Włodzimierz Cimoszewicz miał rację. Ubezpieczenie od powodzi to konieczność, jeśli ktoś mieszka blisko rzeki

Codzienne Finanse Nieruchomości Dołącz do dyskusji
Włodzimierz Cimoszewicz miał rację. Ubezpieczenie od powodzi to konieczność, jeśli ktoś mieszka blisko rzeki

Włodzimierzowi Cimoszewiczowi do dzisiaj wypowiada się słowa, które wypowiedział w 1997 r. jako ówczesny premier. „Potwierdza się, że trzeba być przezornym, zapobiegliwym i trzeba się ubezpieczać, a ta prawda jest ciągle mało powszechna.” Miał rację wtedy, ma ją także i dzisiaj. Jeżeli mieszkasz przy rzece, to ubezpieczenie od powodzi jest wręcz koniecznością.

Polisę powinni wykupić nie tylko rolnicy czy przedsiębiorcy, ale także właściciele domów mieszkalnych

Niż „Boris” udowodnił już, jak niebezpieczne potrafią być gwałtowne ulewy na południu Polski. Woda zalewa już Lądek Zdrój i płynie ulicami Morowa. W Głuchołazach zarządzono ewakuację mieszkańców. Nie jest to oczywiście pierwsza powódź na terenie Polski. Ostatni poważniejszy kataklizm miał miejsce w 2010 r. Najtragiczniejszym z nich była niewątpliwie powódź tysiąclecia z 1997 r. Siłą rzeczy powodzie wiążą się z ogromnymi zniszczeniami. Czy można się przed nimi uchronić? Nie do końca.

Teoretycznie, jeśli pobliska rzeka wyleje, ale nie aż tak bardzo, by zalać całą okolicę, to może w jakimś stopniu pomogą doraźne zapory z worków z piaskiem. Jeśli jednak mamy do czynienia z prawdziwą katastrofą, to tak naprawdę niewiele jesteśmy w stanie zrobić. Możemy się co najwyżej ewakuować w porę i zabrać ze sobą tyle, ile zdołamy. Możemy też wykupić ubezpieczenie od powodzi.

To właśnie z tego typu polisą wiąże się pewna historyczne kontrowersja. W 1997 r. ówczesny premier Włodzimierz Cimoszewicz wypowiedział słowa, które miały ogromne znaczenie polityczne i które pamięta mu się do dzisiaj.

Potwierdza się, że trzeba być przezornym, zapobiegliwym i trzeba się ubezpieczać, a ta prawda jest ciągle mało powszechna.

Stwierdzić, że powodzianie byli wściekli, to jak nie stwierdzić nic. Duża część narodu uznała, że mieliśmy do czynienia z przykładem polityka oderwanego od rzeczywistości zwykłego Polaka, do tego nieczułego na krzywdę współobywateli. Wbrew pozorom nie był to gwóźdź do trumny rządzącego wówczas SLD. W wyborach parlamentarnych z 1997 r., które przeprowadzono parę miesięcy po powodzi, partia ta niemalże utrzymała swój stan posiadania. Uzyskała też lepszy wynik procentowy. Cóż jednak z tego, skoro na dno poszli koalicjanci z PSL? Władzę przejęła Akcja Wyborcza Solidarność.

Dzisiaj warto do tych słów wrócić. Powód jest bardzo prosty: Cimoszewicz nie dość, że został potraktowany przez historię niesprawiedliwie, to jeszcze miał po prostu rację.

Ubezpieczenie od powodzi nie jest drogie, za to pozwala stanąć na nogi po zdewastowaniu domu przez wodę

Od strony historycznej sprawa jest bardzo prosta. Rząd jak najbardziej udzielał wszechstronnego wsparcia powodzianom. W grę wchodziła zarówno pomoc doraźna, jak i zapomogi pieniężne. Przeznaczono również środki na odbudowę zniszczonej infrastruktury. Sam Cimoszewicz natychmiast po zacytowanej wyżej wypowiedzi zadeklarował zresztą, że rząd pomocy udzieli. Problem w tym, że ta część nie została rozpowszechniona przez media.

O wiele istotniejszą kwestią jest sens słów niegdysiejszego premiera. Czy można mu było wtedy zarzucić kłamstwo? Ależ skąd. Ubezpieczenie od powodzi obejmowały wówczas ok. 25 proc. majątku prywatnego oraz 50 proc. stanu posiadania przedsiębiorstw. Dopiero powódź tysiąclecia sprawiła, że taka polisa stała się czymś niemalże obowiązkowym dla każdego, kto jest choćby trochę zagrożony skutkami powodzi.

Kto należy do grupy ryzyka? Nie będzie niespodzianką stwierdzenie, że chodzi o nieruchomości położone w pobliżu rzek. Mniej lub bardziej katastrofalna powódź wywołana przez jakiś kolejny niż z północnych Włoch zdarza się w Polsce co 10-15 lat. Przy czym najbardziej zagrożone są miejscowości położone na południu. W pierwszej kolejności wylewają dopływy Odry, Wisły i Warty. Historia podpowiada, że istnieje cień ryzyka także w dużych miastach, takich jak Opole, Wrocław czy Sandomierz.

Ubezpieczenie od powodzi może się nam przydać także w północnej części Polski. Powodzie błyskawiczne będą się przecież zdarzać coraz częściej. Mowa o problemach na skalę lokalną wywołanych przez gwałtowne opady na danym terenie. Ich źródłem są nie tylko zmiany klimatu, ale także wszechobecna betonoza w polskich miastach. Nadmierne uszczelnianie powierzchni źle wpływa na jej zdolność do wchłaniania wody. Permanentne susze również są pewnym problemem. Wysuszona ziemia staje się niejako skorupą. Przy czym trzeba w tym kontekście pamiętać o niższym wyjściowym stanie rzek.

Na szczęście taką polisę oferują praktycznie wszystkie towarzystwa ubezpieczeniowe. Najczęściej stanowi ona element składowy ubezpieczenia nieruchomości od skutków różnego rodzaju zdarzeń losowych. Skorzystać z niego mogą nie tylko właściciele domów czy mieszkań, ale także przedsiębiorcy. W tym pierwszym przypadku wychodzi średnio od 400 do 650 zł rocznie. To niewygórowana cena, zważywszy na skalę ewentualnych zniszczeń.