Rzecznik Praw Obywatelskich zwrócił uwagę na ćwiczenia wojskowe z dojazdem na własny koszt. Okazuje się bowiem, że członkowie tak zwanej rezerwy pasywnej muszą na dotarcie na nie wykładać swoje pieniądze. A często chodzi o podróż na drugi koniec Polski. Dlatego RPO zwrócił się do resortu obrony o naprawienie tego błędu.
Ćwiczenia wojskowe z dojazdem na własny koszt
Rezerwista pasywny to osoba, która jest po przeszkoleniu wojskowym, ale jego codzienne życie jest związane z czymś innym niż wojsko. Ma on stawiać się na ćwiczenia po tym jak zostanie na nie powołany, ale są one zazwyczaj krótkie (zwykle jednodniowe), i maksymalnie mogą się odbyć trzy razy do roku. Poza tym taka osoba zajmuje się na co dzień swoją pracą zawodową. Często chodzi tu o specjalistów, którzy wojsku potrzebni są jedynie raz na jakiś czas. Część z takich właśnie pasywnych rezerwistów zwróciła się do Rzecznika Praw Obywatelskich z prośbą o interwencję. Bo, jak się okazuje, na ćwiczenia muszą oni dojeżdżać na własny koszt. Nie ma możliwości zwrotu wyłożonych na to środków. Choć takie możliwości są w przypadku zwykłych rezerwistów, którzy trafiają do służby w wyniku poboru do wojska.
RPO, w piśmie wysłanym do ministra obrony narodowej Mariusza Błaszczaka, zwraca uwagę na różnicę między wezwaniem do wojska a powołaniem do wojska. To drugie dotyczy właśnie rezerwistów pasywnych, ale faktycznie możemy w obu przypadkach mówić o nałożeniu takiego samego obowiązku pojawienia się w danym terminie w jednostce. Różnica jest jednak taka, że wezwani mogą liczyć na zwrot pieniędzy, a powołani nie. Choć oba przypadki, co podkreśla profesor Marcin Wiącek, są takim samym spełnianiem konstytucyjnego obowiązku obrony ojczyzny. – Takie uregulowania, obowiązujące od początku 2023 r., prowadzą do sytuacji w której wypełniający ustawowy obowiązek żołnierz pasywnej rezerwy, poza tym, że na okres powołania musi porzucić swoje sprawy zawodowe, rodzinne i osobiste, dodatkowo finansuje koszt stawienia się do jednostki wojskowej – pisze Rzecznik Praw Obywatelskich.
Profesor Wiącek uważa, że przyjęcie takich zasad jest niezgodne z zasadami współżycia społecznego i sprawiedliwości społecznej. Jeśli bowiem dana osoba zostanie kilkukrotnie wezwana na drugi koniec Polski, będzie zmuszona do poniesienia naprawdę wysokich kosztów. Tymczasem warto pamiętać, że na przykład uczestnicy tegorocznego szkolenia „Trenuj jak żołnierz” (wchodzący później właśnie do rezerwy pasywnej) otrzymają zaledwie 130 złotych za dzień szkolenia wojskowego). Wynagrodzenie zostanie zatem w sporej mierze zjedzone przez koszty dotarcia do jednostki, jeśli jest ono odległe od miejsca zamieszkania rezerwisty. Zdaniem RPO szef MON powinien podjąć inicjatywę ustawodawczą, która doprowadzi do tego, że ta nierówność zostanie zlikwidowana.
(źródło zdjęcia: Wojska Obrony Terytorialnej)