Prace społeczne za homofobiczne busy
Przypomnijmy od czego się to wszystko zaczęło. Na początku 2019 roku PiS rozkręcił homofobiczną kampanię, jako pretekst biorąc warszawską kartę LGBT, i na ataku na tę społeczność rozgrzał debatę publiczną aż do zwycięskich wyborów do Parlamentu Europejskiego. Wspierał ich kościół, wspierali narodowcy, wspierali też pro-liferzy z Fundacji Pro Prawo Do Życia. To oni wpadli na pomysł, by wysłać na ulice polskich miast pojazdy oklejone homofobicznymi hasłami. Nie zamierzam ich tu cytować, dość powiedzieć że próbowały one przyrównywać osoby ze społeczności LGBT do pedofili. Sporo było obywatelskich zatrzymań tych pojazdów, niedługo potem ich kierowcy zaczęli stawać przed sądami. Ale inicjatorzy całego procederu pozostawali bezkarni. Do dzisiaj.
Oto bowiem sąd w Gdańsku wydał dziś wyrok w sprawie wytoczonej przez trzy osoby związane z trójmiejskim stowarzyszeniem Tolerado. Sporządziły one prywatne akty oskarżenia, oskarżając zarząd Fundacji Pro Prawo Do Życia o ich zniesławienie. Nie ma bowiem niestety w polskim prawie czegoś takiego jak przestępstwo z nienawiści wobec osób LGBT. Dlatego trzeba było uciec się do innego wybiegu prawnego, jakim jest właśnie prywatny akt oskarżenia. Sąd dziś przyznał rację jego autorom i skazał szefa fundacji na rok ograniczenia wolności, obowiązek przeprosin na rzecz pokrzywdzonych i zapłatę nawiązki na rzecz Polskiej Akcji Humanitarnej w wysokości 15 tysięcy złotych. Pozostałe dwie osoby z zarządu fundacji zostały uniewinnione, bo – zdaniem sądu – to jedynie Mariusz D. był osobą odpowiedzialną za organizację całej akcji z homofobusami (nazywanymi też pogromobusami).
Przełomowy wyrok dla społeczności LGBT
Wyrok jest nieprawomocny, ale jeśli zostanie utrzymany w mocy, to Mariusz D. będzie musiał przez 20 godzin miesięcznie wykonywać prace społeczne. Czyli na przykład zamiatać ulice. Te same, po których jeździły nasłane przez niego pojazdy wypełnione obrzydliwymi i kłamliwymi treściami. Ale nie tylko o satysfakcję pokrzywdzonych w tym procesie chodziło. Chodziło też o wyznaczenie pewnego nowego precedensu, pokazującego że osoby ze społeczności LGBT również są w polskim systemie prawnym chronione. Nie dosłownie – bo nie ma przepisu wprost stającego w ich obronie – ale na bazie obecnego kodeksu karnego, który penalizuje zniesławienie. Będące występkiem o bardzo szerokim charakterze.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
Jeśli więc proliferzy z Fundacji Pro Prawo Do Życia będą chcieli kontynuować swoją akcję, to będą musieli liczyć się z tym, że sąd we Wrocławiu, Łodzi czy Poznaniu wyda na nich podobny wyrok skazujący. I nie ma tu mowy o naruszeniu wolności słowa. Te busy nie były w żadnym wypadku realizacją swobody wypowiedzi. Było to jawne łamanie praw osób LGBT poprzez przypisywanie im absurdalnych i niepotwierdzonych niczym cech. Dlatego dzisiejszy wyrok sądu w Gdańsku to sprawiedliwość, na którą osoby tłamszone od kilku lat przez obecną władzę zdecydowanie zasłużyły.
(zdjęcie pochodzi z twitterowego profilu Sebastiana Klauzińskiego @s_klauzinski)