porozmawiajmy o pieniądzach
Generalnie, pomimo mojej neoliberalnej duszy (na fanpage’u Przeklęte Liberalne Wysrywy w konkursie na najgorszego liberała przegrałem kiedyś półfinał dopiero z Ryszardem Petru), mnie się ten projekt nawet podoba. Ja interesuję się nieruchomościami, śledzę rynek, strasznie wkurzają mnie ci rozzuchwaleni warszawscy deweloperzy (może nie tak jak Home Invest, ale kiedyś wam opiszę jak bardzo mnie rozczarowała Skanska). Chciałbym zobaczyć takie jedno, modelowe, lewicowe zielone osiedle. Ale namacalne, a nie w urojeniach aktywistów, bo kłapaniem dziobem na Twitterze to ja też wam mogę wystawić na Wiśle drugą Atlantydę.
Mam jednak sporą obawę, że ten projekt się nie spina finansowo. Krótko mówiąc, moją nieufność wzbudzają koszty tego projektu. Te są nieznane. 350 milionów rocznie miałaby pokryć Warszawa, a resztę dopłacić BGK. 350 milionów z budżetu w okolicy 22 miliardów to nie tragedia (chociaż z drugiej strony tragedia, gdy proszę o rozłożoną na wiele lat linię Metra M3, którą lewica woli zastąpić tramwajem – to mniej więcej tak jakby powiedzieć, że nauczyciele też przecież mogą mieszkać w namiotach, które są tańsze i prawie tak samo chronią przed deszczem).
Że to będzie program socjalny, to oczywiście nie mam złudzeń. Przemawia jednak do mnie, że pomoże w utrzymaniu w mieście ważnych dla tkanki miejskiej podatników. Z drugiej strony – a chwilę temu skończyłem pisać kompromitujący dla polityków lewicy tekst z histeryczną wrzutką, że deweloperzy będą burzyć nasze osiedla, gdzie przypominam historię Zatoki Czerwonych Świń – boję się trochę sytuacji, że z tych mieszkań zrobiłby się prywatny folwark dla lewicowego elektoratu i znajomych królika. Zresztą cała historia polskiej samorządności to tak naprawdę wyścigi lokalnych społeczności w tym, kto pierwszy dorwie się do koryta i zrewanżuje kolegom, którzy na wiecach dmuchali nam baloniki.
Marek Tatała, szef Fundacji Wolności Gospodarczej, próbował trochę docisnąć polityków lewicy z pytaniami o koszty tego projektu, ale oczywiście tematu konkretów już nie podjęto. I to trochę mnie napawa obawą, że w Excelu tego projektu nie ma żadnych liczb, za to jest jedno zdanie: „Kiedy czegoś gorąco pragniesz, to cały Wszechświat działa potajemnie, by udało ci się to osiągnąć.”
Nie wierzę Magdalenie Biejat
Tym niemniej kiedy już Magdalena Biejat sromotnie przepierdzieli wybory samorządowe, a prezydentem miasta znowu zostanie – mam wrażenie – kompletnie tym niezainteresowany Rafał Trzaskowski, na próbę weźmy sobie nie dwa osiedla, ale ze dwa bloczki z tych projektów lewicy, Na próbę spróbujmy, zbudujmy, zorganizujmy jakieś hunger games w wyniku których wyłonimy 300 szczęśliwych rodzin, które będą mogły wynająć mieszkania za 50% ich rynkowej wartości na rynku najmu. A potem sobie 5 lat poobserwujmy co dalej się będzie z tym działo. Na taki eksperyment nas jeszcze stać.