Chyba każdy wie, że imprezy mogą się zakończyć nie tylko porządnym kacem, ale też innymi problemami. Zwłaszcza te sylwestrowe imprezy. Coś o tym może powiedzieć pewien 40-letni Norweg. Zamówił w Sylwestra taksówkę i przejechał nią z Kopenhagi aż do Oslo. A potem nie chciał zapłacić.
Wściekły taksówkarz jednak po przejechaniu ponad 600 kilometrów (!) postanowił nie awanturować się z pijanym imprezowiczem i od razu zadzwonił po policję. Ta znalazła mężczyznę śpiącego w swoim łóżku. Po wyjaśnieniu mu całej sytuacji, mężczyzna szybko zgodził się uregulować rachunek, który wynosił – bagatela – 18 tysięcy koron, czyli nieco ponad 7,5 tysiąca złotych.
Pijany Norweg przejechał taksówką 600 kilometrów
Policjanci szybko zrozumieli, że mają historię, która nie może zostać tylko anegdotą, którą opowiadają mundurowi swoim cywilnym kumplom na imprezach. Sprawę więc postanowiła przytoczyć na swoim Twitterze policja z Oslo w serii wpisów. Temat szybko podchwyciła publiczna telewizja NRK, a po niej inne światowe media.
Mężczyzna nie był wcześniej karany i policja postanowiła nie ujawniać jego tożsamości. Być może wyrządziła mu tym sporą krzywdę, bo na pewno niejeden talk-show chciałby go ugościć.
Oczywiście trudno o banalniejsze stwierdzenie, że ludzie robią głupie i dziwaczne rzeczy po alkoholu. W 2017 roku świat widział równie dziwne rzeczy. Na przykład w listopadzie policja w niemieckim Darmstadt zatrzymała mocno awanturującego się na ulicy 19-letniego mężczyznę. Po przeszukaniu, okazało się, że delikwent miał w spodniach 35-centymetrowego pytona. Niestety, nie wyjaśniono, skąd wąż tam się znalazł. Niemniej, Niemiec musiał mieć równie mocnego kaca co Norweg z Sylwestra.
W Polsce też imprezy kończą się nieraz niezłym kacem
Oczywiście, jeśli chodzi o imprezowanie i jego różne skutki, powiedzenie „Polak potrafi” jest też bardzo adekwatne. Wystarczy wspomnieć opisywaną na całym świecie historię z marca 2017. Dwaj Polacy wtedy tak bardzo zaimprezowali w fabryce BMW w Monachium, że skończyło się zatrzymaniem całej produkcji zakładzie na godzinę. Ponoć straty przez to wyniosły ponad milion euro. A i tegoroczny Sylwester nad Wisłą był ciekawy. Na pewno wszystkim zapadł w pamięć 31-letni mieszkaniec Lublina. Przyszedł on na komendę policji, by sprawdzić, czy może już prowadzić samochód po imprezie. Problem w tym, że był poszukiwany w sprawie odbycia kary pozbawienia wolności. W porównaniu do tych sytuacji, taksówkowa eskapada mieszkańca Oslo była tylko niewinną przejażdżką.
Ale historia Norwega pokazuje coś jeszcze. Musi być prawdą to, że w Skandynawii ludzie autentycznie sobie ufają. No bo wyobraźmy sobie, że w Sylwestra w Warszawie do taksówki wsiada pijany facet i mówi: „poproszę do Kijowa”…