Coraz częściej w zakupie ubrania liczy się nie tylko wygląd, ale też materiał. W erze fast foodów ubraniowych w naturalny sposób coraz więcej klientów zwraca uwagę na odpowiedni rodzaj tkaniny, a zakupy ubrań rozpoczyna od czytania metki. W tym kontekście znacząca jest też popularyzacja takich idei jak slow fashion która sprowadza się do tego, że jeżeli zapłacimy drożej, to jakość ubrań będzie lepsza.
Nic dziwnego więc, że tkaniny wpadły pod lupę UOKiK. Mimo istniejących norm i obowiązków, niektórym producentom zdarza się podać inne wartości na metce niż w rzeczywistości. Kontrolerzy UOKiK w latach 2017 i 2018 sprawdzili ponad 5000 partii ubrań, w tym strojów kąpielowych, ręczników, partii ubrań dla niemowląt, małych dzieci i dorosłych, strojów kąpielowych, ręczników, pościeli i obrusów.
Prawie co trzeci skontrolowany produkt włókienniczy był złej jakości lub niewłaściwie oznakowany.
Jakość ubrań – najczęstsze zastrzeżenia UOKiK
W ramach kontroli sprawdzano jakość tkanin, w tym wyglądu ogólnego ocenianych wyrobów, zgodności deklarowanej wielkości (rozmiaru) z wielkością rzeczywistą, starannego, estetycznego wykończenia. Przedmiotem kontroli była także zgodność deklarowanego składu tkaniny z zapisami na metce producenta. Niektóre partie po prostu nie posiadały stosownego oznaczenia. W ponad 30% badanych przypadków stwierdzono niezgodność towaru z deklaracją producenta, w tym np. niewłaściwe wymiary ręczników. Nie powinno też dziwić, że niektóre ubrania pękają w szwach. W niektórych zbadanych partiach widoczne były też niedoszycia czy wystające nitki. Przykładowo, UOKiK stwierdził:
- sweter damski miał być w 100 proc. zrobiony z lnu, a okazało się, że jest w nim 78,7 proc. akrylu i 31,3 proc. poliestru
- koszulka męska miała być w 100 proc. uszyta z bawełny, a było w niej 61,4 proc. poliestru i tylko 38,6 proc. bawełny
- 6 partii ręczników miało inne wymiary, niż deklarowali producenci
- kilku obrusów „plamoodpornych” nie można było wyczyścić z oleju rzepakowego
UOKiK nie podaje nazw marek, których produkty podlegały kontroli. Tkaniny zostały jednak pobrane ze sklepów komercyjnych, jak i bezpośrednio od producentów. Ciekawostką jest, że najwięcej naruszeń stwierdzono w historycznym centrum polskiego przemysłu włókienniczego – w Łodzi. Nie do końca jest to jednak ciekawostka historyczna. Alarmujące jest to, że przecież i tak znaczna polskiego przemysłu włókienniczego wciąż ma swoje źródło właśnie w tym mieście. Chociaż i tak najwięcej ciuchów na rynku pochodzi oczywiście z importu.
Słaba jakość ubrań to nie jest żadna nowość
Chyba każdy miał kiedyś ubranie, którego trwałość pozostawiała wiele do życzenia. Warto pamiętać, że niepełnowartościowy towar można reklamować. Może to właśnie spadki jakościowe tkanin w wyniku produkcji masowej sprawiają, że sklepy podchodzą do reklamacji z dużą wyrozumiałością. Nikogo nie powinna dziwić więc reklamacja farbujących spodni, czy pękającej w szwach bluzki. Troche gorzej dla konsumenta wygląda sprawdzenie tkaniny pod kątem jej składu. O ile UOKiK posiada możliwość przeprowadzenia badań laboratoryjnych, my konsumenci już nie. UOKiK zaleca, że skład ubrań można sprawdzić w ramach próby palenia. Oczywiście – w domyśle proponuje to konsumentom, dla których skład jest kluczowy – czyli alergikom.
Co pozostaje tym wszystkim, którzy nie chcą za każdym razem nadpalać swoich ubrań? Podobno sprawdzoną jakością cieszą się ubrania myśliwskie. Stroje te przygotowane są do warunków jakie można spotkać w lesie czy zmiennej pogody. Ubrania te są trwałe i służą właścicielowi przez wiele lat. W ramach spadku popularności myślistwa jest duża szansa, że stroje te będą tanieć. Czy słabej jakości ubranie to musi być więc konieczność? Skądże, przyszłość równie dobrze może wyglądać tak: