Godzina policyjna w Sylwestra nielegalna? Oczywiście, że tak. Stołeczny sąd potwierdził to, o czym pod koniec grudnia mówiło wielu prawników i o czym również my wielokrotnie jednoznacznie pisaliśmy. Zapadł właśnie wyrok w sprawie Patryka Wachowca, który – by udowodnić nielegalność tego zapisu – zorganizował 31 grudnia niewielkie zgromadzenie.
Godzina policyjna w Sylwestra nielegalna
Przypomnijmy – w połowie grudnia 2020 minister Adam Niedzielski uruchomił najcięższe działo pod hasłem „narodowa kwarantanna”. Bojąc się wzrostu zakażeń związanym ze świętami Bożego Narodzenia i Sylwestrem wprowadził serię nowych obostrzeń. Z najostrzejszym w postaci zakazu wychodzenia z domu wprowadzonym na noc z 31 grudnia na 1 stycznia. Zrobił to, jak to przez całą epidemię bywało, za pomocą rozporządzenia, bez wprowadzenia przez organy państwa stanu nadzwyczajnego. Co od początku pachniało bezprawiem. I dziś potwierdził to sąd. Chyba niewielu to zaskoczyło.
Warszawski sąd rozpatrywał sprawę Patryka Wachowca, na co dzień analityka prawnego Forum Obywatelskiego Rozwoju. Zwołał on w stolicy zgromadzenie, niewielkie – czteroosobowe – rozpoczynające się chwilę po wejściu w życie zakazu przemieszczania się w Sylwestra. Na miejscu pojawili się policjanci, którzy chcieli Wachowcowi wystawić mandat. Ten go nie przyjął, a funkcjonariusze zdecydowali się skierować sprawę do sądu. Ich zdaniem bowiem prawnik złamał obowiązujące obostrzenia.
Decyzja sądu nie mogła być inna. Sprawa została umorzona z uwagi na bezprawność zapisu o zakazu wyjścia z domu. Okazał się on bowiem niezgodny z Konstytucją. Która wprawdzie zakłada możliwość wprowadzenia ograniczeń w przemieszczaniu się, ale tylko w trakcie obowiązywania któregoś ze stanów nadzwyczajnych. Tego zaś, z uporem maniaka, rząd nie robił od początku pandemii, zadowalając się ustawowym stanem epidemii, nie pozwalającym na tak daleko idące obostrzenia.
Porażka państwa z kartonu
Był więc jedynie apel o nieprzemieszczanie się, a nie zakaz poruszania się poza domem (znoszony tylko w razie kilku wyjątków). Trudno więc ukarać kogoś za to, że nie zareagował na apel, prawda? Dlatego Patryk Wachowiec szedł dziś do sądu bez żadnych wątpliwości co do wygranej, tym bardziej że wiedział iż już w dużo poważniejszych sprawach osoby łamiące obostrzenia wygrywały. Wystarczy przypomnieć niedawną sytuację z Gdańska – sąd pozwala otworzyć klub muzyczny, bo również i takie miejsca nie mają zakazu działalności w przypadku nieobowiązywania na przykład stanu klęski żywiołowej.
Mamy więc kolejny przykład państwa z legislacją na trytytkach, w którym podstawa prawna obostrzeń jest nie tyle wątpliwa, co po prostu nieistniejąca. Co z tego, skoro organy takie jak policja i sanepid wychodziły z siebie, by te nielegalne obostrzenia egzekwować. Były wysokie kary, zatrzymania, wizyty po kilka razy dziennie w danym miejscu. I większość przedsiębiorców udało się złamać – mało kto utrzymał swoją działalność przez cały czas lockdownu.
A przecież nie ma wątpliwości, że wprowadzenie obostrzeń zatrzymało w pewnym stopniu epidemię i o samą ideę nie można mieć do rządu pretensji. Zrobił bowiem to samo, co większość cywilizowanych państw zachodu. Tylko dlaczego w innych krajach nie było prawnych wojen o lockdown, tylko u nas? Dziś, w czasie wielkiego znoszenia obostrzeń ta dyskusja trochę się rozpływa. Ale wróci. Poprzez pozwy, jakimi przedsiębiorcy zaleją polskie państwo. A za to już zapłacimy z naszej kieszeni wszyscy.