Sprawa została postawiona jasno – jaka by nie była w Polsce sytuacja epidemiczna, to kościoły w Wielkanoc pozostaną otwarte. Rząd jest na razie w tej sprawie nieugięty, ale już nawet sami duchowni zdają sobie sprawę z tego jakim niebezpieczeństwem jest gromadzenie się ludzi podczas mszy. Dlatego szukają sposobów, by je ograniczyć. Na przykład poprzez… zaproszenia na mszę.
Zaproszenia na mszę i inne sposoby
Nie będę w tym tekście pastwił się nad polskim Kościołem katolickim. Mam bowiem wrażenie, że w obecnej sytuacji wielu księży chciałoby zamknięcia świątyń, ale rządzący najwidoczniej uparli się, by nie zmieniać prowadzonej od kilkunastu miesięcy strategii: otwarte kościoły za wszelką cenę. Dyskutowaliśmy o tym i podczas lockdownu wiosną 2020 roku i podczas jesiennego uderzenia koronawirusa i nic to nie dało. Nie da więc również teraz, pomimo tego że trzecia fala jest zdecydowanie najbardziej zabójcza. A sam wirus transmituje się o wiele łatwiej, szczególnie w zamkniętych przestrzeniach, takich jak kościół właśnie.
Jednak tym razem zarówno episkopat, jak i poszczególni proboszcze, znacznie bardziej zdają sobie sprawę z zagrożenia związanego z gromadzeniem się ludzi na mszach. Jak pisze Rzeczpospolita, Konferencja Episkopatu Polski wydała już wielkanocne zalecenia. Mówią one między innymi o rezygnacji z tradycyjnego obmywania nóg w Wielki Czwartek czy skróceniu niedzielnej procesji. Duchowni mają też bezwzględnie przestrzegać liczby osób gromadzących się w świątyni. Wszyscy pamiętamy, że limit wiernych w Boże Narodzenie w wielu przypadkach był fikcją. Wtedy jednak sytuacja epidemiczna była o niebo lepsza niż obecnie. Niestety, źle zabezpieczona sanitarnie msza w Wielkanoc może okazać się zabójcza dla wielu parafian.
Z kolei Dominikanie z Poznania postanowili wprowadzić podczas Triduum Paschalnego… zaproszenia na mszę.
Aby otrzymać zaproszenie na wybrany dzień Triduum Paschalnego, należy wcześniej osobiście zgłosić swój udział telefonicznie. By dać szansę innym, jedna osoba może wybrać wyłącznie jeden dzień Triduum. Na zaproszeniu widnieć będzie imię i nazwisko oraz wskazane miejsce w ławce lub na krzesłach.
…piszą na swoim Facebooku poznańscy Dominikanie. Wierni, którzy nie załapią się na zaproszenie będą mogli brać udział w mszach na zewnątrz świątyni dzięki telebimowi i w ogrzewanych namiotach. Podobna sytuacja ma być w Niedzielę Palmową w Gdańsku. W Archikatedrze Oliwskiej będzie odbywał się ingres nowego metropolity gdańskiego. Uroczystość będzie zamknięta, ale chętni będą ją mogli oglądać na zewnątrz na telebimie. Choć być może kuria postąpiłaby rozważniej, gdyby po prostu zaprosiła wiernych do oglądania jej w domu, bo nabożeństwo ma być transmitowane.
Tak, w kościołach szerzy się epidemia
Tymczasem do rządzących wciąż zdaje się nie docierać świadomość tego, że msze, tak jak chociażby zakupy w galerii handlowej, tworzą epidemiologiczne ryzyko. Wczoraj rano w Radiu ZET poseł PiS Marek Suski powiedział, że „nie słyszał o związku kościoła z zakażeniami”. I dodał, że „przecież ludzie się tam nie całują, a zaraza roznosi się na strajkach, na których pluje się na siebie”. Nie ma sensu nawet komentować tej prostackiej wypowiedzi, tym bardziej że skomentowała ją sama rzeczywistość. Tuż po wywiadzie polityka sanepid opublikował komunikat dotyczący parafii spod Milicza na Dolnym Śląsku. Okazało się, że wszyscy księża mają koronawirusa i poszukiwani są wierni, którzy w ostatnich dniach przyjmowali od nich Komunię Świętą. Także tak.
Dlatego właśnie odnoszę wrażenie, że gospodarze świątyń wpadli w tragikomiczny potrzask. Często podnosi się, że kościelne dzwony biją niezależnie od stanu epidemii, bo ludzie potrzebują duchowego wsparcia na dobre i na złe. Inni mówią, że episkopat wymusił na rządzących utrzymanie otwarcia kościołów z uwagi na pieniądze „z tacy”. Niezależnie od tego jak jest, sytuacja jest dziś tak dramatyczna, że przydałoby się zrobić krok w tył. Komu bowiem przysłużą się masowe zgony wiernych? Absolutnie nikomu. Dlatego warto zastanowić się czy nie lepiej poświęcić tych kilkanaście dni, podczas których msze oczywiście byłyby, ale tylko w telewizji, radiu czy internecie. Czyli przeniosłyby się tam, gdzie na dobre urządziło się już wiele dziedzin naszego życia.