Kolejna reforma służby zdrowia opiera się o naiwne założenie, że cała wina za sytuację finansową szpitali leży po ich stronie
Najwyraźniej obecnej władzy mało problemów z inflacją, edukacją, węglem i sprawami zagranicznymi, bo postanowili wziąć się także za służbę zdrowia. Przygotowywana ustawa o modernizacji szpitali przyniesie nam centralizację polskiego szpitalnictwa. Powstanie nawet specjalna Agencja Rozwoju Szpitali. Będzie ona rozdzielać pomiędzy tymi instytucjami pieniądze, wydawać polecenia Narodowemu Funduszowi Zdrowia, a nawet wysyłać do szpitali zarządców i komisarzy. Po co? Tego nikt chyba nie wie.
W teorii najważniejszym problemem szpitali w naszym kraju jest ich kiepska sytuacja finansowa. Nie powinno to nikogo dziwić. W końcu mówimy o instytucjach, których celem jest realizacja konstytucyjnego prawa obywateli do świadczeń opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych. Szpitale nie są więc zorientowane na zarabianie pieniędzy. Tymczasem owoce współczesnej medycyny nie należą do tanich - najdelikatniej rzecz ujmując.
Agencja Rozwoju Szpitali ma w założeniu stanowić centralny organ, który będzie nadzorować szpitale pod kątem ich optymalizacji. Przede wszystkim optymalizacji finansowej oraz restrukturyzacji ich zadłużenia. Stąd właśnie tak szeroki zakres władzy Agencji nad szpitalami. Warto dodać: z całkowitym pominięciem ich dotychczasowych organów zarządzających, czyli samorządów.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 20,77%
Cała reforma opiera się na założeniu, że to szpitale są winne swoich problemów finansowych. Z punktu widzenia pacjentów i pracowników służby zdrowia to kolejny nacisk na optymalizację kosztową. Innymi słowy: szpitale czekają cięcia wydatków, które nowy organ nadzoru uzna za zbędne lub niezasadne.
Oczywiście rządzący mogliby przyjąć do wiadomości, że szpitale są po prostu niedofinansowane. Wówczas nie mogliby jednak powołać nowej instytucji, którą później będą mogli obsadzić swoimi zasłużonymi działaczami. Co gorsza, musieliby skądś wygospodarować dodatkowe pieniądze.
Agencja Rozwoju Szpitali to kolejny przejaw centralistycznych ciągotek rządzących
Jak się łatwo domyślić, na nowej ustawie suchej nitki nie zostawiają samorządowcy. W tym kontekście można przytoczyć słowa marszałek województwa lubuskiego, Elżbiety Anny Polak.
Równie krytyczni są także inni przedstawiciele opozycji. Poseł Andrzej Sośnierz, z wykształcenia lekarz i w latach 2006–2007 prezes Narodowego Funduszu Zdrowia, w trakcie wywiadu dla Gazety Wyborczej postawił dość śmiałą tezę dotyczącą faktycznych intencji rządzących.
Trzeba przyznać, że tworzenie instytucji specjalnie pod potrzeby określonych działaczy partyjnych nie jest w dzisiejszych czasach niczym niespotykanym. Czym innym jest jednak generalnie bezużyteczne ministerstwo sportu a czym innym majstrowanie przy ochronie zdrowia.
Agencja Rozwoju Szpitali nie rozwiąże żadnego problemu także dlatego, że wynikają one w dużej mierze z przyczyn całkowicie niezależnych od dyrektorów szpitali. Poseł Sośnierz wskazuje tutaj na stawki za leczenie ustalane ostatecznie przez ministra zdrowia. "Dzięki" wprowadzeniu sieci szpitali zadłużenie szpitali miało wzrosnąć z 14 do 20 miliardów złotych.
Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze
Zupełnie osobną kwestią jest możliwość wprowadzania przez Agencję nadzorców. Na pierwszy rzut oka przypomina to rozwiązania forsowane przez rząd w oświacie. Chodzi oczywiście o słynne "Lex Czarnek" i plany drastycznego rozszerzenia uprawnień nadzorczych kuratorów nad dyrektorami szkół. W obydwu przypadkach mamy do czynienia z daleko posuniętymi ciągotkami centralizacyjnymi. Różnica jest jednak taka, że kuratorzy podlegają bezpośrednio ministrowi edukacji. Agencja Rozwoju Szpitali będzie nieco bardziej niezależna. To jednak wcale nie jest dobrą wiadomością.
Andrzej Sośnierz sugeruje wręcz, że chodzi wyłącznie o polityczne korzyści płynące z obracania wielkimi pieniędzmi z Krajowego Planu Odbudowy i NFZ, które powinny trafić do szpitali. Ponownie: nie byłby to pierwszy przypadek, kiedy rządzący wykorzystują środki publiczne niczym prywatną skarbonkę. Tutaj najlepszym przykładem jest Fundusz Sprawiedliwości. Hipotezę polityka Porozumienia uprawdopodobnia to, że właściwie trudno znaleźć jakiekolwiek racjonalne uzasadnienie powołania tej instytucji.
Wydaje się przy tym, że reformowanie służby zdrowia tuż przed rokiem wyborczym to bardzo ryzykowne posunięcie. To jedna z tych rzeczy, w których nie sposób szybko zbić kapitał polityczny. Nawet przy założeniu rozdzielania publicznych pieniędzy w medialny sposób. Bardzo łatwo zaś stworzyć sobie kilka punktów zapalnych podkopujących zaufanie społeczeństwa wobec pomysłodawców. Większość dotychczasowych reform służby zdrowia zakończyła się fiaskiem. Nasi rządzący zaś talentu legislacyjnego raczej nie mają. Tym bardziej trudno zrozumieć, że sami pod sobą kopią taki dołek.