W mijający weekend w mediach rozgorzała dyskusja na temat inicjatywy postawienia pomnika upamiętniającego polski triumf w Bitwie Warszawskiej 1920.
Zdaniem części historyków jest to jedna z najważniejszych konfrontacji XX wieku, kiedy to nieco nieoczekiwanie rodzącemu się w bólach państwu polskiemu udało się zatrzymać pochód komunistów w stronę osłabionej po I Wojnie Światowej Europie Zachodniej. Wybrani historycy zdecydowali się umieścić ją wśród dwudziestu najbardziej przełomowych bitew świata (klasyfikowanych według kolejności chronologicznej).
Nie można więc powiedzieć, że „Cud nad Wisłą” to jakieś tam marginalne zdarzenie z czasów odradzania się naszej państwowości. To wielkie wydarzenie, które realnie odmieniło losy Polski, Europy, a tym samym – świata.
Pomnik Bitwy Warszawskiej na Wiśle
Od wczoraj czytam niemal wyłącznie krytyczne głosy na temat stawiania tego pomnika. To oczywiście słuszne postulaty z wielu powodów. Część osób twierdzi, że lepiej za te pieniądze rozładować kolejki od lekarzy. Część wypomina aktualnemu rządowi pomnikomanię i to też niestety prawda, po tym jak w każdym miasteczku, sołectwie i dzielnicy znajduje się skwerek/placyk/alejka/pomnik/cokolik Lecha Kaczyńskiego. Ulica Lecha Kaczyńskiego w Warszawie to moim zdaniem świetny pomysł, ale PiS oczywiście zabrał się za to w zły sposób, dlatego też zrozumiała jest obawa przed ich pomysłem na pomnik Bitwy Warszawskiej.
Choćby dlatego, że przedstawiony projekt – łuk triumfalny – wygląda jak cokół, na którym w trzeciej kadencji wraz z inauguracją programu 1500+ stanąłby jeszcze większy pomnik Lecha Kaczyńskiego.
Dlaczego uważam, że ten pomnik to dobry pomysł?
Pierwsze pytanie, które zadaje obcokrajowiec, który znajdzie się w centrum Warszawy to z reguły „co to ma być i co to w ogóle tutaj robi?”. Wtedy cierpliwie musimy wyjaśniać, że jest to pałac, który Józef Stalin wystawił sobie na znak podbicia stolicy Polski, ale głupio byłoby burzyć tak wielki budynek użytkowy z racji sentymentów… I tak już został.
Pomnik pełni kilka funkcji: historyczną, sentymentalną, estetyczną, ale też marketingową. Kiedy jesteśmy za granicą, robimy sobie zdjęcia z imponująco wyglądającymi pomnikami, a potem za ich sprawą poznajemy historię danego państwa – czasem imponującą, czasem mniej. W Polsce wielkich i ważnych pomników jest stosunkowo niewiele. A już na pewno problemem jest znalezienie takich, które stanowią markę w oczach turystów z całego świata i centralny punkt wszystkich przewodników. Dobry, atrakcyjny, imponujący i ciekawie wyglądający pomnik leży w naszym interesie, by jednocześnie opowiadać historię, którą chcemy opowiadać światu, która leży w naszym interesie narodowym: że Polska prawdopodobnie uchroniła Europę od pierwszej fali komunizmu, że nasza geopolityczna rola stawia nas w pozycji naturalnego przeciwnika Rosji i że choć obecnie przegrywamy z nią dysproporcją potencjałów militarnych, w przeszłości wielokrotnie nad nią triumfowaliśmy, nawet pomimo pozornego braku szans.
Oczywiście taki łuk powinien być estetyczny. Być może warto stworzyć nową koncepcję tego typu budynków, lekkich, nowoczesnych, wykonanych z nowoczesnych surowców, zamiast odwoływać się do przerażającej i raczej niemile w Polsce widzianej architektury betonowego socrealizmu.
Taki łuk będzie też wyglądał dziwnie, przez pierwsze dwadzieścia lat, aż trwale wkomponuje się w krajobraz otoczenia, stając się symbolem i atrakcją turystyczną – o ile zrobimy to dobrze.
Łuk triumfalny stanie na Wiśle?
Owszem, łuk triumfalny kosztuje pieniądze, które prawdopodobnie można by było zagospodarować w bardziej praktyczny sposób – z drugiej strony warto przypomnieć, że rząd PiS wyrzuca je od lat w błoto na jakieś jachty gnijące w portach.
Może jednak powstać z niego naprawdę ważny pomnik, niebagatelnego wydarzenia historycznego i triumfu naszego kraju, który zarazem przy mądrym rozegraniu, może stać się cennym nośnikiem wiedzy na temat naszego państwa i interesującym punktem estetycznym na mapie Warszawy.
Dostrzegam gigantyczny potencjał takiego przedsięwzięcia. Czego się obawiam? Oczywiście – realizacji.