Prezydent Andrzej Duda zapowiedział, że jeśli na jego biurko trafiłaby ustawa o związkach partnerskich, to zastanowiłby się nad jej podpisaniem. Zmiana stanowiska głowy państwa? W żadnym wypadku. Obecny prezydent dokładnie to samo mówił przed poprzednimi wyborami prezydenckimi. Co nie znaczy, że w jakikolwiek sposób pomógłby w uchwaleniu takiej ustawy.
Andrzej Duda stał się nagle zwolennikiem związków partnerskich? Nic z tych rzeczy!
W rozmowie z tygodnikiem Wprost prezydent Andrzej Duda wypowiedział bardzo ciekawe słowa na temat związków partnerskich w Polsce. Głowa naszego państwa przekonuje, że jeżeli ustawa o związkach partnerskich trafiłaby na jego biurko, to poważnie zastanowiłby się nad jej podpisaniem.
Niektórzy doszukują się w tym swoistej zmiany nastawienia. W końcu, jakby nie patrzeć, obóz polityczny prezydenta jest jednym z uczestników paskudnej nagonki na środowisko LGBT prowadzoną pod płaszczykiem „walki z ideologią”. Choć trzeba przyznać, że akurat politycy Prawa i Sprawiedliwości, czy sam prezydent, zachowują w tym względzie pewną powściągliwość. W przeciwieństwie do chociażby przedstawicieli usłużnych mediów.
Kto inny mógłby zauważyć, że zbliżają się wybory prezydenckie, a wraz z nim zwyczajowe próby czarowania tzw. „umiarkowanego wyborcy”. Warto jednak zauważyć, że słowa Andrzeja Dudy nie są ani żadną zmianą stanowiska, ani wyłącznie czczym przedwyborczym gadaniem. Rzeczywistość jest zdecydowanie bardziej skomplikowana.
Dla konserwatystów najlepszą wymówką, by nie ułatwiać życia obywatelom jest ich interpretacja art. 18 Konstytucji
Przede wszystkim, stanowisko samego Andrzeja Dudy w tej sprawie jest dość spójne. Prezentował je już w praktycznie takiej samej formie przed wyborami prezydenckimi w 2015 r. A także od czasu do czasu już jako prezydent. Także z podejściem jego macierzystej partii. Cała „Zjednoczona Prawica” to środowiska mniej lub bardziej konserwatywne. I to chyba nawet bardziej niż po prostu religijne.
Do tego to środowisko jest bardzo przywiązane do specyficznej wykładni art. 18 Konstytucji. Zgodnie z tym przepisem, „Małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej„. Mowa o założeniu, że z treści tego przepisu wynika zakaz wprowadzania do porządku prawnego alternatywnych rozwiązań prawnych, jeśliby te miały być choćby mniej-więcej równorzędne małżeństwu.
Niektórzy bardziej radykalni piewcy art. 18 przekonują nawet, że przepis ten nie pozwala ustawodawcy stworzyć jakiejkolwiek alternatywy. Jest to oczywista nieprawda, biorąc pod uwagę ujęcia przez system chociażby konkubinatów – trzeba jednak przyznać, że głównie dzięki orzecznictwu sądowemu.
Prezydent dopuszcza tak naprawdę przede wszystkim te rozwiązania, które po prostu upraszczają obecny stan rzeczy
Andrzej Duda, jakby nie patrzeć, wciąż pozostaje doktorem nauk prawnych. Doskonale wie, że nie ma większych przeszkód prawnych dla stworzenia formy pośredniej pomiędzy konkubinatem a małżeństwem. Dlaczego w takim razie by tego nie zrobić, jeśli ustawa o związkach partnerskich faktycznie trafiłaby na jego biurko? Prezydent wyraźnie zaznacza: wszystko zależałoby od konkretnych uregulowań znajdujących się w projekcie:
Gdyby chodziło o status osoby najbliższej ułatwiający takie sprawy, jak wzajemne wspieranie się, troskę, dowiadywanie się o stan zdrowia, to jako prezydent podpisanie takiej ustawy poważnie bym rozważył.
Słowo „ułatwiający” wydaje się być kluczowe. Warto pamiętać, że już obecnie Polacy są w stanie rozwiązać niedogodności wynikające z braku związku małżeńskiego pomiędzy partnerami. Zdarzały się w końcu przypadku spółek zakładanych w tym celu, nie wspominając nawet o sporządzanych u notariusza pełnomocnictwach. W grę wchodzi w tym przypadku tak naprawdę przede wszystkim daleko idące uproszczenie sposobu załatwiania tych samych spraw.
Ukłon w stronę społeczności LGBT nie oznacza, że prawica przestała tworzyć sobie złowrogie ideologie zagrażające polskiej rodzinie
Czymś zupełnie innym, z punktu widzenia prezydenta, byłaby ustawa o związkach partnerskich posuwająca się o któryś krok za daleko. Z pewnością projekt zbliżający status związków partnerskich w stronę małżeństwa zostałaby zawetowana. Oczywistością wydają się wszystkie możliwe uprawnienia odnoszące się do dzieci. Chociażby przepisy choć trochę odnoszące się do adopcji.
Można śmiało założyć, że nie wchodziłoby w grę uprawnienie do wspólnego rozliczania przez partnerów podatku dochodowego od osób fizycznych. Być może także preferencje dotyczące spadków i darowizn. Właśnie dlatego, by nie naruszać tej „ochrony i opieki” roztaczanej przez naszą konstytucję nad instytucją małżeństwa.
Warto także odnotować pewne rozróżnienie akcentowane przez Andrzeja Dudę a jednocześnie bardzo typowe dla jego środowiska. Prezydent zapewnia, że ma kontakt z osobami LGBT, jego pałac odwiedzają także osoby homoseksualne. Przeciwstawia się jedynie tyleż agresywnej co kompletnie zmyślonej „ideologii”. Nie sposób nie dostrzec na prawicy skojarzeń pomiędzy samym ruchem LGBT a rozwiązłością seksualną. Ta zaś, jak wiadomo, dla środowisk konserwatywnych stanowi wręcz ucieleśnienie zła.
Żeby ustawa o związkach partnerskich miała w ogóle szansę na podpis Andrzeja Dudy, sam musiałby skorzystać z inicjatywy ustawodawczej
Z punktu widzenia wyborcy, który najpewniej w maju będzie się zastanawiał na kogo oddać głos w wyborach prezydenckich, należy zwrócić ważny niuans deklaracji Andrzeja Dudy. Jeśli ustawa o związkach partnerskich trafiłaby na jego biurko, to poważnie by się zastanowił nad jej podpisaniem. Jeśli. A i też poważne rozważania nie oznaczają automatycznie prezydenckiego podpisu.
Tymczasem trudno byłoby sobie wyobrazić, że przez Sejm zdominowany przez Zjednoczoną Prawicę taka ustawa mogłaby przejść. Prawo i Sprawiedliwość może i nie jest w rzeczywistości partią tak radykalną, jak niektórzy ją malują. Mamy jednak także Solidarną Polskę Zbigniewa Ziobry. Jest też twardogłowy, ultrakonserwatywny elektorat, o który również rządzący muszą zabiegać. Zwłaszcza, że będą o niego konkurować z Konfederacją, przynajmniej w pierwszej turze.
Nie ma powodu, by zarzucać Andrzejowi Dudzie obłudę, czy zmianę stanowiska tuż przed wyborami. Tym niemniej, żeby traktować poważnie taką deklarację, ustawa o związkach partnerskich musiałaby powstać w pałacu prezydenckim. Głowa państwa posiada w końcu inicjatywę ustawodawczą. Andrzej Duda zaś ma wykształcenie prawnicze. Nic nie stoi na przeszkodzie, by skorzystać z tych atutów.
Jeśli potencjalnie istnieją korzystne dla obywateli rozwiązania, które prezydent byłby skłonny zaakceptować, to dlaczego sam ich nie zaproponuje? Być może dlatego, że wie, że nie ma szans, by jego własne stronnictwo kiedykolwiek się na nie zgodziło.