Wyłudzanie nienależnych bądź zbyt wysokich zasiłków macierzyńskich to istna plaga ostatnich lat. Do nadużyć dochodzi na tyle często, że kontrole ZUS nie są wyrywkowe, a wszczynane praktycznie z automatu w zdecydowanej większości wniosków. Nie znam statystyk skuteczności takich postępowań, ale wewnętrznie czuję, że wynik jest zdecydowanie na korzyść naszego ulubionego ZUS. Sytuacja jest o tyle kuriozalna, że w większości przypadków nasz Sąd Ludowy, czyli internauci w komentarzach, biorą ubezpieczyciela w obronę. Tak przecież było w opisywanej na łamach Bezprawnika historii asystentki zarządu Evercode.
Na kanwie podobnej historii, SN wydał ważne orzeczenie na korzyść ZUS
W tej historii główną bohaterką była prezes pewnej spółki jawnej. W momencie, kiedy dowiedziała się, że zaszła w ciążę, wraz z dwoma innymi wspólnikami swojej spółki powołała do życia spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością, aby następnie z tą spółką podpisać umowę zlecenie. Współpracę rozpoczęła 1 marca 2013 roku, otrzymując wypłatę w wysokości 1500 zł. Po miesiącu umowa została zmieniona, a samo wynagrodzenie podwyższone do, uwaga, 12 tysięcy złotych. Po kolejnych trzech miesiącach, 1 lipca 2013 roku wynagrodzenie obniżono do 7 tysięcy złotych. Kobieta jednak nie zbiedniała za bardzo, ponieważ spółka przyznała jej nagrodę w wysokości 7 tysięcy złotych. Zabawne jest również to, że od 21 marca kobieta przebywała na zwolnieniu lekarskim, aż do lipca. Do pracy wróciła na 2 miesiące, aby w październiku ponownie odpoczywać na zwolnieniu. Dziecko urodziła w połowie listopada.
ZUS skontrolował finanse spółki i złapał się za głowę
Przekręt nie był najwyższych lotów. Bardzo szybko okazało się, że na tak wysokie wynagrodzenia dla zleceniobiorcy spółka najzwyczajniej w świecie... nie miała pieniędzy. Według bilansu finansowego, przychody spółki w tym okresie wahały się od 5 do 11 tysięcy złotych miesięcznie. Kobieta wystawiała faktury na kwoty między 7 a 12 tysięcy złotych. Przy okazji - prezes nie pobierał żadnego wynagrodzenia, a handlowiec zatrudniony w firmie otrzymywał pensję w wysokości 340 zł. Celem każdej spółki jest oczywiście wypracowanie zysków. Celem tej spółki najwidoczniej miało być zadłużenie się, aby zapłacić wybitnej pracownicy. Na marginesie należy dodać, że kobieta nie pracowała w Uberze. W efekcie ZUS uznał, że realnym wynagrodzeniem, na jakie spółka mogła sobie faktycznie pozwolić była kwota 1500 zł miesięcznie i tę kwotę uznał za podstawę do obliczenia zasiłku macierzyńskiego. Kobieta oczywiście od decyzji się odwoływała, a sprawa ostatecznie trafiła przed oblicze Sądu Najwyższego.
ZUS ma obowiązek weryfikować podejrzane wynagrodzenia
Sąd nie miał najmniejszych wątpliwości, że ZUS mając wiedzę na temat podejrzanych wynagrodzeń pracownika, powinien te deklaracje zweryfikować.
Ten wyrok z całą pewnością będzie stanowił mocne działo w całym arsenale ZUS. Nie ma co się dziwić, w końcu system ubezpieczeń społecznych jest skonstruowany na zasadzie jednego dużego worka, do którego każdy musi wrzucić swoją dolę, aby inni mogli z tego worka coś wyciągnąć. Warto o tym pamiętać, bo każda złotówka wyłudzona z tego worka to złotówka, o jaką prawdopodobnie obniży się nasza przyszła emerytura. System ma mnóstwo wad, ale dopóki nie wymyślimy lepszego sposobu na redystrybucję zgromadzonych w nim środków, trzeba dbać o to, aby worek był szczelny.