Mieszkania z serialu „Alternatywy 4” były lepsze niż nowe od deweloperów

Nieruchomości Społeczeństwo Dołącz do dyskusji
Mieszkania z serialu „Alternatywy 4” były lepsze niż nowe od deweloperów

Boomerzy niechętnie się przyznają do tego, że zadbanie o własny kąt nie wymagało od nich tytanicznego wysiłku. Lubują się w podkreślaniu tego, że na mieszkania spółdzielcze czekali po kilkanaście lat. Tymczasem bywa, że obecnie młodzi ludzie nie są w stanie zgromadzić przez taki czas pieniędzy na sam wkład własny, by później spłacać lokum przez trzy dekady. Okazuje się jednak, że przedstawiciele powojennego wyżu nie tylko dostawali mieszkania z przydziału, ale nawet nie musieli ich wykańczać.

Na mieszkania z przydziału czekano długo, ale w końcu je dostawano

Ten stan rzeczy bardzo dobrze pokazuje znany PRL-owski serial „Alternatywy 4”, wyreżyserowany przez Stanisława Bareję. Przedstawia on lokatorów wprowadzających się do nowo oddanego bloku z wielkiej płyty w Warszawie, znajdującego się przy ul. Alternatywy 4.

Obrazuje perypetie postaci związane m.in. ze staraniami o przydział mieszkań, zajmowanie ich i stopniowe zapuszczanie korzeni. Z pewnością otrzymanie takich lokali nigdy nie było łatwe.

Jednak niezależnie od tego stanowiły one dobro dostępne dla wszystkich, którzy o nie wnioskowali. Często zdarzało się, że czekano na nie wiele lat.

Jednocześnie osoby o wysokich kwalifikacjach zawodowych, będące cenionymi pracownikami, niejednokrotnie otrzymywały je bardzo szybko. Na przykład po kilku latach od rozpoczęcia pracy.

Przyszli lokatorzy musieli wnosić przy tym odczuwalne dla nich opłaty, ale były to pieniądze możliwe do odłożenia przez każdego zatrudnionego człowieka. Nie sposób tego porównywać do wymaganego obecnie wkładu własnego przy zaciąganiu kredytu hipotecznego.

Tego rodzaju mieszkania miały status lokali spółdzielczych. W latach 90., gdy pojawiła się taka możliwość, stopniowo wykupywano je za ułamek wartości.

PRL-owskie mieszkania były wykończone „pod klucz”

Gdyby odnieść do PRL-owskich standardów dzisiejsze określenia, należałoby powiedzieć, że ówczesne mieszkania były wykończone „pod klucz”. Miały więc wykonane podłogi, pomalowane ściany, oświetlenie, meble, w pełni funkcjonalną łazienkę, kuchnię itd.

W wielu przypadkach w niemal niezmiennym stanie przetrwały do dziś. Stąd właśnie ich powtarzalny wygląd, obejmujący np. popularne w okresie komunizmu meble.

Dla ludzi z pokolenia Z ten stan rzeczy może bardzo zaskakiwać, bo w porównaniu z generacją rodziców muszą włożyć znacznie większy wysiłek w zdobycie mieszkania.

Najczęstszą formą dochodzenia przez nich do własności jest wieloletni kredyt hipoteczny. W przypadku zakupu mieszkania od dewelopera muszą także ponosić znaczne koszty jego wykończenia, nie tylko finansowe, ale i psychiczne.

Mieszkania w blokach z wielkiej płyty wcale nie były takie złe

Wśród wielu boomerów panuje opinia o tym, że otrzymane przez nich mieszkania były nieruchomościami w niezadowalającym stanie technicznym. I na pewno często rzeczywiście tak się działo.

Jednak różne niedociągnięcia stopniowo eliminowano, komunistyczne bloki z czasem przechodziły też kolejne remonty – z termomodernizacjami na czele.

Można więc postawić tezę, że jakość PRL-owskich mieszkań była wyższa, niż można by sądzić. Choćby dlatego, że w wielu takich lokalach wciąż działają te same instalacje i sprzęty, które znajdowały się w nich w momencie oddania bloków do użytku.

Żywotność chociażby instalacji elektrycznych czy gazowych można szacować na np. 25 lat. A właścicielom, którzy nie przeprowadzili żadnych remontów, niejednokrotnie służą one drugie tyle i więcej. Zwykle po wykonaniu w nich drobnych usprawnień.

Zalety takich mieszkań wciąż przyciągają kupujących

Ze względu na to, że mieszkania w PRL-owskich blokach są zwykle tańsze, mają funkcjonalny układ pomieszczeń i znajdują się w atrakcyjnych lokalizacjach, wciąż cieszą się dużym zainteresowaniem kupujących.

Choć takie budynki początkowo miały służyć co najwyżej 50 lat, ekspertyzy wykazały, że o ich konstrukcję możemy być spokojni. I potwierdza to także rzeczywistość.

W Polsce jak dotąd nie zawalił się żaden blok z wielkiej płyty. W przeciwieństwie chociażby do starych kamienic, w przypadku których katastrofy budowlane są poważnym problemem.

Słowa „ja w twoim wieku miałem własne mieszkanie” to nadużycie

Niektórzy boomerzy nie rozumieją obecnej sytuacji młodych ludzi i tego, że mają oni mocno utrudniony start w dorosłe życie. Stąd częste u nich stwierdzenia brzmiące np. „ja w twoim wieku miałem już swoje mieszkanie”.

Są one nie tylko wyrazem braku empatii, ale i nadużyciem. Lokatorzy mieszkań przyznawanych w PRL-u nie byli bowiem ich właścicielami.

Należały one zawsze do spółdzielni. Dopiero w III RP spółdzielcze własnościowe prawo do lokalu zaczęto stopniowo zamieniać we własność. Tego rodzaju premia pokoleniowa jest już jednak tematem na inny artykuł.