Niemal połowa polskich naukowców i inżynierów to kobiety. I nikogo to szczególnie nie dziwi

Gorące tematy Praca Społeczeństwo Dołącz do dyskusji (520)
Niemal połowa polskich naukowców i inżynierów to kobiety. I nikogo to szczególnie nie dziwi

Wg danych eurostatu w Polsce mamy najwyższy spośród dużych krajów Europy odsetek kobiet wśród naukowców i inżynierów (49%). Więcej od nas mają jedynie małe kraje takie jak Litwa, Łotwa czy Irlandia. 

Nieco niższy odsetek ma Hiszpania czy Szwecja. Za to kategorycznie mniej mają Francja (40%), Niemcy (33%), Włochy (34%), czy Wlk. Brytania (41%). W powiązanym temacie można też wspomnieć, że Polska ma też także jeden z najwyższych w Europie odsetków kobiet na stanowiskach menadżerskich (41%). O ¼ więcej niż średnia UE (33%) i o ⅓ więcej niż Niemcy (29%)

W ramach ciekawostki można też wspomnieć, że najwięcej kobiet wśród naukowców i inżynierów jest w “konserwatywnej, zaściankowej, ciemnogrodzkiej” ścianie wschodniej. Nie tylko najwięcej, ale i więcej od mężczyzn. W województwach takich jak Lubelskie, Podkarpackie czy Podlaskie kobiety stanowią ponad 50% naukowców i inżynierów. Można tu także nadmienić, że we wschodnich województwach także kobiety zarabiają, uśredniając, więcej niż mężczyźni.

Niemal połowa polskich naukowców i inżynierów to kobiety

Przyczyn tych rozbieżności między Polską a większością krajów zachodnich jest oczywiście bardzo wiele i absolutnie nie da się sprowadzać tego do jednego czynnika. Chciałbym natomiast zwrócić tutaj uwagę na pewien temat, który najprawdopodobniej się do tego dokłada, a który jest niezwykle rzadko poruszany.

A mianowicie tego, że historycznie różnica w postrzeganiu męskich i żeńskich ról społecznych oraz przemiany na tym polu startowały u nas z zupełnie innego punktu niż na zachodzie. Zapominanie o tym bardzo często dochodzi do niezbyt przemyślanego przenoszenia na polski grunt amerykańskich czy brytyjskich realiów i zażaleń w temacie kobiet wchodzących w tradycyjnie męskie role zawodowe i społeczne.

W wielu krajach zachodniej Europy punktem zwrotnym dla emancypacji zawodowej kobiet były dopiero wojny światowe, które to okresowo zmniejszyły ilość mężczyzn dostępnych do pracy. Słynna Rózia Nitowaczka wołająca z plakatu “we can do it” powstała dopiero w roku 1942. Tymczasem w Polsce podobna sytuacja, czyli niedobór mężczyzn wymuszający i normalizujący większy udział kobiet w tradycyjnie męskich dziedzinach życia, głównie zawodowego nastąpiła znacznie wcześniej. A mianowicie w czasach upadłych powstań, zsyłek na Sybir i prześladowań przez zaborców.

Obraz Polki zarządzającej gospodarstwem czy zajmującej funkcję publiczną już zaczął się normalizować znacznie wcześniej niż w USA czy Wlk. Brytanii

Na temat ten silny wpływ miało też wyraźnie odmienne od naszego rozumienie kobiecych ról społecznych jakie występowało poprzez historię w protestanckich krajach anglosaskich. Na ziemiach polskich kobiety miały prawo do osobistego posiadania majątku, dziedziczenia przez córki na równi z synami, czy do rozdzielności majątkowej w małżeństwie już w średniowieczu. W Wlk. Brytanii podobne prawa zostały uchwalone dopiero w drugiej połowie XIX w. Z kolei w Stanach Zjednoczonych jeszcze w latach 70-tych XX w. kobieta nie mogła założyć konta w banku bez zgody męża.

I pomimo iż oczywiście widok kobiet w tradycyjnie męskich zawodach czy funkcjach publicznych został już w dużej mierze znormalizowany w krajach Europy i Ameryki Płn, to warto pamiętać, że na niektórych płaszczyznach w krajach zachodnich jest to znacznie świeższa zmiana niż w Polsce. Dlatego też gdy amerykańskie feministki krzyczą, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu kobiety nie miały podstawowych praw, to może i jest to przesada, ale nie aż tak duża jak mogłoby się wydawać. Jednak bezpośrednie przenoszenie tych haseł na nasz grunt to już nie przesada, a groteskowy absurd.

Można na koniec zwrócić jeszcze uwagę na ciekawą rzecz. News wspomniany na początku ma już dobre kilka dni i zdążył już zaistnieć w polskim internecie. Można by pomyśleć że będzie to powód do radości dla środowisk deklarujących się jako “walczące z dyskryminacją i stereotypami”. Tymczasem próżno szukać o nim wzmianki w Wysokich Obcasach, Dziewuchach Dziewuchom, czy jakimkolwiek innym dużym portalu feministycznym. Dlaczego jednak środowiska, które tak chętnie informują o wszystkich negatywnych i oburzających newsach w tym temacie, nie dzielą się pozytywnymi informacjami które mogłyby sugerować, że nie jest aż tak źle? To już zostawiam do samodzielnej rozwagi.