Mogłoby się wydawać, że pogląd pod tytułem „mężczyzna jest od zarabiania pieniędzy, a kobieta od pilnowania dzieci” już dawno przestał być popularny. Tymczasem jeden z bardziej znanych polityków PiS i niewątpliwie jeden z tych, którzy znajdują się w stosunkowo bliskim otoczeniu kierownictwa partii, jest całkowicie innego zdania. Przekonanie, z jakim je przedstawiał może oznaczać, że takich polityków jest jednak znacznie więcej.
Kobieta od pilnowania dzieci. Mężczyzna – od utrzymania rodziny, najlepiej licznej
PiS lubi uchodzić za partię, która wprawdzie mocno trzyma się tradycyjnych wartości, ale jednocześnie flirtuje z nowoczesnym podejściem do niektórych spraw. Na przykład obecna partia rządząca podkreśla, jak to ceni kobiety, ich zaradność i sukcesy zawodowe. PiS twierdzi też, że panie powinny się rozwijać i że konieczne jest np. utworzenie większej liczby przedszkoli i żłobków.
A potem wychodzi czołowy polityk PiS i twierdzi – nieironicznie – że jednak taki model nie funkcjonuje dobrze, a na rodzinę zarabiać ma mąż. Kobieta niech pilnuje dzieci; wtedy żadnych żłobków nie będzie potrzeba. Ba; przedszkola i żłobki to spuścizna po komunizmie. I po Platformie Obywatelskiej, rzecz jasna. W związku z tym należy z nimi coś zrobić – i chodzi raczej o ich zlikwidowanie, niż zbudowanie kolejnych.
Nie, to nie jest żart, a wypowiedź Jana Szyszko, byłego ministra środowiska, który oczywiście kandyduje z listy PiS. Takim podejściem znany polityk PiS podzielił się na przedwyborczej debacie kandydatów w Pruszkowie.
Czy ktoś naprawdę nabrał się na „postępowe podejście” rządzących?
PiS nigdy nie krył się z tym, że blisko mu do wartości i przekonań, które były bardzo popularne np. w poprzednim systemie. Można na przykład zauważyć tęsknotę za „czy się stoi, czy się leży…”, a przynajmniej – dostrzeżenie konieczności zaspokojenia tej tęsknoty u ludzi. Nie trzeba chyba też tłumaczyć tego, że PiS najwyraźniej hołduje również innej zasadzie rodem z PRL (i nie tylko PRL): bierny, mierny, ale wierny.
Do tego wszystkiego dochodzą kwestie światopoglądowe. Jak najdalej od LGBT, ludzi innej orientacji, in vitro, aborcji itd. W tym PiS jest po prostu konsekwentny, inaczej zresztą mógłby stracić część poparcia u swojego żelaznego elektoratu. Zdarzają się jednak sytuacje, gdy PiS udaje partię konserwatywną, ale nieco postępową – chociażby w kwestii podejścia do kobiet, zatrudnienia itd. Jak można się domyślać, prawdopodobnie tylko na potrzeby wizerunkowe.
Podejście „kobieta od pilnowania dzieci, a mężczyzna od przynoszenia pieniędzy” krzywdzi obie płcie
Wypowiedzią byłego ministra zapewne poczuły się urażone przede wszystkim kobiety – znów wtłaczane w ramy modelu, w którym kobieta zajmowała się wyłącznie domem i dziećmi, i nie miała czasu ani możliwości poświęcenia się karierze zawodowej. O tym, że jest to podejście krzywdzące, niesprawiedliwie i zwyczajnie bezsensowne – nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Co innego, jeśli rodzina sama zdecyduje o takim podziale ról i wszystkim on pasuje; wtedy nie ma w tym absolutnie niczego złego. Złe jest natomiast zmuszanie kogokolwiek do zajmowania roli „bo tak trzeba”.
Słowa Jana Szyszko krzywdzą jednak również mężczyzn. Im też nie zostawiają wyboru – mają iść i zarabiać, i to zarabiać tyle, by starczyło na utrzymanie całej rodziny. Najlepiej takiej z dwójką lub trójką dzieci. Czyli mężczyzna powinien zarabiać tyle, by utrzymać łącznie 4-5 osób.
Oczywiście jest 500 plus, ale chyba jednak większość osób domyśla się, że to wcale nie wystarcza na pokrycie wydatków związanych z utrzymaniem dzieci. To z kolei wymusza na mężczyźnie presję – bo skoro nie potrafi utrzymać rodziny, to co z niego za mężczyzna?
A tak naprawdę podejście „kobieta od pilnowania dzieci, mężczyzna od zarabiania pieniędzy” to odsunięcie od siebie odpowiedzialności, którą powinno wziąć na siebie państwo
Nikt nie ma wątpliwości że państwo – w miarę możliwości i z zachowaniem rozsądku – powinno wspomagać rodziny. Może niekoniecznie finansowo, ale mogłoby im ułatwić codzienne życie; chociażby właśnie przez rozwój przedszkoli i żłobków. Dzięki temu wielu rodziców nie musiałoby co miesiąc przeznaczać ogromnej sumy na opłacenie prywatnej placówki lub nianię.
Podejście, które prezentuje były minister, odsuwa jednak tę odpowiedzialność państwa i przerzuca je w całości na rodziny. Pokazuje, że to małżonkowie powinni wszystko załatwić tak, by państwo nie musiało głowić się nad tym, jak rozwiązywać poszczególne problemy. To dla państwa bardzo wygodne podejście, jednak niewątpliwie rozmija się z oczekiwaniami społeczeństwa. To nawet zabawne, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, jak partia rządząca opowiada o polskich rodzinach. A tymczasem część jej członków – jak widać – nadal prezentuje zdecydowanie mało prorodzinną postawę.