Ceny gazu w Europie szaleją. Wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin poinformował, że ceny tego surowca wzrosły na giełdach o 941 proc. To skutek rosyjskiego szantażu: albo uruchomicie Nord Stream 2, albo będzie drogo. Sasin obwinia o sytuację Unię Europejską, w tym Donalda Tuska. I tym razem ma absolutną rację.
Jacek Sasin ma racę, że horrendalnie wysokie ceny gazu to nic innego jak rosyjski szantaż energetyczny
Zgodnie z informacjami podanymi przez wicepremiera i zarazem ministra aktywów państwowych Jacka Sasina, na europejskich giełdach ceny gazu wzrosły o 941 proc. W tej sytuacji podwyżka cen błękitnego paliwa dla gospodarstw domowych w przyszłym roku wydaje się nieuchronna. Oczywiście Sasin zapewnił, że PGNiG robi co może, by zniwelować skutki tej sytuacji. Powinniśmy się jednak przygotować na wyższe rachunki.
Jak tą niecodzienną sytuację tłumaczy Jacek Sasin? Warto zwrócić uwagę na jeden fragment wypowiedzi ministra aktywów państwowych:
A wiecie państwo, dlaczego zdrożał? Bo daliście, wy – tak, wy daliście, i Donald Tusk jako przewodniczący Rady Europejskiej, pozwolił Rosjanom szantażować Europę, nie sprzeciwiając się budowie Nord Stream 2. To jest prawdziwy powód tego, co dzisiaj przeżywamy.
Jacek Sasin jak najbardziej ma rację. Może poza szczególnym wskazywaniem Donalda Tuska palcem. Rosnące w tak szybkim tempie ceny gazu to nic innego, jak rezultat szantażu gazowego ze strony Rosji. Teraz, gdy gazociąg Nord Stream 2 został fizycznie ukończony, Kreml nie musi się obawiać utraty twarzy i pieniędzy włożonych w tą inwestycję. Wystarczy tylko zmusić Europę, by zgodziła się uruchomić gazociąg.
W tym celu Rosjanie utrzymują sztucznie niskie dostawy dla państw Unii Europejskiej. Argumentują, że wystarczy uruchomić Nord Stream 2 i wszystko wróci do normy. Przynajmniej do następnego razu. Gazprom na całym manewrze oczywiście traci, ale chodzi przecież o zyski Kremla. Jak to się stało, że Europa dała się wykiwać Władimirowi Putinowi? Przecież Polska, kraje bałtyckie i Ukraina tyle czasu ostrzegali zachód przed Nord Stream. A jednak zachód nie chciał słuchać, to teraz ma za swoje.
Niemiecka pazerność rozbiła solidarność energetyczną Europy, otwierając tym samym puszkę Pandory
Warto jednak zastanowić się kto jest winny całej tej sytuacji. Główny winowajca wydaje się wręcz oczywisty – Niemcy. Republika Federalna Niemiec wymyśliła sobie dawno temu, że będzie ściągać rosyjski gaz w ogromnych ilościach i zarabiać na jego dystrybucji po całej Europie. Po to właśnie zbudowano obydwie nitki gazociągu Nord Stream. Oczywiście Niemcy przekonywali, że to tylko projekt biznesowy, absolutnie ma się czego bać, co może pójść nie tak?
Lista tego, co może pójść nie tak jest bardzo długa. Wojna w Gruzji, inwazja na Ukrainę i zajęcie Krymu, skrytobójcze zamachy po całej Europie na wrogów Kremla, sprawa Aleksieja Nawalnego. Jeśli ktokolwiek w Berlinie rzeczywiście myślał, że robiąc z Rosją interesy w jakiś sposób ułagodzi Władimira Putina, to wykazał się wybitną wręcz ignorancją. Najprawdopodobniej jednak żaden niemiecki polityk nie był aż tak naiwny. Ot, jakaś ładna oficjalna wersja musiała istnieć.
Kolejnym winnym jest sama Bruksela. W końcu to nie tak, że Niemcy byłyby w stanie same z siebie rozmontować europejską solidarność energetyczną. W momencie, w którym Polska rządzona jeszcze przez Donalda Tuska próbowała klecić „unię energetyczną” w ramach UE, nikomu się spór o praworządność nie śnił. A jednak skończyło się na tym, że Berlin i Moskwa mogły sobie robić co im tylko przyszło do głowy. Obiekcje państw pomiędzy Rosją a Niemcami zlekceważono. Co zresztą odbiło się czkawką już w okresie kryzysu uchodźczego.
Być może chociaż teraz Europejczycy przestaną się łudzić, że mogą robić z Władimirem Putinem interesy i nic złego się nie stanie
Komisja Europejska również nie zrobiła nic, by powstrzymać budowę Nord Stream 2. Parlament Europejski, trzeba przyznać, od początku był krytycznie nastawiony do całego projektu. Sam Donald Tusk, jako przewodniczący Rady Europejskiej, rzeczywiście projekt krytykował. Tylko że ani Parlament Europejski, ani przewodniczący Rady Europejskiej, nie mają uprawnień do storpedowania tak poważnej inwestycji.
Nie należy również zbytnio czepiać się Amerykanów. Owszem, Joe Biden – ku zaskoczeniu własnego zaplecza politycznego – zniósł sankcje na Nord Stream 2 i umożliwił tym samym jego ukończenie. Warto jednak zadać sobie pytanie: dlaczego Stany Zjedonoczne miałyby w nieskończoność rozwiązywać za Europę jej własne problemy? Zwłaszcza, że teraz bardziej zainteresowane są Pacyfikiem i rywalizacją z Chinami.
Być może jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło? Dla gospodarstw domowych w Polsce muszących przepłacać za gaz to oczywiście marna pociecha. Tym niemniej obecne ceny gazu mogą wreszcie uzmysłowić europejskim przywódcom dwie ważne rzeczy. Przede wszystkim, że traktowanie Rosji jak każdego innego partnera handlowego to naprawdę zły pomysł. Co więcej, być może wybiją także z głowy odwracanie się od atomu i mrzonki o rosyjskim gazie jako paliwie przejściowym w okresie transformacji energetycznej.