Setki kobiet piszą do przyszłego milionera, Tomasza Komendy – pikantne szczegóły poznajemy nie z Pudelka, a od… adwokatów

Prawo Zbrodnia i kara Dołącz do dyskusji (302)
Setki kobiet piszą do przyszłego milionera, Tomasza Komendy – pikantne szczegóły poznajemy nie z Pudelka, a od… adwokatów

Zbigniew Ćwiąkalski, niegdyś minister sprawiedliwości w rządzie PO, teraz jest wziętym adwokatem. Ale chyba ciągle czuje, gdzie są skierowane kamery. Nie tylko broni bohatera nagłówków, Tomasza Komendę, ale też rzuca bardzo smakowite kąski mediom. Pytanie tylko czy adwokat Tomasza Komendy działa w interesie klienta, czy może po prostu robi sobie PR. Naprawdę warto iść drogą Giertycha?

– Prawie codziennie odbieramy kolejne. Wszystko przekazuję właściwemu adresatowi. Jest tym zawstydzony, ale to dla niego bardzo miłe. Sam mówił, że chce założyć rodzinę. Teraz ma spory wybór kandydatek – opowiadał WP mec. Ćwiąkalski o kobietach, które wysyłają zdjęcia i wiadomości do Tomasza Komendy.

Z tego, że Tomasz Komenda cieszy się popularnością, oczywiście można się tylko cieszyć. Trzymamy kciuki, żeby udało mu się założyć rodzinę, tak samo, jak trzymamy kciuki, żeby udało mu się wywalczyć rekordowe odszkodowanie od państwa. No i trzymamy kciuki, żeby osoby odpowiedzialne są tą katastrofalną pomyłkę same stanęły przed sądem. Tu jednak trzymamy trochę słabiej, bo jakoś średnio w to wierzymy.

Ale ciekawe w tej sprawie jest nie tylko zainteresowanie kobiet Tomaszem Komendą. Chyba jeszcze bardziej warto zwrócić uwagę na nazwisko jego adwokata.

Adwokat Tomasza Komendy. Z czymś to wam się kojarzy?

Był pewien znany prawnik. Trochę funkcjonował na obrzeżach polityki, w końcu totalnie w nią wsiąknął. Z sukcesami, co tu nie mówić – był nawet ministrem. Budził kontrowersje, i to spore. Z polityki zniknął nagle, w każdym razie na pewno nie z własnej woli. Pewnie tęsknił za władzą, ale chyba jeszcze bardziej za popularnością. Ale zamiast narzekać i pić do lustra wpadł na pewien sprytny pomysł (nawet bardzo sprytny, ale co się dziwić – w końcu to zdolny, a nawet bardzo zdolny prawnik). Pomysł brzmiał – będę brał najgłośniejsze i najbardziej medialne sprawy. To mnie wypromuje – będę miał z tego popularność, a pewnie za tym pójdą dodatkowe zlecenia. A potem – kto wie, może znów ktoś mnie wybierze na ministra?

Czyja to historia? Na pewno pierwszą odpowiedzią będzie Roman Giertych. Niegdyś minister w rządzie Jarosława Kaczyńskiego i lider hiperprawicowego ugrupowania, dziś wzięty adwokat i bohater warszawskich salonów. Po przegranych wyborach w 2007 r. przez LPR wydawało się, że już nie będzie dla niego miejsca w życiu publicznym. Można było się zresztą tylko z tego powodu cieszyć, bo eks-lider LPR walczył na przykład z Gombrowiczem i razem z kumplami z Samoobrony wyrządzał szkody polskiej demokracji.

Ale Giertych wiedział jak wykorzystać swoją znajomość z Radosławem Sikorskim. Bronił go w głośnych procesach, a potem już bronił chyba całą wierchuszkę Platformy. Ostatnio – Stanisława Gawłowskiego. Zasada jest taka – jeśli toczy się jakiś głośny proces i jest on wymierzony w PiS, to prawie na pewno obrońcą będzie Giertych.

I tu wracamy do mec. Ćwiąkalskiego…

Ale teraz historia, przytoczona trzy akapity wyżej, może dotyczyć też mec. Ćwiąkalskiego.

Każdy orze jak może – można powiedzieć. I trudno mieć to Giertychowi za złe, że próbuje sobie poradzić na rynku medialno-politiycznym.

I tu wracamy do mec. Ćwiąkalskiego. Czy bronienie Tomasza Komendy to coś złego? Absolutnie nie. Jednak trudno nie odnieść wrażenia, że przy tej sprawie bardzo chce sobie zrobić PR. Czy przekazywanie mediom informacji, ile to kobiet wysyła wiadomości do Tomasza Komendy to naprawdę rola adwokata? Nawet jeśli, to można by przy tej okazji zrezygnować z nachalnego dodawania, że wiadomości „idą głównie do mojej kancelarii”.

Rola „medialnego adwokata” w Polsce chyba jest już osadzona. Nie warto więc iść tą drogą. Tym bardziej, że mec. Ćwiąkalski to nie tylko wzięty adwokat, ale i znany naukowiec oraz profesor UJ. Czy naprawdę więc warto się tak rozdrabniać?