Przestępcy nie oszczędzają już nawet dostawców pizzy i kebabów. Tym razem wygłodniały sprawca został złapany.
Mówi się, że jak kochać to księżniczki, a jak kraść to miliony. W praktyce jednak widać, że złodzieje nie zawsze obierają sobie „ambitne” cele swoich przestępczych poczynań. 28 października w Słupsku napadnięto na pracownika jednego z barów z kebabami i pizzą. Głównym celem kradzieży było właśnie dowożone jedzenie.
Kierowca transportował wyjątkowo duże zamówienie, zapakowane w dwóch termosach termicznych. Okazało się jednak, że podany adres nie był prawdziwy, a posłużył jedynie do zwabienia ofiary. Na klatce schodowej zamaskowany mężczyzna napadł na dostawcę i zachowując się w sposób który rzecznik miejskiej policji określił jako „bardzo wulgarny i agresywny”, zabrał jedzenie. Łupem padło sześć kebabów, dwa hamburgery, zapiekanki, sosy i napoje.
Powiadomieni o zajściu policjanci zaczęli przeszukiwać okolice osiedla, na którym doszło do kradzieży. Podczas legitymowania podejrzanie wyglądającego mężczyzny, zauważyli że ten ma na twarzy oraz odzieży plamy od sosów, a także czuć od niego wyraźną woń przypraw do kebabowego mięsa. Zatrzymany przyznał się, że to on napadł na dostawcę. W chwili ujęcia był nietrzeźwy.
W myśl prawa kradzież może kwalifikować się jako wykroczenie lub przestępstwo. Granicą jest tu ¼ minimalnych dochodów, czyli na chwilę obecną kwota łupu powyżej 437,50 zł sprawia, że złodziej odpowiada nie na zarzuty z kodeksu wykroczeń, a kodeksu karnego. Tym samym grozi mu kara pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat.
Tak właśnie było w tym przypadku, bowiem straty w jedzeniu oszacowano na 700 złotych. Wygląda na to, że właściciele baru szykowali się na jedno z większych zamówień, a zamiast tego doczekają się sprawiedliwości wymierzonej przez sąd. Złodziej prawdopodobnie będzie musiał pokryć straty materialne. Niezależnie od tego jak dużą część łupu zdołał zjeść, to mógł być najdroższy fast-food w jego życiu.
Fot. tytułowa: shutterstock.com