Nie przepadam za instytucją strajku, nie popieram strajków, jeżeli nauczycielom nie podobają się warunki pracy, to droga wolna – jest wiele wspaniałych rzeczy, które można robić na świecie.
Natomiast niech nasi rządzący zastanowią się czy aby na pewno chcą żeby ci ostatni sensowni ludzie, którzy do zawodu nauczyciela szli jeszcze z pasji i powołania, a nie dlatego, że w życiu im nie wyszło, zostali w szkołach.
Ile zarabia nauczyciel? Śmiesznie mało, grzmiała na łamach Bezprawnika Emilia Wyciślak. Magister z przygotowaniem pedagogicznym, najbardziej wymagający wariant, zarabia wedle jej wyliczeń na samym początku swojej drogi poniżej 2500 zł brutto. 2500 zł brutto, co daje około 1800 zł na rękę.
Kto pójdzie do pracy, która z tytułem magistra gwarantuje wynagrodzenie rzędu 1800 zł na rękę? Kto w ogóle myśli dzisiaj o takiej drodze kariery? Pewnie nikt. A to z kolei oznacza, że jeśli już ktoś ląduje w zawodzie nauczyciela mając zaledwie licencjat bez przygotowania pedagogicznego lub ukończone kolegium nauczycielskie bądź kolegium języków obcych, dostanie 1900 zł brutto, czyli na rękę 1390 złotych.
1390 złotych na rękę
W dzisiejszych czasach trudno jest znaleźć kogoś, kto będzie zamiatał podłogę za 1390 złotych miesięcznie. Nie chcę nikogo urazić, ale też bądźmy uczciwi w rozmowie ze sobą – każdy potrafi zamiatać podłogę, nie jest to praca szczególnie wymagająca, dlatego jej wartość jest niska.
Wartość pracy nauczyciela… No właśnie. I tutaj pytanie do naszego rządu. Jaka jest wartość pracy nauczyciela? Moglibyśmy odwoływać się aż do Bismarcka, który twierdził, że absolutnie nie powinna być za duża (i tak już zostało) do dziś, jednak w jakich perspektywach stawia to przyszłość naszego narodu.
Zawód nauczyciela jest zawodem objętym niemalże państwowym monopolem. Szkoły prywatne stanowią margines zarezerwowany dla elit. Podobnie jak w przypadku niegospodarności w państwowych spółkach czy państwowych bankach (np. koncepcji, by Pekao kupiło braciom Karnowskim Radio Zet), również i w tej kwestii czuję się zmuszony, jako obywatel, zająć stanowisko:
Państwo skąpi na polskiej oświacie
Podczas, gdy w budżecie znajdują się miejsce na bzdury, dotacje, granty, dofinansowywania czy niesprawiedliwe programy socjalne typu 500+, tnie się na najbardziej fundamentalnych dziedzinach, w których dostrzegalna jest niemal wykańczająca konkurencje dominacja państwa – edukacji i służbie zdrowia.
Niech państwo sprywatyzuje edukację i służbę zdrowia, a wtedy nie powiem ani słowa. Jeśli jednak chce sobie pozostawiać w tej materii prawo niemalże monopolu, oczekuję inwestycji w system oświaty.
- Wynagrodzenia nauczycieli w znaczący sposób odbiegają od standardów nawet prostych zawodów fizycznych nie wymagających kwalifikacji.
- Nauczyciel nie jest prostym zawodem fizycznym
- Nauczyciel to zawód wymagający kwalifikacji
I tu nawet nie chodzi o to, że nauczycieli nie będzie. Bo będą. Ale jacy? Kto dziś w liceum mówi, że po maturze będzie chciał zostać nauczycielem? Kto marzy o takiej drodze kariery? Albo wariaci, albo wybitni pasjonaci. Jednak polskie szkoły niebawem zostaną opanowani przez zastępy frustratów i nieudaczników.
Mam w pamięci moich nauczycieli z młodości. W zdecydowanej większości wybitne jednostki. Mam też w pamięci pukający wówczas do drzwi „młody narybek”. Różnica jakościowa dostrzegalna gołym okiem, nie tylko ze względów doświadczenia. A to było ponad dekadę temu, gdy zarobki nauczycieli nie rozjeżdżały się aż tak bardzo z galopującymi możliwościami rynku.
Zwolnijcie sobie nawet wszystkich strajkujących nauczycieli
Kompletnie nie interesują mnie losy nauczycieli, którzy walczą o 200 złotych podwyżki.
A to dlatego, że 200 złotych jałmużny nie rozwiązuje problemu instytucjonalnego. Ja mam na myśli pensje ustalane na poziomie średniej krajowej. Nauczyciel to funkcja, która przez kilka lat kształtuje każdego obywatela naszego kraju. My zaś, jako państwo, wysyłamy czytelny sygnał, że nauczycielem może być byle kto, byle gdzie, za byle co. To błąd, który przypłacimy nieznajomością historii, nieznajomością kultury i coraz gorszą umiejętnością myślenia.
A ponadto uważam, że 500+ powinno zostać zniszczone
I tutaj właśnie dochodzimy do sedna, które prezentuję we wszystkich swoich tekstach na Bezprawniku na temat programu 500+.
Po 1989 roku rozpoczęliśmy niesamowitą pogoń za Europą zachodnią. Mieliśmy w tej pogoni sukcesy, jednak w okolicy 2015 roku część Polaków powiedziała sobie „już dobrze jest, już starczy, siadajmy do stołu”. I zaczęliśmy przejadać zarobione pieniądze, a konkretnie zaczęli je przejadać najpłodniejsi obywatele. To nie jest ani sprawiedliwe, ani dobre, ponieważ jako państwo wciąż mamy wiele do nadgonienia. Te pieniądze można i trzeba inwestować w kraj, a nie w pirackim stylu dzielił łupy zrabowane na okręcie prawa podatkowego.
Prawo i Sprawiedliwość mówi, że za pieniądze z 500+ niektóre dzieci po raz pierwszy zobaczyły polskie morze. Moim zdaniem inwestując część tych pieniędzy długoterminowo w polską edukację, polski uczeń mógłby wypłynąć na oceany. Teraz niechybnie czeka go kąpiel co najwyżej w kałuży.