Sponsoring sportowy to grząski temat. A sponsorowanie poszczególnych klubów sportowych przez spółki Skarbu Państwa wywołuje jeszcze więcej emocji. Okazuje się bowiem, że często – jako podatnicy – płacimy na klub sportowe, o których istnieniu nie mieliśmy do tej pory pojęcia. Czy współfinansowanie sportu, zwłaszcza w niższych ligach, jest w naszym interesie?
Sponsoring sportowy jest powszechny. Zwłaszcza jeśli chodzi o spółki Skarbu Państwa
Bez sponsoringu sportowego kluby sportowe po prostu by nie istniały – i nie jest to żadna tajemnica. Sponsorem klubu dowolnej dyscypliny mogą być podmioty prywatne, może być miasto. I tak jest zresztą najczęściej, co nikogo nie powinno dziwić. Miastu zależy na tym, by klub funkcjonujący w przestrzeni miejskiej generował przychody, prywatnym sponsorom zależy na reklamie i ociepleniu wizerunku. Ten wymiar sponsoringu jest zrozumiały, chociaż nie zawsze spotyka się z ciepłym przyjęciem przez mieszkańców danego miasta. Wiadomo jednak, że wszystkich się nie zadowoli, a podział miejskiego budżetu zawsze wzbudzi czyjeś wątpliwości.
Prawdziwa dyskusja zaczyna się jednak przy finansowaniu poszczególnych klubów czy zawodników przez spółki Skarbu Państwa. Czyli de facto z pieniędzy podatników. I pół biedy, jeśli któraś ze spółek jest akurat sponsorem reprezentacji Polski (niezależnie od dyscypliny). Większość osób na wieść o tym westchnie, przewróci oczami, coś pomruczy pod nosem i wzruszy ramionami. Sponsoring sportowy reprezentacji jest w końcu potrzebny nam wszystkim. Zdajemy sobie sprawę z tego, że spółki przekazują realne środki np. na pokrycie kontraktów reklamowych zawodników czy trenera. A lepsze zarobki powinny przełożyć się na lepsze wyniki, czyli dumę dla nas wszystkich.
Co jednak, jeśli któraś z spółek postanowi, że będzie sponsorować losowy klub w Polsce?
Wszyscy płacimy na Unię Tarnów, Astorię Bydgoszcz czy Turów Zgorzelec
Kierujący spółkami Skarbu Państwa zaskakująco często wyrażają zgodę na sponsorowanie klubów sportowych. Na przykład taki PKN Orlen ukochał sobie siatkówkę i wspiera nie tylko całą dyscyplinę, ale także i Wisłę Płock, której jest generalnym sponsorem. A, no i na przykład Anitę Włodarczyk. Ktoś powie – ok. Ktoś może nie przepada za siatką czy lekką atletyką, ale przynajmniej wspierani osiągają jakieś efekty. No to co na przykład można powiedzieć o sukcesach Unii Tarnów, którą Grupa Azoty dzielnie wspiera od wielu lat, a jedyne co Unia ostatnio zrobiła, to spadła z Ekstraligi żużlowej? Oczywiście pomijamy całkiem oczywistą kwestię, że większość Polaków nie zdaje sobie w ogóle sprawy z istnienia takiego klubu jak Unia Tarnów (z całym szacunkiem dla tarnowian i kibiców żużlowych – sama uwielbiam tę dyscyplinę, która przyciąga zresztą całkiem sporo sponsorów, którzy potem nawet kłócą się między sobą). A skoro nie zdaje sobie sprawy, to jaki mają interes w tym, by taki klub, de facto, współfinansować?
Właściwie to żaden. No, chyba że taki, żeby sport w Polsce nie umarł całkowicie, mimo że i tak nie jest w najlepszej kondycji. Delikatnie mówiąc.
Czy nam się to podoba, czy nie, będziemy płacić na kluby sportowe, chyba że chcemy pozbawić się większości sportowców
Sponsoring sportowy w 2016 r. osiągnął zawrotną wartość 832 mln zł. W 2020 miał sięgnąć miliarda, ale nie zdziwiłabym się, gdyby już przekroczył tę wartość. Niemal połowa tej kwoty pochodziła z kieszeni spółek Skarbu Państwa, a tym samym – z kieszeni podatników.
A teraz wyobraźmy sobie, że nagle tych pieniędzy po prostu nie ma, a podmioty prywatne nie mają porównywalnych funduszy do zainwestowania w kluby lub po prostu nie chcą tego robić. Nagle z mapy Polski znika wiele małych klubów, a większe wpadają w kryzys. Znaczne obcięcie środków ze sponsoringu to jak odcięcie dopływu tlenu. Kluby nie stać na zawodowców, ale nie stać też nawet na amatorów. Młodzi sportowcy nie mają się gdzie rozwijać, bo w okolicy ich miejsca zamieszkania nie działa żaden klub.
Oczywiście można twierdzić, że sport nie jest Polakom potrzebny do szczęścia. Że i tak nasi sportowcy mają często mierne wyniki (poza niektórymi chlubnymi wyjątkami). Tylko tak można podchodzić do wszystkiego, co finansuje lub współfinansuje państwo i podmioty od niego zależne. Sama niechętnie patrzę na kluby sponsorowane przez spółki Skarbu Państwa (nie oszukujmy się, często mają tzw. handicap w swojej lidze lub dyscyplinie), ale wiem też, że bez takiego wsparcia sport w Polsce rozwijałby się jeszcze gorzej.
A przecież sport (uwaga, herezja) jest tak samo ważny jak chociażby kultura. I nierzadko wymiernie wpływa na różne kwestie społeczne – ot, choćby na umiejętność współpracy w grupie, naukę zdrowej rywalizacji czy determinacji i sumienności. A mam wrażenie, że to akurat jest nam, jako społeczeństwu, szalenie potrzebne.