Tatry to takie dziwne miejsce w Polsce, które odbiera niektórym rozum i w sumie nie wiadomo do końca dlaczego. Na początku stycznia po sylwestrowej zabawie turyści zablokowali tory w Zakopanem, a kilka dni wcześniej inni turyści utknęli nad Morskim Okiem, bo zapomnieli, że w Tatrach też zapada zmrok. Polacy w Tatrach to materiał na serial komediowy.
Lista głupich zachowań niedzielnych turystów w górach jest dość pokaźna. Mimo to niektórzy dzielnie dokładają do niej kolejne cegiełki.
Polacy w Tatrach
Miniony tydzień, zdaniem Portalu Tatrzańskiego były prawdziwą „lawiną” absurdalnych wezwań TOPR-u. Turyści tak jak w latach poprzednich nie zawiedli i zakończyli sezon w prawdziwie spektakularny sposób. Szukanie mocnych wrażeń w górach przez niedoświadczone osoby, to już polska tradycja – w końcu każdy Polak zna się na wszystkim, a na górach to w szczególności.
Niestety takie myślenie może zakończyć się na przykład odmrożonymi pośladkami. O czym przekonała się pewna osoba próbująca zdobyć jeden z tatrzańskich szczytów. Wezwani na miejsce ratownicy stwierdzili, że są one na tyle poważne, że pośladki oraz ich posiadacz wymagają hospitalizacji. Niestety jak na razie nie wiadomo jak doszło do tego zdarzenia. Jest taka zasada wśród himalaistów, że w trakcie akcji górskiej żeby nie odmrozić palców, trzeba pamiętać o ciągłym poruszaniu nimi. Jak widać do tego należy również dodać ruszanie pośladkami, ale to chyba tylko w Tatrach.
Baca zdobywa szczyt
Historia kolejnego przypadku śmiało mogłaby konkurować z filmami Monty Pythona. Samotna wyprawa przez Zawrat i siekiera, którą turysta używał zamiast czekana. Niestety nie okazała się ona na tyle skuteczna, aby pomóc mu zdobyć szczyt. W efekcie czego po obsunięciu się około 200 m poniżej szlaku, turysta zmuszony był wezwać pomoc. Ratownik który przybył na miejsce, był mocno zdziwiony, kiedy zauważył „profesjonalny sprzęt”. Miejmy tylko nadzieję, że była to przynajmniej prawdziwa siekiera, nie ta kupiona na Krupówkach.
Niedzielni wspinacze w Tatrach
W sumie pewnie każdemu z nas zdarzyło się choć raz w życiu zapomnieć do czego służą jakieś narzędzia, którymi rzadko się posługujemy. Dlatego nie do końca możemy winić taterników, którzy wisząc na linach stwierdzili, że zgubili przyrząd służący do zjazdów. Na szczęście po krótkiej rozmowie, dyżurny ratownik uświadomił ich, że karabinek i lina, które posiadają, to wszystko czego potrzebują. Mogą więc bezpiecznie zjechać i nie muszą czekać na ratunek.
Telefoniczna rada ratownika pomogła również innej turystce, której wypięła się narta przy zjeździe z Kasprowego Wierchu. Narta wypięła się na tyle poważnie, że kobieta postanowiła wezwać na pomoc TOPR. Niestety ratownicy nie wykazali się zrozumieniem problemu i nie chcieli przyjechać, żeby pomóc wpiąć narty do butów. Zamiast tego poradzili kobiecie, żeby spróbowała zapiąć nartę, stojąc na bardziej płaskiej części stoku.
Polacy w Tatrach materiałem na serial komediowy
Tatrzańskich turystów (oczywiście nie wszystkich) z nieznanych nikomu powodów często przerasta rzeczywistość. Stąd też w obliczu majestatu gór dochodzi do wręcz absurdalnych zachować, które niestety nie przechodzą bez echa. Za każdym chyba razem w takich sytuacja, wraca pytanie czy za pomoc TOPR-u nie powinno się płacić?