Urlop „na żądanie” nie tak całkiem na żądanie. Zwłaszcza w okresie epidemii

Praca Dołącz do dyskusji (35)
Urlop „na żądanie” nie tak całkiem na żądanie. Zwłaszcza w okresie epidemii

Przyjęło się sądzić, że urlop „na żądanie” to takie koło ratunkowe w nagłych sytuacjach. Zawsze, kiedy rano okaże się, że głowa jest jednak nadal ciężka, możemy zadzwonić do pracodawcy i poprosić o dzień urlopu. Trzeba jednak uważać, ponieważ nie w każdych okolicznościach taki urlop otrzymamy. 

Urlop „na żądanie” nie tak całkiem na żądanie. Odmowa urlopu „na żądanie”

Jak pewnie powszechnie wiadomo Kodeks pracy przewiduje 4 dni tzw. urlopu „na żądanie”, który stanowi część urlopu wypoczynkowego. Zgodnie z art. 167 (2) Kodeksu pracy pracodawca udziela pracownikowi na jego żądanie nie więcej niż 4 dni urlopu w terminie przez niego wskazanym. Takie żądanie może zgłosić najpóźniej w dniu rozpoczęcia urlopu, do godziny umownego rozpoczęcia pracy. Sam urlop nie musi być wykorzystany ciągiem. Może zostać rozłożony na pojedyncze dni.

Brzmienie przepisu raczej nie pozostawia wątpliwości, to do pracownika i wyłącznie niego należy decyzja, kiedy taki urlop może wykorzystać. Sprawę komplikuje jednak orzecznictwo. Wykształcił się podgląd, że ten rodzaj urlopu nie jest bezwzględny.

Oznacza to, że pracodawca może odmówić pracownikowi i zażądać stawienia się w pracy. Może mieć to miejsce ze względu na szczególne okoliczności, które powodują, że obecność pracownika jest niezbędna. Takie okoliczności muszą być oczywiście naprawdę wyjątkowe. Nie może być to jedynie kaprys pracodawcy. Niestety w obecnej sytuacji, pandemia dostarcza ich aż nadto. Braki kadrowe, coraz powszechniejsze przebywanie na kwarantannie i w izolacji może powodować, że pracodawca odmówi nam urlopu. Będzie to oczywiście zgodne z prawem. Dlatego też pracownicy zostawiający sobie taką furtkę powinni być ostrożni.

Co grozi za samowolną nieobecność w pracy?

Sprzeciwienie się pracodawcy i nieprzyjście do pracy po odmowie udzielenia urlopu „na żądanie” będzie traktowane jako nieusprawiedliwiona nieobecność w pracy, a ta jak wiadomo, pociąga za sobą konsekwencje dyscyplinarne. W niektórych przypadkach może zostać uznana za ciężkie naruszenie przez pracownika podstawowych obowiązków pracowniczych. Co w bardzo skrajnych sytuacjach może zakończyć się nawet rozwiązaniem umowy o pracę.