Zatrudniono ją w Polsce na czarno, a kiedy dostała wylewu, szef nie tylko nie udzielił jej pomocy, ale również wezwał policję do rzekomo pijanej osoby. Teraz ją czeka długa rehabilitacja, a jego – poważne konsekwencje. Nie tylko zajmą się nim odpowiednie służby – także Lidl usuwa filmiki, którymi reklamował jego produkty.
Właściciel jednego z przedsiębiorstw, które w Środzie Wielkopolskiej zajmowało się dystrybucją warzyw, zatrudniał na czarno Ukrainkę Oksanę. Kiedy kobieta po pracy dostała wylewu, szef – po dwóch godzinach zwłoki – wpakował ją do samochodu, wywiózł do pobliskiego miasteczka, położył ją na ławce na przystanku, a później wezwał policję do… pijanej osoby. Zrobił tak mimo tego, że proszono go o natychmiastowe zawiezienie kobiety do szpitala lub o wezwanie lekarza. Teraz mężczyzna podobno stara się uniknąć odpowiedzialności – siostrze Oksany miał powiedzieć, że gdyby policja miała jakieś pytania, to ma ona powiedzieć, że się nie znają, że tylko im pomógł.
O sprawie poinformował na Facebooku konsul honorowy Ukrainy w Wielkopolsce, Witold Horowski. W jego wpisie zawarte są także informacje na temat tego, jak można pomóc Oksanie.
Wylew w pracy
Oksana wcześniej pracowała w tym samym zakładzie legalnie, ale później sytuacja uległa zmianie. Miała z czasem dostać właściwą umowę, podobno wszystkie formalności powoli się dopinały. Kobieta nie była też ubezpieczona. Efekt? Obecnie leży w szpitalu, a Stowarzyszenie Społeczno-Kulturalne Polska Ukraina zbiera na gwarancję do momentu, w którym znajdą się pieniądze ze środków ubezpieczycieli. Potrzebna jest kwota od 15 do 19 tysięcy złotych, konsul stara się również zorganizować pomoc psychologa mówiącego po ukraińsku. Rehabilitacja jest tak kosztowna, ponieważ wylew był rozległy, a właściwa pomoc udzielona została bardzo późno. Za Oksaną wstawiła się także Partia Razem, która zachęca do wpłat.
Sprawą zajął się sąd pracy, policja i PIP. Oksaną opiekuje się siostra, konsul stara się o legalizację pobytu chorej w Polsce. Jeśli się to nie uda, zostanie ona odwieziona na Ukrainę, co skomplikuje proces leczenia.
Szybka reakcja Lidla i lokalnej społeczności
Jak się okazuje, z bezdusznym przedsiębiorcą nie chce mieć do czynienia także Lidl. Mężczyzna od 2003 roku dostarczał do ich marketów świeże warzywa – buraki, kalarepę, marchewkę i tym podobne. Brał udział w spotach reklamowych „Ryneczek Lidla”, którymi market promował sprzedawane przez siebie nowalijki. Nie wiemy, czy sieć sklepów całkowicie zawiesi z nim współpracę. Na razie filmiki z udziałem mężczyzny zniknęły z sieci.
Od przedsiębiorcy odcina się także powiat średzki oraz gmina Środa Wielkopolska, aczkolwiek lokalny starosta i burmistrz nie chcą jeszcze ferować wyroków, gdyż jak mówią, sprawę znają tylko z jednej strony.
Brak empatii czy brak odpowiedzialności?
Sytuacja Ukraińców często nie należy do łatwych. Zatrudnieni na czarno nie dostają takiego wynagrodzenia, jakie było im zapowiadane. Czasami nocują w klitkach, nie mają odpowiednich warunków do pracy czy odzieży roboczej. Bywa, że szefowie zabierają im paszporty, by ci nie uciekli z powrotem na Ukrainę. Borykają się z tymi samymi problemami, co wszyscy obcokrajowcy nie znający w danym miejscu języka – pół biedy jednak, kiedy trafią na cwaniaka. Zawsze mogą napotkać kogoś takiego jak Oksana – czy dziewiętnastoletni Dmytro, który dwa lata temu stracił rękę przy produkcji pojemników do owoców. Jego szef odpowiadał przed sądem za naruszenie zdrowia i życia pracownika, a ubezpieczyciel firmy musiał wypłacić 235 tys. złotych na specjalistyczną protezę.
Nie wiadomo, jaka kara czeka pracodawcę Oksany, chociaż można domniemywać, że na pewno zdrowo mu się uleje za nieudzielenie pomocy i zatrudnianie na czarno.