Jest coś dziwnego w tym, że w Polsce odsprzedaż biletów z zyskiem stanowi poważne wykroczenie, a tymczasem wszelkiego rodzaju pokrewne zjawiska są dla ustawodawcy czymś niemalże obojętnym. Spekulować można na elektronice, węglu, cukrze, czy dosłownie wszystkim. Dopóki nie chodzi o mecze i koncerty, dopóty wszystko jest w porządku.
Odsprzedaż biletów z zyskiem nie jest bardziej szkodliwa od scalperów wykupujących na pniu węgiel albo elektronikę
Odsprzedaż biletów na imprezy artystyczne, rozrywkowe lub sportowe może się źle skończyć dla tego, kto chciałby na tym zarobić. Zgodnie z art. 133 kodeksu wykroczeń, za takie postępowanie grozi kara aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny. Taka sama kara grozi osobie, która nie zdążyła takich biletów sprzedać, albo która pomaga sprawcy w całym procederze, lub do niego sprawcę nakłania.
Czy jest to czyn szkodliwy społecznie? Jak najbardziej. Jeżeli konik kupi bilet, to nie zrobi tego osoba rzeczywiście zainteresowana uczestnictwem w danym wydarzeniu. Chyba że odkupi miejscówkę od samego konika, oczywiście za dużo wyższą cenę. Nie każdego zresztą stać na takie rozwiązanie, więc niemała grupa kibiców, melomanów, czy obywateli spragnionych dobrej zabawy będzie musiała obejść się smakiem. Dlatego ściganie i karanie osób, które z odsprzedaży z zyskiem biletów zrobiły sobie sposób na zarobek, jest jak najbardziej uzasadnione.
Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że jest w tym wszystkim coś osobliwego. Dlaczego odsprzedaż biletów jest chyba jedyną odmianą spekulacji, którą ustawodawca zaprząta sobie głowę, żeby faktycznie angażować sprawę organy ścigania? Ostatnich kilka lat przyniosło nam serię kryzysów, które co rusz przynosiły jakąś okazję do spekulowania na szczególnie pożądanych dobrach.
Zaczęło się na przełomie roku 2020 i 2021 od scalperów wykupujących na pniu konsole PlayStation 5. Następnie przerzucili się na dwie kolejne generacje kart graficznych. Zeszłoroczny kryzys węglowy stanowił prawdziwy raj dla spekulantów. Początkowe niedobory surowca sprawiły, że cena takiego ekogroszku do reszty przekroczyła granice zdrowego rozsądku. Poszybowały w okolice 3 tysięcy złotych za tonę. Dzisiaj, po tych wszystkich rządowych interwencjach, typowa cena jest o ok. tysiąc złotych niższa.
Mało? Warto przypomnieć, że spekulanci byli gotowi wykupywać hurtowe ilości cukru ze sklepów. Robili to po to, by później odsprzedawać towar na Allegro i innych portalach typu marketplace.
Art. 133 kodeksu wykroczeń należałoby albo uchylić, albo rozszerzyć
Nie bez powodu drobni spekulanci wykupujący jakiś towar zwykłym obywatelom sprzed nosa przez większą historię byli powszechnie znienawidzeni. Byli tym samym wygodnym kozłem ofiarnym dla władzy, która mogła obarczyć ich winą za skutki jakiegoś kryzysu. Zdarzało się więc, że karano takich osobników nawet śmiercią, nieważne czy rzeczywiście byli czemukolwiek winni. W Polsce najbardziej znanym przypadkiem mordu sądowego pod płaszczykiem rzekomej spekulacji była afera mięsna z 1965 r.
Dzisiaj nie uciekamy się do tak nikczemnych metod. Wciąż jednak władzy zdarza się wytykać domniemanych spekulantów palcami. Najlepszym przykładem z ostatnich miesięcy są działania wymierzone w zagraniczne fundusze inwestycyjne, rzekomo wykupujące całe bloki, w których mogliby zamieszkać zwykli Polacy. Sprawa jest tutaj dość grubymi nićmi szyta, lecz władza i tak sięga po potężne narzędzie w postaci specjalnego podatku. W żadnym z opisanych wyżej współczesnych przykładów nasi rządzący nawet nie próbowali angażować do sprawy prawa wykroczeń.
Czy powinni? Trudno powiedzieć. Z całą pewności dzisiejsi spekulanci są wyjątkowo wręcz upierdliwi. Na szczególną uwagę zasługuje wykorzystywanie przez nich botów do uzyskiwania przewagi w handlu online. Postawiłbym tezę, że scalperzy są dzisiaj plagą dla przynajmniej części świata ecommerce. Państwo jednak cały czas interesuje jedynie niewłaściwa odsprzedaż biletów. Dotyczy to nie tylko Polski. Zakaz wykorzystywania botów w zakupach ustanowiony w dyrektywie Omnibus również objął tylko wydarzenia sportowe, rozrywkowe i artystyczne.
Przyczyny takiego stanu rzeczy mogą być dwojakie. Politycy mogą po prostu nie dostrzegać problemu. Mecze i koncerty może i są bliskie ich sercu, ale od codziennych problemów zwykłych obywateli są już raczej odklejeni. Drugie wyjaśnienie jest nieco bardziej złowrogie i sprowadza się do chleba i igrzysk. Po to zapewnia się jedno i drugie „poddanym”, by łatwiej było rządzić. Jeżeli coś uderza w igrzyska, to reakcja musi być stanowcza. Niespecjalnie chce mi się wierzyć w to, że władza po prostu nie wie, że odsprzedaż biletów z zyskiem stanowi wykroczenie.