Ostatnie lata dobrobytu upłynęły nam pod znakiem dyskusji o rosnącej potrzebie inwestowania w państwa, które stworzą nowy, wspaniały świat.
Kiedy natura powiedziała „sprawdzam”, okazało się, że te wynoszone jeszcze chwile temu do rangi absolutu państwa są bezmyślne, gołe i wesołe. Nie ma procedur, nie ma pomysłów, nie ma pieniędzy na zabezpieczanie gospodarki, nie ma pieniędzy na świadczenia socjalne, nie ma sprzętu i podstawowego wyposażenia w szpitalach. Nie ma w zasadzie niczego, poza urzędami skarbowymi, które od dekad pobierały od nas astronomiczne podatki.
Mnie idea podatków nie obrzydza. Obrzydza mnie doświadczenie, które dowodzi, że „publiczne” oznacza „źle zarządzane”. Nieefektywnie. Bez troski i odpowiedzialności za swoje. Bez potrzebnych przywar w postaci skąpstwa, szukania oszczędności i zabezpieczania swojej przyszłości. To dlatego komunizm nigdy w historii na całym świecie się nie przyjął, a na końcu zawsze musi zaowocować głodem i zwierzętami wyjadanymi z zoo.
Można próbować podejść do tego z wyrozumiałością, wszak na pandemię nikt nie był gotowy. Ale przecież wszyscy powinni. Mówili o tym przed laty wizjonerzy pokroju kapitalisty Billa Gatesa, wskazujący, że ludzkość jak dotąd wygrała los na loterii samym faktem, że koronawirus lub coś gorszego jeszcze się jej nie przytrafiły.
I oto jest koronawirus
I oto nasze państwa utrzymywane z konsekwentnie i bezlitośnie pobieranych podatków, zachowują się jak chaotyczne organizacje studenckie, które dopiero wczoraj powołano do życia.
Zaczynam przeglądać internet, czytam informacje prasowe wpadające na redakcyjnego maila, śledzę doniesienia mediów biznesowych. I widzę, że prywatny sektor staje na głowie, by naprawić ten świat. Podczas, gdy premier Morawiecki na płycie lotniska odstawia groteskę, uczestnicząc w uroczystości (tak to określiła jedna z prawicowych telewizji) odbioru maseczek z Chin, na mojego e-maila spływała informacja prasowa, że dzięki darowiźnie Kulczyk Foundation w wysokości 20 mln złotych zakupiono 1 mln masek chirurgicznych, 1,5 mln masek FFP2 N95, 100 tys. kombinezonów klasy II, 100 tys. gogli i 100 tys. przyłbic.
Gigant odzieżowy LPP przekaże 20 tys. maseczek. Trafią do domów pomocy społecznej. Polsat i Plus przekażą 2000 tabletów do domów dziecka. Mosquito zamiast ubrań dla kobiet, szyje maseczki. Żabka sprzedaje maseczki rezygnując z marży. Drutex daje 1 milion złotych szpitalom. Ta lista jest długa i zawiera sporą część światowego oraz lokalnego biznesu. Tesla, Ford, Renault i wiele innych firm, przestawiło wajchy w fabrykach, by zamiast samochodów, produkować respiratory.
Najbliżej trafnych rozwiązań na ratowanie świata są miliarderzy i biznesmeni. To prywatne korporacje pracują nad lekami i nad szczepionką. Kanadyjska firma biofarmaceutyczna Medicago (za którą jak na ironię stoi stoi wielki koncern tytoniowy Philip Morris International) jest blisko znalezienia leku zapobiegającego skutkom koronawirusa na bazie… liści tytoniu. Na podobnych zasadach szczepionki szukają małe firmy z Polski czy estoński Icosagen. Dietmar Hopp, mojemu otoczeniu znany głównie z faktu posiadania klubu piłkarskiego TSG Hoffenheim, tym razem chce wygrywać trofea w medycynie. Pierwsze – przyzwoitości – wygrał z chwilą odrzucenia lukratywnej propozycji Donalda Trumpa, by postępy swoich prac przekazań Amerykanom. Niemiecki miliarder, założyciel firmy informatycznej SAP, a także 80-procentowy udziałowiec CureVac, jest jednym z faworytów wyścigu. Aviva, znana firma ubezpieczeniowa, rozdaje darmowe ubezpieczenia dla pracowników służby zdrowia. Stacje Circle K i BP rozlewają im darmową kawę. I tak dalej, i tak dalej.
Jakie pobudki kryją się za tymi wszystkimi ludźmi? Może ktoś chce poprawić sobie wizerunek i pokazać, że bogaci są fajni i w miarę uczciwi. Może ktoś ma poczucie, że tak po prostu trzeba. Może ktoś boi się strat, które jego biznesowi przyniesie koronawirus. A może ktoś koniunkturalnie chce znaleźć rozwiązanie tego problemu i na tym rozwiązaniu zarabiać?
Nie ma to wszystko znaczenia, bo i tak robią więcej od państwa
Nie ma to wszystko znaczenia, ponieważ polski i globalny biznes pracuje na rzecz walki z koronawirusem, gdy państwa beztrosko pogrążają się w chaosie próbując okiełznać służbę zdrowia. Nie sposób oddać słowami absurdalny charakter tych zjawisk. Służba zdrowia to coś czym państwo zajmuje się na co dzień. To jest dosłownie jeden z pięciu głównych powodów, dla których mamy państwa. A oni i tak nie potrafią tego dobrze zrobić.
Pytam więc na jakiej podstawie niektórzy głoszą sądy o końcu kapitalizmu? Na jakiej podstawie padają tezy, że wolny rynek negatywnie zweryfikował się w tej sytuacji i po epidemii zostanie nam tylko socjalizm? Po co paść jeszcze bardziej te nieudolne koncepcje państwowości, tocząc wizje gwarantowanych dochodów podstawowych?
Kapitalizm w tej chwili szyje maseczki dla służby zdrowia, kapitalizm w tej chwili rozdaje sprzęt za darmo służbie zdrowia, kapitalizm staje na głowie jak zachować pensje ludzi, by setki milionów ludzi pomimo braku możliwości pracy, nadal otrzymywały wynagrodzenie (nawet jeśli to będzie wymagało ofiar). Kapitalizm produkuje respiratory. Kapitalizm szuka szczepionki. Kapitalizm knuje koncepcje, które utrzymają nasz świat w ryzach. Kapitalizm dał nam narzędzi i dał nam nadzieję.
Socjalizm dał nam jak dotąd jedynie groźby w stosunku do mediów i zakaz wypowiadania się przez lekarzy o brakach w wyposażeniu szpitali.