Progi podatkowe w Polsce zmieniają się dość rzadko, a jak już to, teoretycznie, na korzyść podatnika. Czy to oznacza, że fiskusowi oddajemy coraz mniej? „Nic bardziej mylnego”, jakby stwierdził znany YouTuber. Ponieważ progi podatkowe w Polsce stoją w miejscu, to oznacza, że coraz więcej Polaków się na nie łapie.
Zaklęcia premiera Morawieckiego niewiele dają – w portfelach mamy coraz mniej pieniędzy, bo podatków jest coraz więcej. Ostatnio na przykład kieszenie Polaków drenuje podatek cukrowy, który dziwnym trafem…. nie obejmuje czekolady.
A co z PIT-em? Ciekawa sprawa. W końcu w 2019 r. niby niższa stawka została obniżona – z 18 do 17 proc.
Co jednak z tego, jak zauważył „Business Insider Polska”, skoro na drugi próg łapie się coraz więcej Polaków. Jeszcze dekadę temu drugi próg faktycznie można było uznać jako podatek dla zamożnych. A teraz?
Progi podatkowe w Polsce, czyli… podprogowe podwyżki
W 2009 roku zniknął trzeci próg podatkowy, a drugi nieco pomniejszono – z 30 do 32 proc. Wtedy to też wprowadzono kwotę graniczną – niezmienioną przez ponad dekadę.
Aby wejść do drugiego progu, trzeba zarobić 85 528 zł. Dużo to czy mało? Na pewno przeszło dekadę były to naprawdę solidne pieniądze. Tylko niecałe 388 tys. Polaków kwalifikowało się wtedy na drugi próg.
Jednak od tego czasu polska gospodarka nieźle się rozkręciła – i poszły za tym również wynagrodzenia. Nieco ponad 7100 zł miesięcznie to oczywiście jak na polskie warunki ciągle bardzo dobre pieniądze. Jednak trudno sklasyfikować kogoś, kto tyle zarabia, za jakiegoś krezusa.
I faktycznie – resort finansów przekazał „BI”, że w 2019 r. drugi próg przekroczyło ponad…. 1,2 mln Polaków!
Danych za 2020 r. oczywiście jeszcze nie ma, jednak z danych „BI” wynika, że liczba Polaków klasyfikujących się do drugiego progu bardzo szybko rośnie. Jeszcze w 2018 r. było ich nieco ponad milion, a w 2015 r. – ok. 710 tys.
Wniosek? Czasem nie trzeba nic robić, żeby podwyższać daniny. Można to zrobić… podprogowo. I oczywiście „zasługi” mają w tym zakresie zarówno rządy PO, jak i PiS. Ale to premier Mateusz Morawiecki uwielbia mówić, jak to zmniejsza podatki, gdy tak naprawdę robić coś dokładnie odwrotnego.